Vormir (2)

1.9K 57 14
                                    

Dziś zepsuję wam humor kolejnym one-shotem z serii "Vormir" - ależ ze mnie bezduszna wiedźma :c

Tym razem para, która wyruszyła po Kamień Duszy to...


Natasha & Bruce!


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&


Stali nad przepaścią, mając w głowie słowa Strażnika.

Dusza za duszę.

Bruce zacisnął pięści, czując w sobie narastający gniew. Towarzyszyła mu ogromna rozpacz. Podświadomie wiedział, jak to się skończy. Nie chciał tego, ale jak można temu zapobiec? Czy jest w ogóle jakikolwiek sposób na uniknięcie takiego poświęcenia? Czemu inne Kamienie można  tak po prostu zdobyć, a za Kamień Duszy trzeba  oddać jedno życie?

Fala smutku zalała Bruce'a, gdy przypomniał sobie wszystkie miłe chwile spędzone z Natashą. To jak się uśmiechała. To jak potrafiła uspokoić Hulka. To jak walczyli ramię w ramię wraz z resztą Avengersów. To jak piła drinka, siedząc na leżaku nad basenem. To jak malowała paznokcie.

Była idealna. Myliła się mówiąc, że nie potrafi kochać. Albo że nie potrzebuje miłości. Ona sama darzyła nią pozostałych członków swojej rodziny, nawet jeśli nie do końca zdawała sobie wcześniej z tego sprawę. I oni kochali ją. Nie patrzyli na to, kim była. Nie patrzyli na to, co robiła. Widzieli w niej Nat – najdroższą, jedyną, niezastąpioną Nat.

Byli rodziną. Zanim nadszedł Thanos, zanim rozpoczęła się bitwa w Wakandzie, wszystko było idealne. Zażegnanie konfliktu między Stevem i Tonym, wyleczenie Bucky'ego Barnesa z Zimowego Żołnierza, zaręczyny Starka i Pepper, nowi potencjalni rekruci – Spiderman i Antman.

A teraz połowy tych ludzi nie ma. Zniknęli, nagle, w ciągu sekundy. Tak jak połowa wszechświata. Wystarczyło jedno pstryknięcie. Śmierć tylu osób sprawiła, że Avengersi czuli ogromne poczucie winy. Czuli tak wielki ciężar, jakiego nie potrafiły opisać żadne słowa.

Bruce przypomniał sobie wyraz twarzy Steve'a, gdy podszedł do pyłu, którym sekundy wcześniej był Bucky. Widział przerażenie na twarzy Thora. Widział strach w oczach Rhodneya. Widział niezrozumienie i ból w oczach Natashy. Widział łzy spływające po policzkach Starka, gdy patrzył na zdjęcie Petera Parkera. Widział rozpacz i gniew w Clincie. Widział tyle cierpienia i jednocześnie czuł ogromną bezradność. Wielcy Avengersi, wspaniali obrońcy Ziemi... A co zrobili, kiedy pojawił się Thanos? Nic. Nie dali rady, mimo że walczyli wraz z całą armią Wakandy. Może gdyby wszyscy byli razem, gdyby Tony wraz z kilkoma bohaterami nie wylądował na Tytanie... Może wtedy świat wyglądałby inaczej.

Bruce w końcu odważył się spojrzeć na Natashę. Ta, cały ten czas wpatrywała się w dół przepaści. Oczy miała załzawione, ale mimo to nie uroniła do tej pory ani jednej łzy. Dłonie zacisnęła w pięści i zagryzła zęby.

Wtedy Banner to sobie uświadomił.

Ona wie. Jest świadoma tego, jaki los ją czeka.

Nie. Bruce nie mógł na to pozwolić. Musi być inny sposób. Musi!

- Wygląda na to, że to nasze ostatnie pożegnanie – odezwała się nagle Natasha. Starała się zapanować nad łamiącym się głosem.

- Nat, poczekaj... - Bruce podszedł do niej i wyciągnął do niej rękę, która ta natychmiast ujęła. – Wymyślimy coś, tylko daj mi trochę czasu.

- Oboje dobrze wiemy, że to muszę być ja. – Romanoff smutno się uśmiechnęła. – Ty byś przeżył ten upadek. – Spojrzała mu w oczy, a po jej prawym policzku poleciała pojedyncza łza. – Jeśli nie zdobędziemy tego kamienia, miliardy ludzi pozostaną martwi. Nie możemy na to pozwolić. – Szepnęła. – Nie teraz, gdy wiemy, że możemy ich ocalić.

Bruce otworzył usta, by coś powiedzieć, ale nie wydobyło się z nich żadne słowo. Wiedział, że Natasha ma rację, ale nie potrafił przyjąć do świadomości faktu, że za chwilę ją straci. Kobietę, którą kochał, na której zależało mu tak, jak na nikim innym. Nie chciał się z tym pogodzić. Co powie innym? Jak to przyjmą? Jak sobie bez niej poradzą?

- Od dawna byliście moją rodziną. – Natasha oparła swoje czoło o jego. – I zawsze nią będziecie. Jeśli moje poświęcenie przywróci życie tym, którzy niesłusznie je stracili... Jestem na nie gotowa. – Ponownie spojrzała mu głęboko w oczy. – Żałuję tylko, że nie mieliśmy dla siebie więcej czasu.

- Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał być na twoim miejscu. – Szepnął Bruce, wplatając palce we włosy Romanoff. – Zrobiłbym wszystko, by cię ocalić. Wszystko.

W odpowiedzi Natasha posłała mu smutny uśmiech.

- Wiem.

Przez kilka sekund wpatrywali się w siebie w milczeniu. W końcu agentka odsunęła się od Bannera, robiąc kilka kroków w stronę krawędzi. Właśnie wtedy Bruce zaczął panikować. Jego szyja zaczęła się robić zielona, a on sam czuł w sobie narastającą furię.

- Hej, hej! – Natasha uniosła ręce w uspokajającym geście. – Tylko bez zielonego, proszę. To i tak niczego nie zmieni, Bruce. – Romanoff uważnie wpatrywała się w doktora.

Gdy Bruce'owi udało się zapanować nad bestią, złapał się za głowę i upadł na kolana. Nie umiał już dłużej powstrzymywać łez. To było dla niego zbyt trudne. Siedział na ziemi w takiej pozycji przez kilka długich sekund, aż nagle coś sobie uświadomił.

Nie było jej.

Rozejrzał się z przerażeniem wokół, ale jej nigdzie nie było. Spojrzał w stronę przepaści, a coś wewnątrz jego klatki piersiowej niewyobrażalnie mocno zacisnęło się wokół jego serca. Jasno niebieskie światło rozbłysło nad górą i zawiał mocny wiatr. W tamtej chwili Bruce już wiedział.

Stracił ją. Stracił Natashę. 


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&


Nienawidzę uśmiercać postaci, które lubię :c

Ale to musiała być Nat, choć moje serce płakało, gdy pisałam tego shota :(


MARVEL Chat & One ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz