7| On wrócił?

183 12 2
                                    

*Marinette Pov*

Postanowiłam nie przeżywać tego. Już kiedyś wpędził mnie on w problemy.  Kiedy weszłam na góre zobaczyłam mojego tate, który coś tworzył w kuchni przy tym coś sobie nucąc.

Prześlizgnełam się do mojego starego pokoju tak aby mnie ojciec nie zobaczył. Postanowiłam zaszyć się w nim i na chwile obecną nie wychodzić. Iż zbliżał się już wieczór, a moje powieki były ciężkie postanowiłam się zdrzemnąć.

Obudziłam się w nocy, nie wiedziałam dokładnie, która była godzina. Przemyłam twarz zimną wodą, zwinełam się w koc i wyszłam na balkon.

Dawno nie podziwiałam widoków z takich wysokości wiadomo, że bywałam wyżej ale i tak tęskniłam za tym.

Była dzisiaj pełnia - pamiętam jak zawsze Czarny Kot odwiedzał mnie właśnie przy największym i najjaśniejszym księżycu.

Niestety te czasy już nie wrócą, bo nie istnieje już coś takiego jak "Zgrana Para Superbohaterów z Paryża - Biedronka i Czarny Kot"

Szczerze, mimo że nie trawiłam zbytnio jego zachowania i innego poczucia humoru, to tak naprawdę cholernie za nim tęskniłam i jego kocimi flirtami.

Kiedy już miałam wychodzić usłyszałam
-"Już uciekasz od mnie, Księżniczko?"
Nie mogłam w to uwierzyć.
Absolutnie.
Odwróciłam się, zobaczyłam jego uśmiech. Moje oczy zaszkliły się w moment.
Wrócił MÓJ kotek.
Siedział on na werandzie balkonu i z przekrzywioną głową na bok, uśmiechał się do mnie.
Podeszłam do niego, on zeskoczył. Wpadłam mu w ramiona i zaczęłam ryczeć, ledwo przez łzy wyksztusiłam.
-"Tęskniłam kotku"
Głaskał mnie on po głowie, nawet nie wiem kiedy usnęłam.

Obudziłam się w moim łóżku. 

Nie mogłam w to totalnie uwierzyć. Jednakże miałam dużo spraw dzisiaj na głowie przez co nie mogłam skupiać sie tylko na nim. wstałam dość wcześnie bo była to zaledwie 6.42

Postanowiłam dzisiaj zrobić sobie leniwy dzień, odpaliłam więc serial. Był on o rodzeństwie ze supermocami. Chociaż osobiście nie przepadam za scinece-fiction, to akurat ten bardzo przypadł do mojego gustu. Jednak moje plany nagle zmienił niespowdziewany SMS. Był on z nieznanego numeru. "Cześć, będę dzisiaj o 16 siedział przy rzecce ** **. Jeśli chcesz, przyjdź. Luka"

Zaczełam sie zastanawiać, czy znam kogoś o imieniu Luka  przypomniały mi się e-maile od Luki. Na początku nie byłam pewna czy chce się z nim w ogóle spotykać. Bo w zasadzie go nie znam ani nic. Jednak znudziło mnie siedzenie zawsze cicho na dupie. Postanowiłam zaszaleć, bo kto nie ryzykuje to szampana nie pije. A powiem szczerze, że owego trunku bym się z chęcią napiła.

Wstałam z łóżka, ubrałam sie w dres, włosy związałam aby tylko były związane. Zeszłam na dół tym razem mama coś robiła w kuchni.

- O cześć córeczko, nawet nie wiedziałam, że dzisiaj śpisz w domu.

Od razu wyszłam nawet nie zastanawiając sie nad odpowiedzią. Pożegnałam sie z ojcem i poszłam do swojego domu. Na szczęście przez to, że była to nijaka godzina, było mało ludzi na ulicach. Słońce było już dość wysoko, jednak było dalej chłodno, a szyby aut jak i liście były pokryte szronem. Mieszkałam troche na zadupiu. Była to uliczka między uliczkami. Ale najważniejsze, że na uniwersytet miałam blisko. 

Milly dalej nie było w domu, więc caały znowu dla mnie. Ahh uwielbiam te przedawkowanie samotności. Mój telefon zaczął dzwonić. Pomyślałam kto do cholery dzwoni do mnie tak wcześnie. To był mój szef.  Taak, zapomniałam wspomnieć, że pracuje w firmie, nie jest za duża ale jednak. Tak jak mnie prosił tak i postanowiłam szykować sie do pracy. Ubrałam czarne przyległe jeans'y z nogawkami typu dzwony, do tego koszule z falbankami. Włosy zostawiłam rozpuszczone, w tym jeden bok dałam za ucho. Wziełam małą torebkę schowałam telefon, ubrałam buty na obcasie, ale nie za dużym aby sie nie zabić i wyleciałam z domu. Do pracy miałam dobre pół godziny. Z racji iż było jeszcze rano, postanowiłam skoczyć po kawe do pobliskej kawiarni. Wziełam americano. Kiedy przyszło mi płacić myslałam, że umrę. Zapomniałam portfela z domu. Tak tak wiem jestem ofermą.

