10

218 5 2
                                    

kilka dni później
Wiktor
Oboje z Anią jesteśmy bardzo szczęśliwi, że Ani udało się uwolnić od Potockiego. Dalej pracuje u nas na SOR-ze, ale teraz nie zaczepia tak Anki, jak kiedyś. Planuję z nią przyszłość, całe życie. Kiedyś napewno jej się oświadczę, ale narazie to chyba jeszcze za wcześnie. Dam jej czas, żeby na spokojnie wszystko poukładała sobie w głowie, żeby się po tym wszystkim uspokoiła, to najważniejsze. Przeżyła z Potockim piekło, ale ze mną jej będzie dobrze, ja nigdy jej nic takiego nie zrobię, nie krzywdzę kobiet, nie tak jestem wychowany. Nigdy by mi to nie przyszło na myśl. Martyna też jest zadowolona, że Anna wygrała rozprawę i jest wolna od Potockiego.

jakiś dzień
Chodzę po galerii, dawno nie byłem na większych zakupach, praca, stres = brak czasu. Musiałem zrobić większe zakupy, artykuły spożywcze oraz wiele innych potrzebnych mi rzeczy. Jak usiadłem na ławce, w oddali zobaczyłem sylwetkę znajomego mi faceta. Zacząłem się mu przyglądać, narazie nie było jak go poznać, ale jak podszedł bliżej, zauważyłem, że to nie kto inny jak Stanisław. Podszedł do mnie z szyderczym uśmiechem na twarzy.

- Wiktor..

- Stanisław, co tu robisz?

- to co ty, przyjechałem na zakupy... - uśmiechał się dalej.

- czego chcesz? - zmierzyłem go złowrogim spojrzeniem.

- posłuchaj, Wiktor. To, że sąd postanowił udzielić mnie i Annie rozwodu, to nie znaczy, że nas nic nie łączy. Anna mnie z tobą zdradziła, zaczęła romans z tobą, jak jeszcze byliśmy małżeństwem. Czy tego chcesz, czy nie, Ania jest, była i będzie moja, żaden sąd nie jest w stanie nad rozdzielić - powiedział pewnie i dość ostro.

- niepotrzebnie się męczysz, nic sobie z tego nie robię... według prawa, nie jesteście już małżeństwem, Anna nic do ciebie nie czuje, a ty nie masz do niej żadnego prawa - odpowiedziałem, patrząc mu w oczy.

- jeszcze zobaczymy... zapłaczesz kiedyś - zagroził i poszedł w innym kierunku, a ja tylko zaśmiałem się pod nosem.

Po zakupach udałem się do domu. Zaczęły zastanawiać mnie słowa Potockiego, że niby zapłaczę. Nic w sumie sobie z tego nie robiłem, co ten człowiek może wiedzieć o moim życiu. Tak jakby był jasnowidzem i przewidział, jaka będzie moja przyszłość. Nie miał co powiedzieć i tyle. Nie miałem wtedy pojęcia, jak się pomyliłem.

kilka dni później
Anna
Dzisiaj mam dzień wolny, Wiktor natomiast poszedł do pracy. Kończy dzisiaj o 14:00, a jestem z nim umówiona na 15:30. Aktualnie jest 13:30, a ja chodzę po Warszawie. Byłam w galerii, musiałam kupić sobie kilka nowych ubrań, kosmetyków i artykułów spożywczych. Po rozwodzie ze Stanisławem nareszcie zaczęłam żyć pełnią życia i nauczyłam się patrzeć na świat bardziej optymistycznie. Nie boję się tak każdego kroku postawionego poza dom, jak bałam się wtedy, jak byłam jeszcze żoną tego tyrana. Teraz myślę tylko o Wiktorze, mam nadzieję, że będzie facetem na całe życie. Kiedyś napewno mi się oświadczy, ja będę cierpliwie czekać. Potem ślub, a potem... kto wie, może dziecko? Czas szybko leciał, postanowiłam usiąść sobie w parku. Znalazłam ławkę przy drzewie, gdzie był cień. Usiadłam na niej, zamknęłam oczy i uniosłam głowę ku górze. Uśmiechałam się do siebie. Po chwili poszłam w stronę domu. Jak miałam przejść przez pasy, ulica była pusta, więc postanowiłam przejść. Nagle wyjechał jakiś debil, z widzenia znane mi auto. Nie zdążył wyhamować. Usłyszałam tylko pisk opon, poczułam ogromny ból, a potem była już tylko ciemność.

