Krew

4.3K 232 16
                                    

Minęły pierwsze miesiące, a zdaje się, że nauczyciele się opamiętali i przyzwyczaili do tego, że jestem ponadprzeciętnie mądry w stosunku do mojego rocznika. No może nie wszyscy. Snape rzuca punktami przy każdej okazji, z kolei McGonagall może nie daję punktów, ale rozpływa się nad tym, jak to wspaniale idzie mi transmutacja. Na pewno jestem jednych z ich ulubionych uczniów. I mi to nie przeszkadza. W tym tygodniu odbyła się również pierwsza lekcja latania. No cóż, Malfoy pobawił się kosztem innych, dzięki czemu Weasley ma miesięczy szlaban, a ja mogłem się pośmiać. Wszystko szło świetnie. Oprócz jednego. Profesor Quirrel nadal zachowywał się podejrzanie... W szczególności w stosunku do mnie. Zacząłem łapać już pewne teorie, ale nic nie jest pewne. Już jutro Noc Duchów co oznacza wielką ucztę i pełno okrzyków radości. Żenada. I oczywiście muszę pojawić się na kolacji, bo Draco wziął sobie za punkt honoru, że mnie tam zaciągnie. Poza tym byłoby to dość podejrzane, gdybym nie przyszedł, a już wystarczy mi spojrzeń Dumbledore'a. Rozmyślając nad jutrzejszą męczarnią, położyłem się spać. To będzie ciężki dzień.

OoOoOoOooo

Nastał ranek, uczniowie jedli śniadanie, rozmawiając ze sobą. Wielka sala była już przystrojona w wielkie latające dynie z wyciętymi buźkami, a w tym wszystkim on. Cały na czarno. Dosłownie. Z okazji tego jakże zacnego święta lekcje zostały odwołane, przez co mogli być w ubraniach codziennych. A dziś miały być jego ulubione przedmioty. Co z tego, że znał materiał na pamięć. Był żądny wiedzy.

Nie wiedząc co ze sobą zrobić, postanowił, że pójdzie na błonia poczytać. Pomimo niskiej temperatury usiadł pod drzewem i wyciągnął z torby Najczarniejsze zakamarki magii, jest moja, ale z tego, co wiem, jest też gdzieś w dziale ksiąg zakazanych, ale znając życie, nieważne ile bym się starał, nikt nie da mi zgody na wejście do niego. Szczególności na pierwszym roku i gdy przypomną sobie moje nazwisko. Siedziałem i czytałem tak już którąś godzinę z rzędu, gdy usłyszałem za sobą kroki.

– Cz-czy n-nie po-powinien być p-pan w za-zamku p-p-panie Riddle? Z-za godzinę zmie-erzch.

– Faktycznie trochę się zasiedziałem – Wstałem i otrzepałem się – Z dobrą książką szybko mija czas.

– A-a cz-czy mógłby-bym wie-wiedzieć cóż t-to z-za książka, że t-tak cię za-zajęła?

– Oczywiście tylko nie wiem, czy profesorowi się spodoba – Uśmiechnąłem się psotnie.

– N-nie przekonamy się, do-dopóki n-nie pow-wiesz – Również się uśmiechnął. Podałem mu książkę po wcześniejszym zdjęciu z niej czaru maskującego nałożonego, żeby nikt się nie przyczepił. Spojrzał na mnie zaciekawiony – O-od jak dawna-na u-uczysz się m-magii?

– Od wakacji czytam książki. Dopiero w szkole zacząłem ćwiczyć rzucanie zaklęć. Wcześniej nie miałem warunków – Spojrzał na mnie pytająco – Wcześniej wychowywałem się u mojego wujostwa – w tym miejscu zrobiłem cudzysłów – mugoli. – Chciałem tu zakończyć temat, jednak nie doceniłem spostrzegawczości Quirrela.

– Wcześniej? W jakim sensie? I co oznacza ten cudzysłów? – Dopytywał. Nie wiem dlaczego, ale czułem, że to osoba, której mogę zaufać. Jakby jakaś więź. Czyżby kolejny punkt do mojej teorii? W dodatku nie zająknął się nawet przy jednym słowie. Tak samo, jak na pierwszej lekcji. Tylko przy rozmowie ze mną.

– Powiedzmy, że... po przeczytaniu pewnych listów hmm... Uciekłem? Tak, to będzie to. Nie mogłem znieść tego, jak mnie traktują, a już w szczególności po tym, jak dowiedziałem się o sobie prawdy.

– Jak cię traktowali? – O cholera. Przy tym człowieku mówię za dużo. Spojrzałem na niego. Znowu to samo co kilka miesięcy temu. Ten blask. Głos nadal miał spokojny, ale jego oczy. Nabrały bordowego blasku. Niczym krew.

OoOoOoOoo

578 słów

Pierwszy tysiąc odczytów! Dziękuję z całego serca! Mam nadzieje, że nadal będziecie czytać moje wypociny <3


BłazenWhere stories live. Discover now