Eliksiry

4.4K 217 10
                                    

Stałem przed salą w lochach. Czekanie na nauczyciela umiliło mi patrzenie jak Draco, kłóci się z przebrzydłym rudym zdrajcą krwi. Zza rogu wychodził profesor Snape, więc postanowiłem szybko zareagować.

- Draco, zostaw go. Nie warto — Złapałem go za ramię i przysiągłem w swoją stronę.

- Co Malfoy? Tchórzysz? Wiadomo, że jesteś słaby (pociski lv. Ron lat jedenaście) - No to zobaczymy Roniaczku, kto będzie się śmiał ostatni. A otóż za naszym kolegą stanął profesor Snape ze swoim morderczym spojrzeniem.

- Minus piętnaście punktów od Gryffindoru i szlaban z Filch'em do końca tygodnia. A teraz do sali — Warknął, a wszyscy posłusznie wykonali polecenie, usiadłem z Draco w drugiej ławce. Profesor zaczął lekcje od sprawdzenia listy obecności — Jesteście tutaj, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów — zaczął. Mówił prawie szeptem, ale wszyscy słyszeli każde słowo; Snape podobnie jak McGonagall potrafi utrzymać w klasie ciszę bez podnoszenia głosu. - Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatna moc płynów, które pełzną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać. - Na sali ponownie zapadła mrożąca krew cisza.

- Weasley! Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu?* Moja dłoń się w powietrze zaś z kolei ręka szlamy z pociągu wystrzeliła w powietrze niczym z procy. - Pan Riddle?

- Stworzy się, mocny eliksir usypiając tak mocny, że znany jest jako wywar żywej śmierci.

- Dziesięć punktów dla Slytherinu. Spróbujmy jeszcze raz. Weasley gdzie będziesz szukał, jeśli ci powiem, że masz znaleźć bezoar. - Ponownie moja i ręka Granger znalazły się w górze.

- N-nie wiem.

- Nie wiesz? Riddle?

- Zalecałbym zajrzeć żołądka kozy, swoją drogą bezoar jest dobry na wiele trucizn.

- Kolejne dziesięć punktów dla Slytherinu — Na twarz profesora wstąpił kpiący uśmiech, a gryfoni westchnęli głęboko. - Chyba nie zaglądałeś do żadnej książki, co Weasley? Jaka jest różnica między mordownikiem a tojadem żółtym?

- Nie wiem, profesorze.

Snape nawet nie zwracając uwagi na Granger, kiwnął na mnie, zachęcając do odpowiedzi, na jego twarzy nadal gościł ten charakterystyczny dla niego grymas.

- Mordownik i tojad to jedna i ta sama roślina zwana również akonitem.

- Brawo, to było podchwytliwe pytanie. Za swoją znajomość materiału pan Riddle zyskuje kolejne dwadzieścia punktów. Weasley twoja ignorancja zostanie nagrodzona odjęciem jednego punktu. - Wokół słychać było zadowolone pomruki domu Salazara, zaś u domu Godryka znerwicowane.

- Cisza! O co chodzi? - Ponownie nastała grobowa cisza.

- Widzi pan — Głos przejął Draco — Okazuję się, że Harrison w ciągu dwóch lekcji zdobył dla nas już sto punktów. - Snape zrobił zdziwioną minę.

- A u kogo, jeśli można wiedzieć?

- Na transmutacji u profesor McGonagal sir.

- Ciekawe... - Dalej sprawy poszły już łatwo. Snape podzielił nas na pary i kazał robić prosty napój leczący czyraki. Oczywiście w parze byłem z Draco. Praca poszła sprawnie, a na sam koniec ku nieszczęściu gryfonów dostaliśmy po pięć punktów a głowę za świetnie uwarzony wywar.

OooOoOo

531 Słów

Mamy jeden z moich ulubionych fragmentów, ale też dosyć ważnych, by ukazać traktowanie ślizgonów, a w szczególności Harrisona przez Snape'a.

Oczywiście "Harry Potter i kamień filozoficzny"

BłazenWhere stories live. Discover now