Wiktor
Anna nie przyszła na umówioną godzinę. Pomyślałem, że zapewne jej coś wyskoczyło i się spóźni, albo za chwilę napisze mi, że jednak nie może przyjść. Pomyliłem się. Czekałem pół godziny, Anna dalej nie przychodziła. W tej chwili postanowiłem do niej zadzwonić. Jak nie odebrała, zacząłem panikować. Napisałem wiadomość:

Ania, gdzie jesteś? Coś ci wypadło, czemu się spóźniasz? Martwię się, nie odbierasz... przynajmniej odpisz, jak nie możesz odebrać, proszę...

Położyłem telefon na szafce i zacząłem myśleć. Anna nie odpisywała, ani nie oddzwaniała. Po chwili jednak usłyszałem sygnał telefonu. Złapałem urządzenie, jednak na ekranie nie pokazał mi się numer Anny, a Michała. Odebrałem.

- Michał, coś się stało?

- Wiktor.. nie wiem jak ci to powiedzieć, ale... Annę przed chwilą przywieźli na SOR

- co takiego?! Na jaki SOR?! Michał, o czym ty do mnie mówisz?!

- miała wypadek.. potrącenie.. przyjedź do szpitala, nie mam czasu na wyjaśnianie przez telefon - po tym się rozłączył.

Jasna cholera. Tak czułem, że coś się stało, ale nie chciałem robić sobie głowy. Długo się nie zastanawiając, wybiegłem z domu i wsiadłem do samochodu, po czym z piskiem opon pojechałem w stronę szpitala.

w szpitalu
Wpadłem jak burza, na korytarzu znalazłem Michała. Wpadłem na niego, rozrzucając wszystkie papiery, jakie miał w ręce.

- no Wiktor, co zrobiłeś? - schylił się, żeby je pozbierać, a ja mu pomogłem.

- Michał przepraszam, przyjechałem jak najszybciej mogłem, wiesz co z Anką?!

- jest operowana

- operowana?! To co się stało?!

- złamana lewa noga, obojczyk, pogruchotane żebra, poważny wstrząs mózgu, pęknięta śledziona i krwotok wewn....

- wystarczy! - krzyknąłem, schowałem twarz w dłonie i siadając na jednym z krzeseł, zacząłem płakać.

Sambor usiadł obok mnie i położył mi rękę na ramieniu.

- Wiktor... operuje ją Consalida z Falkowiczem, będzie dobrze... wyjdzie z tego, to silna kobieta

- a jak wyjdzie, to co?

- będzie wprowadzona w śpiączkę, Wiktor to poważny wypadek...

Na to już nic nie odpowiedziałem, tylko płakałem dalej, nie mogąc się powstrzymać.

- wiesz może coś o sprawcy wypadku? - spojrzałem na przyjaciela.

- nieee.. nic mi niewiadomo, ale przed szpitalem stoi Monika, więc może jej zapytasz

- dobra, dzięki - wstałem i wyszedłem ze szpitala.

Zawadzka siedziała na ławce i spisywała coś. Podszedłem do niej.

- Monika, wiesz coś o tym wypadku?

- o Boże, Wiktor.. ale mnie wystraszyłeś

- wiesz czy nie? Kto był sprawcą?

- Wiktor... to.. Potocki

- że.. CO?!

- Potocki...

- zabiję!

- Wiktor, spokojnie

- co spokojnie?! Anka leży na stole operacyjnym w krytycznym stanie, niewiadomo czy przeżyje, a ty mówisz mi, żebym był spokojny?! - krzyknąłem i wróciłem do szpitala.

Usiadłem pod blokiem operacyjnym i płakałem dalej. W tym momencie przypomniałem sobie o słowach Potockiego, że kiedyś zapłaczę. Czy ten wypadek był rzeczywiście wypadkiem, czy to było planowane?

Wakacyjna przyjaźń, czy może miłość? Where stories live. Discover now