- Jeśli Pani za nią nie zapłaci będe musiał wezwać policje.- wystraszyłam sie jeszcze bardziej. Tyle szumu o głupią kawe za 10zl. 

- Ja zapłace za tą Panią. - powiedział jakiś mężczyna kiedy ja ochoczo szukałam drobnych w torebce. Spojrzałam na niego, ukłoniłam się. Skądś już go kojarzyłam.

- Jak się moge Tobie odwdzięczyć?- zapytałam, on sie jedynie uśmiechnął i zaskoczył mnie odpowiedzią.

- Dotrzyj bezpiecznie do pracy, później sie nad tym zastanowimy. - ukłoniłam się po raz kolejny. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. On już zniknął. Zastanawiałam się dłuższą chwilę nad jego słowami. "Póżniej się na-a.."

W tym momencie zostałam pociągnięta do tyłu zwracając uwagę, że prawie wpakowałam się pod samochód. Obróciłam się i wpadłam w tors chłopaka. Dalej mnie trzymał za nadgarstek ja dalej stałam spanikowana z jedną reką z wysokością lekko nad moje ramie. Nic sie nie wylało. Jednak warto było pracować chwile na kawiarni. Złapał mnie za ramiona, oddalił mnie lekko od siebie, nachylił sie  i powiedział.

- A nie prosiłem abyś dotarła BEZPIECZNIE do pracy? - to był ten sam typ co w kawiarni.

- Ile razy masz zamiar mnie dzisiaj uratować? hahha - zaśmiałam się zawstydzona.

- Tyle ile razy jeszcze będzie trzeba.- odprowadził mnie w ciszy do pracy, ponieważ w zasadzie nie zostało za dużo drogi. W ciszy. 

- Naprawdę nie wiem jak mam Ci dziękować.- ukłoniłam się, znowu. On tylko zaczął "przeganiać?" mnie rękoma, abym tylko poszła do pracy. Odwróciłam się, czasem jeszcze zaglądając do tyłu i się lekko ukłaniając,i poszłam do pracy.

Tutaj pomagałam dziale marketnigu. Chociaż z studiów już niedługo będe mogła być projektantką. Szef zawołał mnie do swojego gabinetu. Szczerze w cholere bałam się, że mnie zwolni, bo i need money. 

Wybiła godzina 16. Wreszcie mogłam opuścic miejsce pracy. Kiedy już miałam ochoczo wracać do domu przypomniał mi sie e-mail od Luki. Bardzo chciałam się z nim spotkać ale nie zdąże tam, ponieważ owa rzeka jest na drugim końcu miasta.

Jednak stwierdziłam, że musze go zobaczyć. Zaczełam biec ile sił w nogach, niestety moje obcasy tego nie wytrzymały. Także postanowiłam zdjąć je i biec boso. Nie powiem było to ciężkie i bolesne ale nie zaprzepaszcze szansy na nowe znajomości jak i życie. Kiedy dotarłam już na miejsce, cała zgrzana.

Zerknełam w rzekę, zauważyłam tam swoje odbicie na tle pięknego pomarańczowego zachodu słońca. Tak jak myślałam, go już nie było. Wszędzie było pusto, ani żywej duszy. Usiadłam na brzegu rzeki,rozpiełam pierwsze guziki koszuli i siedząc zwinełam się w kłębek. Wybuchłam, wszystkie emocje wzieły górę. Złość, nienawiść, smutek. Nie dałam rady psychicznie ..

Do tego Luka.. Zawiodłam go.

- To moja wina, tylko i wyłącznie moja. Zawiodłam go... Głupia, głupia, głupia.. - Wypowiadając te słowa uderzałam ręką w głowe. Nagle ktoś złapał moją ręke mocno, przez co już nie mogłam powtarzać wykonywanego czynu.

- Nie jesteś głupia. Nawet nie mów tak.. Oraz nie zawiodłaś mnie...

*LUKA POV*

Marinette podniosła głowe ku górze patrząc prosto w moje oczy. Miała zaszkolne oczy, płakała.. Swoim słodziutkim zapłakanym i cichym głosem wypowiedziała moje imię..

- L..L..Luk..ka?

Jedyne co zrobiłem to uśmiechnełem się jak najszerzej przechylając głowe lekko na bok.

*MARI POV*

Jego uśmiech.. Który tak pięknie muskały promienie zachodzącego słońca.. To było coś cudownie wyjątkowego.



Let me have a goWhere stories live. Discover now