2

1K 47 50
                                    

Te słowa grały Malfoy'owi w uszach przez całą noc. Zabić. Dlaczego on? Ludziom wydaje się, że jest silny, że dałby radę zrobić wszystko. Ukrywanie strachu, uczuć to jedno, a pozbawienie kogoś życia to drugie. On może nie doceniał sensu egzystencji ludzi, lecz nie miał najmniejszego zamiaru komuś tego zabierać.

Noc była ciemna jak myśli nastolatka. Lecz była jedna różnica. Na niebie są gwiazdy, które dają choć minimum światła, a w jego głowie nie było nawet iskierki nadziei na wyplątanie się z tego bagna. Te cztery słowa wypowiedziane przez Voldemorta miały zmienić wszystko. Jeśli coś pójdzie nie tak... nawet nie chciał o tym myśleć.

Lecz to zabójstwo starego czarodzieja było jego jedynym zmartwieniem?

Malfoy nie bał się konsekwencji spieprzenia powierzonego zadania. On bał się czegoś jeszcze. Czegoś co każdego zwaliłoby z nóg. Czegoś najokrutniejszego co istnieje.

Peron 9¾ nie wyglądał jak poprzednio. Nie tętniło tam życiem jak co roku. Ludzie byli przygnębieni, jakby pochłonięci własnymi myślami. Pierwszoroczni nie krzyczeli i nie biegali potykając się o tłum wzruszonych rodziców. Nie było słońca oświetlającego peron, pociąg wydawał się nie być już tak intensywnie czerwony.

Starannie wyprasowany garnitur leżał na nim idealnie. Podkreślał wręcz jego ciemne pochodzenie. Włosy miał w artystycznym nieładzie jak na Dracona przystało. Czyli na pierwszy rzut oka wszystko było jak zawsze. Jednak brunetka stojąca niecałe pięć metrów od niego dostrzegła pewną zmianę. Nie wyglądał za zadufanego w sobie dupka z za wysokim ego, a raczej na przestraszonego, małego chłopca. W jego metalicznych tęczówkach dostrzec można było przerażającą pustkę. Jego twarz nie oddawała żadnych emocji. Wlepiał swój wzrok w otwarte drzwiczki do Hogwart Express.

Wbrew wszelkim stereotypom i domysłom jakie mogli snuć ludzie stojący na peronie, a właściwie to pojedyncze osoby wpatrujące się nie w dwójkę zupełnie różnych od siebie nastolatków, lecz w swoje pociechy zajmujące miejsca w transporcie do szkoły magii. Nastolatka wbrew temu co podpowiadał jej rozum, podeszła spokojnym krokiem do zastygłego blondyna. Każdy jej krok był ledwie słyszalny przez nią samą, oddech miała szybki lecz cichy na tyle, że trzeba by było się wsłuchać, aby go dosłyszeć. Nie była pewna tego co robi, jednak coś ją pchnęło aby podejść. Podejść i co dalej? Tego jednak nie przemyślała.

- Na co się lampisz, Malfoy? – Te słowa wybiły go z transu. Powrócił do świata żywych, jednak osoba, która przerwała jego przemyślenia nie była osobą jakiej się spodziewał. Mogła to być Pansy lub jakakolwiek ślizgonka czy krukonka, ale gryfonka? Coś mu tu nie pasowało, lecz nie miał pojęcia co.

- A co Callow? Zabronisz mi? – odpowiedział sarkastycznie z nutą pogardy w głosie. Dziewczynie ulżyło słysząc te słowa. Przestraszyła się iż ten arogancki arystokrata zmienił swoje nastawienie do ludzi, jednak w jego oczach wciąż było to samo obrzydzenie, co za każdym razem, gdy na nią patrzył.

- Wyglądałeś jakbyś zobaczył laskę dziesięć na dziesięć. – odrzekła równie ironicznie, jej oczy jednak nie oddawały żadnych emocji, zupełnie tak jak oczy Malfoy'a gdy zakłada swą maskę obojętności. Czyżby ktoś poznał jego chwyty i zaczął się nimi posługiwać równie dobrze jak on sam? – Poza tym byłoby wielką stratą nie ujrzeć cię w szkole w tym roku. – dodała sarkastycznie, po czym postawiła krok w stronę pociągu.

