Rozdział 19

159 25 82
                                    

Vincent

Podobno kiedyś śmierć nie była tylko zjawiskiem biologicznym, a pochówki często wiązały się z obrzędami. Pod tym względem Vincent doceniał powszechny w Miastach ateizm, bo już na obecnych pogrzebach niemiłosiernie dłużył mu się czas. Niestety zmarły dość zasłużył się dla ludzkości, więc w bonusie otrzymał swoje miejsce na cmentarzu i nie zostanie skremowany jak każdy przeciętny obywatel.

– Kurwa, zaraz się posikam. Niech się to już kończy – wymamrotał stojący obok Gabriel.

Ile można było chować doktora generalnego?

Miejsce pochówku Larsona nie zaliczało się do przypadkowych. Rodrigo Torres też wylądował tutaj, na Cmentarzu w Piątej Dzielnicy przeznaczonym wyłącznie dla poległych w trakcie służby w obronie ludzkości. Vincent nie wykluczał, że prędzej czy później również się tutaj znajdzie. Tak jak Larsona i ojca pochowają go białym uniformie, a nagrobek zostanie zakupiony już z wyrytą formułką:

„Przelana krew zawsze jest najtrwalszą pamiątką, jej nie da się wymazać z pamięci".

Po przesłuchaniu na Peryferiach i śledztwie odnośnie obławy Vincentowi trudno było stwierdzić, do której strony konfliktu odnosiła się ta przelana krew. Ostrokostne przelewały krew ludzi, tak samo ludzie przelewali krew ostrokostnych. Może to jakaś uniwersalna metafora?

Podobno gdy znaleziono Larsona w podziemnym więzieniu, jego posoka ozdobiła prawie cały korytarz. Przywódca Rebelii zostawił za sobą niezły bajzel, bo na Larsonie się nie skończyło. Ucieczka z przytupem to zbyt delikatne określenie.

Cóż, przynajmniej wraz ze śmiercią wybitnego doktora generalnego badania nad bronią alternatywną zostaną wstrzymane. W jakiś sposób ta myśl wywołała w Vincencie ulgę.

Przyglądał się Mai stojącej tuż przy załamanej matce. Dziewczyna nosiła zabandażowaną rękę w temblaku, a zraniony policzek osłaniał duży plaster. Mina młodej egzekutor raczej nie sugerowała, że miota nią rozpacz po utracie ojca. Maja wydawała się lekko znudzona. Nawet poirytowana, gdy ikony SOO zaczęły składać jej kondolencje. Ach, nie obyło się bez wyrazów współczucia od Winke czy tego lalusia Araty Rubio – przełożonego Mai.

Na pogrzebie ojca Vincenta zebrał się jeszcze większy tłum. Wprawdzie żaden z Fartuchów nie złożył mu wtedy kondolencji, ale jako trzynastolatek był świadomy, że przybyli obserwują go, nawet posyłają w jego stronę pobłażliwe uśmiechy. Doskonale musieli wiedzieć, kim był.

Syn Rodrigo, potomek najwybitniejszego egzekutora, ikony SOO, bohatera ludzkości. Już dziewięć lat temu widziano w Vincencie spadkobiercę tych wszystkich tytułów. No, nie wyszło.

– Chodź, młody. My też musimy rzucić jakimś miłym słówkiem. Dopóki mój pęcherz jeszcze współpracuje.

Gabriel poprawił marynarkę i ruszył w stronę Mai. Reszta trzeciego oddziału podążyła za liderem.

Jest dziwakiem jakich mało, mimo to Vincent zdążył zauważyć, że rudzielec cieszy się w Służbach wielką popularnością. Do śledztw też zdawał się mieć nos. Na pogrzeb założył granatowy garniak, raczej zupełnie świadomy, że dobrze wygląda. W swój oryginalny sposób odwzajemniał ukradkowe spojrzenia koleżanek z pracy: posyłał buziaki, puszczał oczka.

Czemu Vincent nie mógł być chociaż w połowie takim Gabrielem? Mieć wywalone i jednocześnie imponować wszystkim wokół.

Podszedł do Mai jako ostatni, gdy większość uczestników pogrzebu już dawno opuściła cmentarz.

– Przykro mi z powodu twojego ojca – powiedział, choć sam nie miał pewności, czy była to prawda.

Dziewczyna uśmiechnęła się na tyle, na ile pozwoliła jej sparaliżowana część twarzy.

MIASTO ✅Where stories live. Discover now