12

203 8 46
                                    

Troje chłopców pojawiło się prosto w salonie rezydencji humanoidalnej postaci. Zgromadzili się tam niemal wszyscy mieszkańcy domu wraz z jego właścicielem. Każdy trzymał jakąś broń lub posiadał specyficzną moc. Albo jedno i drugie, jak w przypadku Laughing Jacka.

Jeff i Liu jak najszybciej zrzucili szkolne szaty pozostając tylko w mundurkach. Brunet ściągnął również, i tak już zepsutą, maskę.

- Gdzie on jest? - zapytał brunet.

- Lampi przed rezydencją. - odparł Candy Cane. - Ma ze sobą sporo demonów podporządkowanych sobie... I około setki opętanych. - dodał.

- A nas jest ilu? - dopytał Jeff.

- Pięćdziesięciu? Coś koło tego. - wtrącił Puppeteer.

- Cholera. - the Killer potrząsnął głową. - Jeszcze do tego dochodzi nasz wzrost. - wskazał na siebie i brata.

- Ej, damy radę... - powiedział Toymaker. - ...krasnale. - dodał i zaśmiał się.

Woodsowie zignorowali jego przytyk.

- Wydzodzi na to, że siły tego demona są większe od naszych przynajmniej dwa razy... A mogą nas przewyższać liczebności nawet razy pięć. Czyli około po trzy, cztery osoby na każdego z nas. - przeliczył niebieskooki.

- A te wasze czary mary? - zapytał Masky.

- Nie wchodzą w grę. Możemy ich legalnie używać jedynie w rezydencji, no chyba, że chcecie mieć na głowie jeszcze Ministerstwo Magii. Dopiero jak skończymy siedemnaście lat będzie nam wolno czarować poza ustalonymi miejscami. - odpowiedział mu zielonooki.

- To problematyczne. - westchnął Jack. Ten od nerek. - Czyli musimy wezwać Kaspra? - dodał.

- Nie. Znając jego charakter to zamiast pomóc nam, dołączyłby do Zalgo. - rzuciła Clockwork.

- A nie możemy ich po prostu zaatakować? - Nina spytała znudzony tonem. - Prawda Jeffuś? - popatrzyła na niego "uroczym" wzrokiem.

Jednak bracia pogrążeni byli w zadumie. Rozpatrywali wszystkie za i przeciw pomysłu zrodzonego przypadkiem przez Homicidala. Podzielił się nim na ucho z bratem i oboje obmyślali czy powiódłby się.
Po kilku minutach braku odpowiedzi na pytanie morderczyni, również i reszta zwróciła uwagę na wyglądających jak dwunastolatkowie psychopatów.

- To się może udać. - powiedział wreszcie Jeff. - Ale musisz w takim razie lecieć po składniki. Bierz Bena, ja ogarnę tutaj stanowisko. - dodał.

- Dobra. - odpowiedział Liu. - Drowned, możesz nas zabrać do zamku? Pojawimy się w dormitorium, nikogo tam na pewno teraz nie ma. Ślizgoni mają jeszcze jedne Zaklęcia, więc będzie pusto.

- Okej, złap mnie.

Duch chwycił komókę i chwilę później zjawili się w pokoju z pięcioma łóżkami. Brunet podbiegł do jednego z nich i otworzył spory kufer.
Wtedy do dormitorium wszedł ulizany platynowowłosy. Zamknął drzwi i nagle stanął w bezruchu. Woodsa jeszcze nie zauważył, natomiast z przerwżeniem gapił się na unoszącego się kilkaaście centymetrów nad podłogą elfa.

- Ej, Homicidal, kto to? - zapytał Drowned.

Zielonooki wychylił się znad kufra i przeklnął pod nosem.

- Malfoy, co ty na Merlina tutaj robisz? - zapytał groźnie.

Arystokrata zatrząsł się ze strachu.

- Pani Pomfrey dała mi zwolnienie. - wyjąkał.

Liu wstał i potarł jedną z zaszytych blizn na czole.

Creepypasty w HogwarcieWhere stories live. Discover now