Obietnica

4.7K 86 21
                                    


Dziś mam niespodziankę! :D

Nie jest to kolejna część Chatu, ale One-Shot, napisany już jakiś czas temu. Mam nadzieję, że wam się spodoba ^^

Gdybyście znali to kogoś, kto lubi czytać o Marvelu, z chęcią takie osoby zapraszam! :D Powiedzcie im o tym skromnym profilu, a nóż komuś się tu spodoba ;P Promo mile widziane <3

Miłego czytania! ;*

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


  Steve Rogers znów poczuł to przerażające uczucie bezradności, które dręczyło go przy pierwszej stracie Bucky'ego. Już wtedy trudno mu się było pozbierać i obwiniał się o jego śmierć, nawet po wybudzeniu ze śpiączki trwającej kilkadziesiąt lat. A dziś znów patrzył jak jego najlepszy przyjaciel odchodzi i co gorsza ponownie nic nie mógł na to poradzić. Klęczał przy tym, co zostało z Jamesa i starał się zrozumieć, jak tylu bohaterów zgromadzonych w jednym miejscu, w dodatku wspomaganych przez potężną armię Wakandy, mogło przegrać. Zastanawiał się co z Tony'm, bo mimo całej sytuacji sprzed dwóch lat nadal się o niego martwił. Czy przeżył? A może umarł gdzieś w samotności i nikt nawet o tym nie wie?

Kapitan Ameryka od dawna nie czuł takiego bólu. Nie przypuszczał, że znowu może stracić jedyną osobę, która była dla niego jak brat. Bucky tak się cieszył, że usunięto z jego głowy Zimowego Żołnierza. Tak się cieszył, mogąc żyć w tak cichym, bezkonfliktowym miejscu. Tak się cieszył, gdy zaznał upragnionego spokoju. A teraz wróg to wszystko mu odebrał. To i znacznie więcej – życie.

W oddali słyszał Rhodesa nawołującego Sama. Wiedział już co to oznacza – stracił właśnie kolejnego przyjaciela. Bucky, Sam, T'Challa, Wanda... Kto jeszcze? Ilu ludzi straciło życie, broniąc całego świata? Ilu niewinnych ludzi musiało zginąć, bo oni, Avengersi, nie zdołali pokonać jednego gnoja pragnącego zabić połowę istot żyjących we wszechświecie?

Steve po raz kolejny dotknął ręką pyłu, którym kilka minut temu był Bucky.

- Cholera – zaklął, co zdarzało mu się niesamowicie rzadko.

Widział Thora stojącego kilka metrów dalej, przypatrującemu się w przerażeniem całemu zajściu. Widział Natashę, która, gdy tylko zobaczyła go klęczącego przy pyle pozostałym po Buckym, zakryła usta ręką, a w jej oczach pojawiły się łzy. Widział Okoye, która rozglądała się wokół przerażonym wzrokiem. Widział w oddali tego dziwnego gadającego szopa, który przybył tu wraz z Thorem, a teraz klęczał bezradnie przy połamanym pniu.

Widział tyle cierpienia, tyle niezrozumienia. Bolało go serce. Czuł się okropnie – jakby zawiódł cały wszechświat, zarówno tych, którzy zmienili się w pył, jak i tych, którzy przeżyli i stracili swoich bliskich. Steve Rogers chciał płakać. Po raz kolejny nie był w stanie ocalić najlepszego przyjaciela. Po raz kolejny mógł tylko patrzeć jak umiera. I po raz kolejny poczuł na sercu ciężar, który nie zniknie dopóki Bucky i cała reszta nie wrócą bezpiecznie do domu.

Postanowił. Dołoży wszelkich starań, by pokonać tego skurwysyna. Zwróci życie poległym, nieważne za jaką cenę. Wrócą. To obietnica. Obietnica Steve'a Rogersa. 

MARVEL Chat & One ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz