15

189 6 140
                                    

Harry nie spodziewał się tego. Nie wiedział co powiedzieć, co zrobić. Jego przyjaciele... mordercami? To brzmiało absurdalnie.

- Niestety więcej zdradzić nie mogę. - dodał Albus patrząc na zszokowanych nauczycieli i ucznia. - Was również proszę o dyskrecję, szczególnie ciebie, chłopcze. - dyrektor spojrzał na Pottera.

Kilka minut później Wybraniec był już w dormitorium. Leżał na łóżku i próbował jakkolwiek poskładać mętlik, który miał w głowie. Creepypasty? Mordercy? Psychopaci? Brzmiało to przynajmniej lekko przerażająco. Dwunastolatek westchnął i spojrzał w stronę kącika Jeffa. Ten miły chłopak mógłby kogoś zabić? Harry już naprawdę nie wiedział. A może Woods chorował na rozdwojenie jaźni i nawet nie wiedział, że jest mordercą? Nie. Ten scenariusz był jeszcze bardziej niedorzeczny.

Cała ta sytuacja frustrowała chłopca. Dużo z niej nie rozumiał, a chciał dowiedzieć się więcej. Jednak jedynym źródłem informacji był tylko Jeff. Ewentualnie Liu, ale Potterowi nie uśmiechało się czekanie na zielonookiego pod Pokojem Wspólnym Slytherinu. Zresztą, oni chyba nawet jeszcze nie wrócili. Skąd? Tego też nie wiedział.

Tymczasem w rezydencji Slendermana działo się wiele w tym samym czasie. The Killer na przemian życzył bratu śmierci i zaraz potem go przepraszał. Wyglądało to dziwnie i irracjonalnie. Wyrywał się z mocnych ramion monochromatycznego klauna, jednak LJ był silniejszy i nie dopuszczał do zaatakowania Liu. Jeff w szale jest sporo silniejszy i szybszy niż normalnie. A zaraz po Homicidalu zaatakował by najsłabsze ogniwo. Rzucił by się na Sally. Tyle dobrego, że mała Williams jest duchem, więc nic by jej nie zrobił. Jednak to tylko bardziej by go wkurzyło i możliwe, że musieliby się chwilowo pozbyć starszego Woodsa.

Za dużo "by".

Chwilę wcześniej, w gabinecie Operatora znajdowały się dwie osoby, nie licząc jego samego.

- Czyli mam zostać pośrednim Proxy albo skończyć z wymazaną pamięcią? - zapytał platynowowłosy chłopiec.

- Owszem. Zajmował byś się wywiadem. Odpuszczę ci misje i pozbywanie się wrogów, ponieważ jesteś niemal całkiem zdrowy psychicznie. I nikogo nie zabiłeś. - odparł głos w jego głowie. Należący do Slendera oczywiście. - Już i tak ciąży ci zabójstwo opętanego, chociaż on był tylko skorupą.

Chłopak zarumienił się ze wstydu i potarł wierzch prawej dłoni.

- Czy potrzebuję jakiegoś znaku? Jeśli tak... gdzie? - zapytał.

- Owszem, do dalekiego kontaktowania się musisz mieć znak Proxy. Miejsce dowolne, jednak wiedz, że będziesz miał go na zawsze. A póki żyję, nie zostanie ono niczym usunięte.

- Rozumiem. - Ślizgon złapał się za obandażowany brzuch. Co prawda dostał sporo tabletek przeciwbólowych (mugolski wynalazek, ale działał!) więc chwilowo nie czuł boleści, jednak dyskomfort wciąż mu towarzyszył.

- Dodatkowo zobowiązuje cię ono do utrzymywania naszego istnienia w tajemnicy. Nie możesz zdradzić nas i naszych tożsamości nikomu, kto nie jest z nami powiązany. Jeśli chcesz, możesz o tym dowiedzieć się więcej od dyrektora twojej szkoły.

- Mhm... Zgadzam się na znak. Wolę pamiętać dzisiejsze zdarzenia. - odparł pewnie szarooki i spojrzał na nocne niebo. Już dawno zaszło słońce, zresztą zmiana czasu była spora. Draco był bardzo zmęczony, nie tylko walką i przez utratę krwi.

