"... było jakieś buzi buzi?"

1.3K 76 71
                                    


Melissa

Rose nie odstępowała mnie na krok, nawet gdy spałam w Skrzydle Szpitalnym. Na całe szczęście okazało się, że moje omdlenie nie było spowodowane czymś poważnym, a jedynie zmęczeniem, więc mojemu dzieciątku nie groziło nic poważnego. Nie potrafiła przede mną ukryć, że z całej siły starała się odciągać ode mnie innych. Byłam jej za to wdzięczna. Nie wiedziałam, jak spojrzę reszcie w oczy.

Oprócz Rosie jedynie moi rodzice na chwilę do mnie przyszli, upewnić się, czy wszystko ze mną dobrze. Mój ojciec był wściekły na Langarma, który w tak bezczelny sposób powiadomił innych o mojej ciąży. Kiedy nauczyciele włączenie z dyrektorką dowiedzieli się, że spodziewam się dziecka, obiecali dołożyć wszelkich starań, aby nikt z uczniów się o tym nie dowiedział. Byłaby to jedynie niepotrzebna sensacja.

Spojrzałam na rudowłosą przyjaciółkę, która odkąd do mnie przyszła, nie odezwała się nawet słowem. Pod oczami miała dosyć wyraźne zasinienia — nie było to dziwne, w końcu siedziała tu ze mną od rana.   Przymknęłam oczy. To chyba był ten moment, w którym powinnam była jej powiedzieć, kto będzie "szczęśliwym" ojcem.

— Rosie..— odezwałam się cicho, aby zwrócić na siebie jej uwagę.— Chyba... chyba powinnam ci wreszcie wyjaśnić, jak to się stało.— wskazałam na swój brzuch.

— Nie musisz tego robić, jeżeli nie chcesz.— zmarszczyła brwi.

Widziałam w jej czekoladowych oczach, że się o mnie martwi. Nie mogłam dłużej tego przed nią ukrywać.

— Nie ja... to odpowiedni moment.— westchnęłam.— Obiecaj mi, że nie będziesz mnie oceniała.

— Nie mogłabym tego zrobić Mel.— ścisnęła moją dłoń, uśmiechając się łagodnie.

— Wysłuchaj mnie do końca, bez przerywania. To zdarzyło się w sylwestra..— zaczęłam, przypominając sobie dokładnie ten dzień, który wiedziałam, że na zawsze zostanie w mojej pamięci.

Trzy miesiące wcześniej

Chciałabym wreszcie szczęśliwe się zakochać. — pomyślałam życzenie, które i tak wiedziałam, że się nie spełni.

Odwróciłam swój wzrok w stronę wejścia do willi, na dworze było przynajmniej piętnaście stopni na minusie. To jednak nie było najlepszym posunięciem. Z moich niebieskich  oczu niekontrolowanie zaczęły lecieć słone łzy, obserwując całującą się parę. Mogłam się tego spodziewać, Dorian zawsze dopinał swego co do dziewczyn, które mu się podobały.

Wyminęłam ich bez słowa, wchodząc do ciepłego pomieszczenia. Moim jedynym planem było porządnie się zabawić i wybić sobie Dori'ego z głowy. Pierwszym moim przystankiem był pokaźny barek, w którym było tyle alkoholu, że z pewnością powinno starczyć na następne dwa tygodnie. Sięgnęłam po pokaźną butelkę ognistej whisky, za którą średnio przepadałam, ale w tym momencie potrzebowałam czegoś naprawdę mocnego.

Tańczyłam chyba z każdym możliwym chłopakiem, który znajdował się na sali. Alkohol dosyć mocno uderzył mi do głowy, nie przejmowałam się tym, co robię.

— Tobie już chyba starczy Longbottom.— stwierdził Potter, kiedy po skończonym tańcu, kolejny raz szłam się napić.

— Gadasz głupoty, ja się czuje fantastycznie.— prychnęłam.

Odwróciłam się w jego stronę, ale nie było to do końca mądre posunięcie, gdyż zakręciło mi się przez to w głowie i czułam, jak tracę kontrolę nad własnym ciałem. Albus od razy mnie przytrzymał.

— Chodź się przewietrzyć.— zaproponował, na co niechętnie pokiwałam głową. 

Wyszliśmy na zewnątrz i od razy poczułam zimne powietrze na policzkach. Zaczęliśmy iść, kiedy nagle natrafiliśmy na maleńki domek, który był jakby dostawką do wielkiej willi.

Scorose |To zawsze byłeś Ty|Where stories live. Discover now