- Czyżby? Nie pomyślałaś, że może fajnie byłoby na mnie popatrzeć? – Nastolatka przewróciła oczami, po czym wypuściła powietrze z płuc w geście niedowierzania słowom jakie wydobyły się z ust ślizgona.

- Jakoś nie... - odrzekła odwracając się z powrotem do swojego rozmówcy. Uniosła delikatnie lewy kącik ust, widząc perfidny uśmieszek malujący się na twarzy blondyna. Znała te jego zagrywki bardzo dobrze, jednak jedna rzecz jej nie pasowała. Nie nazwał ją szlamą.

Dziewczyna postanowiła kompletnie zignorować grę, w którą pogrywał Malfoy. Zadarła nosa jak z zwyczaju ma robić Hermiona, po czym udała się wprost do pociągu. Czuła jak wzrok chłopaka przeszywa jej ciało, jak przemierza każdy cal jej ubrania, jak wypala dziurę w jej plecach. Postawiła krok na schodkach prowadzących do wagonu, lecz próbując postawić kolejny zachwiała się do tyłu przez rozwiązaną sznurówkę od buta. Zdążyła jedynie pomyśleć o drastycznym upadku, gdy jej tylna część głowy spotka się betonem. Zacisnęła mocno oczy, nie próbując się złapać czegokolwiek, gdyż czuła jak na jej ciało działa siła grawitacji.

Nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy, lecz blondyn o stalowych tęczówkach znalazł się nie więcej jak krok od niej w momencie upadku. Nie zastanawiając się zbyt długo, gdyż nie miał na to czasu, złapał brunetkę w talii.

- Możesz już otworzyć oczy. – powiedział z politowaniem, a jednocześnie wewnętrznie śmiejąc się, widząc jak jej przerażone powieki zaciskają się.

Do dziewczyny doszło co tak naprawdę się stało. Otworzyła oczy i zrozumiała, że właśnie znajduje się w ramionach największego wroga Gryffindoru. Wolała zaliczyć spotkanie twarzą w twarz z betonem niż być w objęciach tego idioty.

- Dobrze się bawisz? – zapytała ironicznie stając na równe nogi, nie chciała dać jakiejkolwiek oznaki słabości. W jego oczach zaś dostrzegła zdziwienie na zadane pytanie.

- A może dziękuje? – zapytał unosząc lewy kącik ust.

- A może nie? Nie tknąłbyś szlamy szczotą do mycia kibli, więc może jaśnie książę Slytherinu oświeci mnie dlaczego ocalił moją głowę przed spotkaniem z betonem? – Uniosła brew do góry widząc zmieszanie na twarzy blondyna.

- Tak się składa, że zawsze wybawiam damy w opresji. – odrzekł pewniej niż wcześniej. Dziewczyna słysząc jego odpowiedź uniosła obie brwi w geście niedowierzania.

- Czyżby szanownego Pana Malfoy'a obchodziło coś więcej niż czubek własnego nosa? – spytała retorycznie drwiąc z jego dzisiejszego zachowania. Nie była mu nawet w najmniejszym stopniu wdzięczna za ten heroiczny czyn.

- Ocaliłem ci tyłek, a teraz zejdź mi z drogi, szlamo! – warknął widząc jak ta zakłada ręce na piersi.

- Tyłek? Myślałam, że głowę. – dodała sarkastycznie próbując choć w niewielkim stopniu dorównać poziomem odzywek ślizgonowi.

- Nie przyzwyczajaj się, to był jednorazowy incydent. – odrzekł przepychając się przez blokującą wejście nastolatkę. Posłał jej, według niego groźne spojrzenie, po czym szybkim ruchem odwrócił wzrok w stronę wagonu.

Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę jak postać w czarnym garniturze znika w zgiełku uczniów czekających na odjazd pociągu. Swój wzrok wlepiała w miejsce, w którym przed chwilą jeszcze widziała swojego wybawcę, po czym cichym, ledwie słyszalnym głosem wyszeptała:

- Jeszcze zobaczymy, Malfoy.

Drugie dno | Draco MalfoyWhere stories live. Discover now