4 Koniec misji

719 56 12
                                    

Pov.Toby

Wstałem o 8 rano, co zwykle rzadko się u mnie zdarza. To była ciężka noc.Przetarłem ręką oczy i rozejrzałem po pomieszczeniu, słońce już za oknem dawno świtało, spojrzałem na Masky'ego. Spał.Odwrócony był w moją stronę, a lewą rękę miał na moim brzuchu więc od razu ją zwaliłem i wstałem, ubrałem się i wykonałem poranną toaletę po czym wywaliłem z łóżka wielmożnego pana

-Co?

-Nie co, tylko wstawaj

-Zaraz-Opatulił się kołdrą

Westchnąłem głośno i w tym momencie wpadłem na pomysł. Wyszedłem do kuchni, napełniłem kubek zimną wodą i wróciłem do pokoju, nadal spał, wylałem zawartość kubka na głowę starszego. Od razu wyskoczył z łóżka

-Powaliło cię?!

-Nie-Odpowiedziałem spokojnie

-Jesteś nienormalny?!-Potrząsał mną

-Nie, mamy misję jak zapomniałeś

Zostawił mnie i poszedł się ubrać i odprawić poranną toaletę. Potem zeszliśmy na dół, gdzie powitał nas Splendor, z tym swoim optymizmem

-Jak się spało?

Pov.Splendorman

-Jak się spało?-Zapytałem gości

-Okropnie!-Powiedzieli równocześnie

-Ktoś wam przeszkadzał? A może coś innego się stało?

-Tak stało się!-Wykrzykną Toby

-Całą noc kołdrę mi zabierał!-Wskazał na młodszego starszy

-A on machał łapami i na mnie się pokładał!

Po ich wykrzykiwaniu i oskarżaniu wiedziałem, że nie przepadają za sobą, to właśnie dlatego braciszek wysłał ich do mnie, mogli skończyć gorzej, u Offendera, a myślę, że za wesoło by nie było. Rozdzieliłem ich i uspokoiłem, nie chciałem tu żadnych rękoczynów. Oznajmiłem, że za niedługo będzie śniadanie. Widziałem, że wstała już również Judge Angel więc ją zawołałem ze sobą

-Judge, pomożesz mi w kuchni

-Dobrze-Odpowiedziała

Podczas śniadania zauważyłem, że Masky przygląda się Toby'emu. Po posiłku poprosiłem by udali się na zwiady i wyeliminowali wszystkich, którzy będą zbyt blisko rezydencji

Pov.Masky

Wyszliśmy z rezydencji kierując się w głąb lasu, całe szczęście, że Toby ma dobrą orientację w terenie. Szliśmy już tak pół godziny, w pewnym momencie mój towarzysz pociągną mnie za nadgarstek w pobliskie krzaki

-Co ty..!

-Cicho, mają broń-Uciszył mnie

Wyjrzałem zza krzaków, rzeczywiście, dwadzieścia metrów przed nami stało trzech kolesi i każdy z nich miał pistolet, wsadziłem dłoń do kieszeni wyciągając z niej swój pistolet, przeładowałem go cicho i spojrzałem na Toby'ego, który był już w gotowości. Nie będę się okłamywać martwiłem się o niego, on miał te głupie siekiery a tamci spluwy, miałem złe przeczucia. Zignorowałem to. Spojrzałem jeszcze raz na grupę chłopaków doszło jeszcze dwóch, również uzbrojonych. Dałem znać młodszemu, że możemy zaczynać makabrę. Strzeliłem do pierwszej ofiary dostał w głowę, drugi też i trzeci, ale najbardziej martwił mnie fakt, że Toby rzucił tylko jedną siekierą i ucichł z dalszym atakiem. Pozbyłem się ostatniej ofiary i poszedłem w stronę, gdzie poszedł Tobiasz, siedział pod drzewem. Podszedłem do niego, dostał. W ramię

Nienawiść Miłością~TicciMask~Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt