11

204 10 113
                                    

Harry Potter znowu odrabiał szlaban. I znowu słyszał głosy. Od początku roku minęły już prawie trzy miesiące. Może był chory? Nie wiedział, ale na wszelki wypadek wyjawił to tylko swoim najbliższym przyjaciołom, Hermionie i Ronowi. Kilka dni wcześniej nauczycielka opowiedziała mu również o Komnacie Tajemnic. Przez to wszystko chłopak był już zmęczony. A dochodziły jeszcze treningi i - od niedawna - sparingi z braćmi Woods. Chyba miał prawo już nie wyrabiać?

Chłopak tylko westchnął i wrócił do czyszczenia pucharów. Oczywiście towarzyszył mu również bezkształtny głos.

Tymczasem dwóch młodych morderców siedziało przy granicy z Zakazanym Lasem. Bez słowa patrzyli na ciemność kryjącą się wśród drzew i wspominali rezydencję. Tak długo poza nią jeszcze nie byli. Sentymentalnie? Może trochę.

Oboje czuli, że niedługo wydarzy się coś naprawdę ważnego. Coś co może zaważyć na czyimś życiu.

- Ej, zaraz kolacja. - leniwie powiedział Jeff. - Idziemy?

- Tak, przecież nie poszliśmy na obiad. - odparł Liu.

- Spoko.

Rozmowa znowu im się nie kleiła. W zasadzie, nic dziwnego. Oboje byli zamknięci w swoich myślach, mało zwracając uwagę na słowa, które wypowiadają.

Pod Wielką Salą Homicidal oberwał pięścią w twarz. Nagle wytrącony z własnego umysłu, od razu przeszedł do chłodnej kalkulacji, nie zwracając uwagi na to, że na ręce goryla Malfoya zostało trochę z jego maski. Zaskoczony Goyle patrzył na obdarte ze sztucznej skóry policzki zielonookiego. Draco tylko patrzył z dumnym uśmieszkiem jak Crabb chwyta Jeffa pod ręce i unosi go w górę.

- I co mi teraz zrobicie? - zapytał, jego zdaniem retorycznie.

- Może na przykład zabijemy. - syknął the Killer. - Długo i boleśnie.

- Już się boję, ho ho. - odparł zadowolony z siebie arystokrata.

Uśmiechnięty kopał nogami w powietrzu. Patrzył na Dracona morderczo, przez co sam blondyn trochę spanikował w duchu. Liu natomiast starł wierzchem dłoni resztki maski, ukazując tym samym dwie ogromne blizny. Jedną był wycięty nierówno uśmiech, a drugą ciemna szrama biegnąca łukiem od szczęki do ucha. A to był tylko odkryty polik.

- Cholera, przed kolacją nie zdążę tego zakryć. - mruknął tylko i szybkim ruchem kucnął, jednocześnie robiąc wykop. Trafił Goyle'a prosto w goleń, aż zawył. Potem jeszcze podciął mu nogi i goryl glebnął przodem wprost na kamienną podłogę.

Draco już nie był taki pewny siebie.

W tym samym momencie Crabb też został obezwładniony. Jeff podciągnął się, oplótł nogami kark chłopaka i wyrwał ręce z uścisku. Balansując na jego ramionach wyciągnął swój nóż - kompletnie przerażając tym tlenioną fretkę - i wyprostowaną ręką walnął goryla w kark.

- Umarł? - zapytał schodząc z nieprzytomnego.

- Nie, stracił tylko przytomność. - odpał drugi Woods.

- Szkoda. - westchnął starszy.

Draco patrzył na nich z bardzo widocznym przerażeniem. Jeff wykorzystał tą okazję i uśmiechnął się szeroko, zarzucając lekko zbyt długie włosy na twarz. Dodatkowo przyłożył wskazujący palec do ust, pokazując znak cichy. Drugą ręką, trzymającą nóż, przyłożył lekko do garła i w szybko przejechał nim przy gardle. Przekaz był nad wyraz prosty: jeśli o tym powiesz, zginiesz. Kilka sekund później bracia jakby nigdy nic weszli do jadalni i usiedli przy stole Gryfonów, obok Harry'ego i spółki. No, tylko Liu zakrył twarz szalikiem.

Hermiona przywitała się z nimi przyjaźnie, a zaraz po niej zrobili to równiesz Potter i Weasley. Avadooki wyglądał na zmęczonego.

- Ej, Potty, co się dzieje? - zapytał Jeff.

- Miałem szlaban. - odparł.

- To wyjaśnia wszystko. - chłopak uśmiechnął się lekko. - Na nas zostały nasłane goryle panicza Draco.

- Huh? I co? - ożywił się Ron.

- Dostali po mordach. - odpowiedział zadowolony niebieskooki.

- Stary, już macie przechlapane. - rudy się zaśmiał. - Teraz Malfoy naskarży o tym swojemu ojcu.

- Oj nie, będzie siedział cicho. - the Killer również zaczął się śmiać. - Już ja tego dopilnuję. - dodał mrocznie.

Granger przewróciła oczami.

- Jedzcie chłopcy. - wtrąciła. - Musicie mieć siłę na napisanie eseju na Zaklęcia.

Gryfoni tylko jękneli i z bólem w oczach szukali oznak żartu w wypowiedzi Hermiony. Liu tylko uśmiechnął się pod nosem, chociaż usta miał zakryte.

Wtedy stało się coś dziwnego.

Do Wielkiej Sali wpadł niski chłopiec o złoto-blond włosach. Uwagę przyciągał jego niecodzienny strój. Był ubrany z zieloną tunikę spiętą brązowym paskiem, ciemnozielone spodnie, a na nich skórzane, brązowe buty do połowy łydki. Uszy miał długie, podobne do uszu skrzatów. Jednak wszyscy największą uwagę zwrócili na jego twarz. Oczy miał całe czarne, jedynie z krwistoczerwonymi źrenicami. Dodatkowo płynęły z nich strużki łez. Z posoki.

Szybko rozglądnął się po całej sali, aż zauważył to czego szukał.

- Jeff! Liu! - krzyknął i podpiegł do nich. W dłoni trzymał telefon neżący do młodszego Woodsa. - Zbierajcie się, Zalgo zaatakował!

- Co?! - wrzasnęli zgodnie.

Zerwali się ze swoich miejsc i złapali elfa za prawą rękę, przy łokciu.

- Harry, powiedz dyrektorowi, że nie będzie nas kilka dni! - powiedział szybko the Killer. - Zrozumie, szczególnie, że również słyszał wiadomość od Bena. - dodał.

Zaraz potem cała trójka została wciągnięta do komórki, która również wyparowała.

Tej samej nocy znaleziono pierwszą spetryfikowaną osobę.

~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~

:)

Komentujcie

:)

*biegnie wieszać Finwëgo za flaki na krokwi*


Bayu wilczki

Ice

Creepypasty w HogwarcieOù les histoires vivent. Découvrez maintenant