- Gdzie chcesz mieć bliznę? Dla twojej wiadomości, Masky ma nad sercem, Toby nad prawym kolanem a Hoodie na prawym barku.

Drugoroczny wystawił lewą rękę.

- Na przedramieniu. - powiedział.

Jak ojciec się o tym dowie, wydziedzi go. Młody Malfoy zaśmiał się w duchu. Już nie jestem twoją marionetką  ~ pomyślał chłopiec. I nigdy więcej nie będę.

Ból trwał kilka sekund. Nie był mocny, ot takie trochę mocniejsze szczypanie. Dwunastolatek patrzył na to z tym dziwnym rodzajem zaciekawienia, kiedy coś cię obrzydza, ale nadal na to patrzysz, bo zwyczajnie jest ciekawe. Chwilę później miał już na wybranym miejscu krwawiące koło skreślone dużym X. Cichy dotąd Hoodie podał mu lekko zwilżony ręcznik, a Ślizgon starł świeżą krew. Po kilku sekundach rana się zabliźniła i znikła.

Zdezorientowany platynowowłosy patrzył na puste przedramię.

- Pojawi się, gdy ktoś będzie chciał jakkolwiek go zamazać lub się go pozbyć zarówno magią jak i zwykłymi sposobami.

- Ah, rozumiem.

Wtedy usłyszeli krzyk, a potem do gabinetu wbiegł Kagekao.

- Jeff znowu ma napad! - krzyknął.

Slenderman wstał i znikł niespodziewanie, zupełnie jak pojawiająca się znikąd Hiszpańska Inkwizycja.

- Napad? - zapytał zdezorientowany Malfoy.

- Napad, atak, jak zwał tak zwał. Po prostu znowu się nie kontroluje i jego żądza krwi go opanowała. Chodź, zobaczysz. - nastolatek w biało-czarnej masce machnął zachęcająco ręką.

- Mhm, no dobra. - odparł i wyszedł.

W międzyczasie nie zauważyli nawet zniknięcia Hoodiego.

To co zobaczył młody arystokrata w salonie, całkiem zburzyło resztę jego wcześniejszego myślenia o Woodsach.
Jeff the Killer.

Idealnie pasujące przezwisko. Wydawał się Malfoyowi żywą maszyną do zabijania. Dwunastolatek nie ukrywał ani przerażenia, ani zdezorientowania, ani nawet reszty misz-maszowych uczuć.

Laughing Jack trzymał oblanego wodą szesnastolatka i nie pozwalał mu atakować Liu. Sam Homicidal odszedł na bezpieczną odległość i patrzył ze smutkiem na brata. Stara rana znowu została rozdrapana, a w jego wyobraźni ponownie był małym chłopcem patrzącym ze strachem na ubazgranego krwią brata. Brata, który oszalał, chwilę wcześniej zamordował rodziców, okaleczył się i pochylał się z nożem nad młodszym.

Brunet drgnął. Wewnętrzny strach powoli, aczkolwiek mocno dawał się we znaki.

Operator pojawił się i zniknął razem z Jeffem.

Dwie godziny później sytuacja się mniej więcej unormowała. Podczas, mocno spóźnionej, kolacji Malfoy siedział między Helenem a Liu. W ciszy jadł swoją porcję naleśników i gofrów. Te drugie wrzucił mu Toby, gdy usłyszał, że chłopak nigdy ich nie jadł.

Po kolacji dostał wolny pokój i jakąś piżamę, czyli bokserki i dresy. Przebrał się i położył do łóżka. Ramię i brzuch miał szczelnie owinięte bandażami. Zresztą, lewe przedramię również obandażował.

Chwilę później, Draco już spał.

~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~

Za nieścisłości przepraszam, może mnie wskrzesicie...

Chociaż zarówno Mandosie jak i u De jest dobrze, więc yolo(finwë)

*idzie paczeć na memy z BNHA*

Łapcie jeden bikoz tak

Łapcie jeden bikoz tak

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Bayu bay bohaterzy


Ice

Creepypasty w HogwarcieWhere stories live. Discover now