Dziecko najważniejsze

21 1 0
                                    

Musiałamjeszcze parę dni zostać w szpitalu. Lekarz stwierdził żenajlepiej żebym miała stały kontakt z psychologa. Miałamprzepisane leki antydepresyjne. Te parę dni minęło naprawdę szybkocodziennie przychodził Patryk żeby mi się nie nudziło. Jakwróciłam do domu to Patryk opiekował się mną najlepiej jak umiałale czasami to wkurzało. Nie pozwalał mi niektórych rzeczy robići usprawiedliwiał to tym że jestem w ciąży i nie powinnam.Pewnego wieczoru siedzieliśmy z jego rodziną w salonie. 

-Justyna mogłabyś pójść zalać kawę? - Zapytała mama Patryka.

- Ja pójdę mamo- Powiedział Patryk zrywając się z kanapy. Chwyciłam go za rękę i szarpałam.

- Przecież mogę sama pójść. Nie musisz mnie w wszystkim wyręczać.- Powiedziałam i wstałam.

- Ale Kochanie.....

- Nie, nie ma ale usiąć i przestań robić ze mnie niepełnosprawną. Wyręczasz mnie od 4 miesięcy mam tego dość.- Powiedziałam popychając go na kanapę po czym poszłam do kuchni. Zalałam pięć kubków które tam stało i przyniosłam je do salonu. Usiadłam na kanapie koło Patryka cała wkurzona.

- Skarbie przepraszam nie wiedziałem że aż tak cie to denerwuje ale po prostu marwie się o ciebie i dziecko.- Powiedział szybko Patryk.

– Misiu przesadzasz przecież nic nam się nie stanie. Ja nie chce żebyś mnie wyręczał jest to miłe ale nie aż w takim stopniu.

- Dobrze ale już się nie denerwuj- Powiedział i się przytulił. Wypili kawę i Relka przniosła wódkę.

- Skarbie mogę się napić wódki? - Zapytał Patryk patrząc na mnie.

- Możesz ale nie dużo.- Powiedziałam wiedząc że i tak nie posucha. Oni pili ja siedziałam jako jedyna trzeźwa. Zrobiło się późno popatrzyłam na Patryka.

- Misiu ja idę spać masz więcej nie pić. - Powiedziałam i odeszłam od stołu.

-Dobrze misia Dobranoc. - Powiedział a ja poszłam do pokoju. Położyłam się i usnęłam. Patryk przyszedł do pokoju około 2 rano i położył się koło mnie. Przez resztę ciąży już nie był tak nadopiekuńczy chociaż dalej troszkę przesadzał. Urodziłam córkę tydzień przed terminem ale była naprawdę słodka. Cieszyliśmy się bardzo z córki i nazwaliśmy ją Alicja. Na samym początku bałam się że nie dam rady ale jednak sobie radziłam z wychowaniem dziecka. Mijały miesiące i lata a mała powoli rosła. Starałam się by miała wszystko czego ja nie miałam. Trzy lata po jej urodzeniu poszła do przedszkola. Zwykle ja zaprowadzałam ją do przedszkola. Była ona bardzo grzeczną i słuchana. W dzień jej trzecich urodzin wzięliśmy skromny ślub. Zaprosiliśmy tylko najbliższa rodzinę. Mój brat zajmował się córka a my mieliśmy czas dla gości. W pewnej chwili usłyszałam płacz wstałam od stołu i poszłam zobaczyć co się stało. Zobaczyłam brata klęczącego obok mojej księżniczki i próbującego wziąć ją na ręce.

- Co się stało??- Zapytałam wystraszona brata. Biorąc mała na ręce i przytulając ją mocno.

- Przewróciła się nie udało mi się jej złapać.

- Miałeś jej pilnować chodź usiądziesz z nami póki mała płacze. - Powiedziałam po czym poszliśmy do stołu. Usiadłam i zaczęłam uspokajać mojego aniołka.

- Mamo boli – Powiedziała patrząc na mnie lekko wystraszona.

- Co boli Księżniczko? - Powiedziałam sadzając ją koło mnie.

- Noga. - Powiedziała przytulając się i płacząc. Obejrzałam nogę i zauważyłam że kostka jej lekko spuchła.

- Misiu pójdziesz do kuchni po lód albo coś zimnego.- Powiedziałam patrząc na Patryka.

- No jasne a po co ci?- Zapytał zaciekawiony Patryk.

- Bo małej kostka spuchła. Obłoże jej lodem a najwyżej później pojedziemy do lekarza.

- okej – Powiedział idąc do kuchni. Przyniósł mrożonkę i dał mi do rąk. Położyłam ją małej na kostce. Troszkę się uspokoiła ale widziałam że ją dalej boli. Co jakiś czas pytałam czy ją dalej boli. Po 30 minutach stwierdziłam że trzeba jednak pojechać z nią do lekarza.

- Misiu wezmę z nią i bratem pojadę do lekarza a ty zostań z gośćmi.

- Skarbie przecież pojedziemy razem jutro rano.- Odpowiedział mi mój mąż.

- Misiek wiesz że córka jest najważniejsza dla mnie. Martwię się o nią bo ją boli. Jadę z nią i nie masz nic do gadania. - Powiedziałam wściekła że chciał tak długo czekać.

- Dobrze – Powiedział po czym wyszła z pokoju z bratem i córką. Wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy na sor. Na sorze udało nam się szybko dostać do lekarza bo przepuścili mnie z powodu że byłam z córką. Okazało się że zwichnęła kostkę, musiała ona zostać nastawiona. Wzięłam mała przytuliłam i obiecałam lizaka jak da sobie nastawić. Troszkę była przestraszona ale dała ją sobie nastawić. Po nastawieniu lekarz owinął jej kostkę bandażem a ja jej dałam obiecanego lizaka. Wyszliśmy od lekarza i wróciliśmy do domu. Od sam go progu drzwi usłyszałam męża krzyczącego do mnie.

- Misia i jak mała?

- Ma zwichnięta kostkę – Odpowiedziałam głośno wchodząc do salonu i siadając przy stole.

- Oj biedny mój aniołek. - Powiedział biorąc ją ode mnie z rąk. A ja dałam małej obiecanego lizaka.

- Ma przez dwa tygodnie nie chodzić a jak już to jak najmniej- Powiedziałam patrząc na męża.

- Dobrze -Powiedział tuląc mała. Zjadła lizaka i usnęła w ramionach tatusia. On zaniósł ją do łóżeczka i zostawił. Rano przed trzecia wszyscy poszli więc poszliśmy do pokoju.





Dziewczyna z TemperamentemWhere stories live. Discover now