17

254 16 0
                                    

Minęły trzy tygodnie od rozmowy na Wieży Astronomicznej. Jedyny kontakt jaki miała ze sobą ta dwójka były przepełnione nienawiścią spojrzenia podczas lekcji czy w Wielkiej Sali. Od czasu do czasu zdarzyło się, że Draco i jego paczka rzucali docinkami w stronę Golden Trio, jednak żadnego, bliższego kontaktu między nimi nie było.

Malfoy skupił się na zadaniu. Dzięki temu iż zakończył tę niedorzeczną relacje, mógł skupić się tylko i wyłącznie na poleceniu Voldemorta. W dalszym ciągu gdy tylko myślał o tym w jaki sposób wypowie zaklęcie niewybaczalne, jak będzie patrzył na sędziwego czarodzieja, leżącego bezruchu na posadzce. Nie chciał być tym, który pozbawi dyrektora Hogwartu ostatnich iskier życia, nie chciał patrzeć na jego bezwładne ciało.

Astrid zaś powróciła do normalnych relacji z Hermioną i Ronem, nawet Harrego choć trochę udało jej się udobruchać. W zasadzie każdą wolną chwilę spędzali razem, jej oceny automatycznie poprawiły się, a problemy zdawały się już tak bardzo nie przytłaczać nastolatki. Przebywanie we wspólnym dormitorium z Granger również przestało jej przeszkadzać. Fakt, że gryfonka miała czasem trudny charakter i niemiłosiernie wkurzała Astrid, lecz przynajmniej nie wracała do tematu Malfoy'a.

- Slughorn oszalał z tym esejem na jutro. Nie rozumiem ludzi, którzy to czają. Serio, trzeba mieć coś inaczej poustawiane w głowie, żeby się tego nauczyć. – Callow głośno westchnęła, próbując zrozumieć cokolwiek z czytanego przez nią podręcznika. Po chwili trzasnęła książką w geście rezygnacji.

- Dobrze wiesz, że nie napiszę tego za ciebie, ale zawsze mogę ci pomóc. – Hermiona podeszła do podpartej łokciami koleżanki, po czym otworzyła podręcznik z powrotem na stronie z zagadnieniem, z którego było zadane napisać jakże fascynującą pracę.

- Do rana tego nie skończę... - jęknęła Astrid, przeczytawszy pierwsze zdanie tematu – Kto wymyślił te wszystkie eliksiry i dlaczego każą nam się tego uczyć?!

- Za rok dopiero zacznie się jazda bez trzymanki, więc nie narzekaj. – Granger posłała dziewczynie niby dające nadzieję spojrzenie, jednak nie była pewna jak w ciągu kilkunastu godzin, brunetka napisze esej na trzy strony pergaminu, nie rozumiejąc o czym ma pisać. W geście rezygnacji wypuściła tylko powietrze z płuc, po czym usiadła obok przyjaciółki.

- Ale żeś mnie pocieszyła. Mam nadzieję, że Ron męczy się z tym tak samo jak ja. – jej głos zabrzmiał nieco sarkastycznie. Wiedziała iż rudzielec jest taką samą fajtłapą jak ona jeśli chodzi o eliksiry.

- Mieli z Harrym ślęczeć w bibliotece... Cholera... - Hermiona gwałtownym ruchem odsunęła krzesło od biurka z tonami pergaminu, po czym stanęła na równe nogi. Astrid przyglądała się jej zachowaniu z nieukrywalnym zdziwieniem malującym się na twarzy – Miałam pójść im pomóc. A ty masz siedzieć i pisać, przyjdę niedługo z jakimiś książkami, z których może cokolwiek zrozumiesz. – gryfonka pogroziła dziewczynie palcem, a po chwili znajdowała się przy drzwiach wyjściowych z ich wspólnego dormitorium.

- Dobrze, mamo. – Callow uśmiechnęła się perfidnie, po czym wlepiła swój tępy wzrok z powrotem w niewielkie literki pokreślone w podręczniku do jej znienawidzonego przedmiotu.

Mijały minuty, godziny, a gryfonka jak nic nie umiała wcześniej, tak dalej jej wiedza nie poszerzyła się. W dalszym ciągu próbowała przetrawić pierwsze zdanie tematu. Martwiła ją również długa nieobecność Hermiony. Chwilę udręki przerwał jej dźwięk ścielonego łóżka. Powoli obróciła głowę ku źródłu dźwięku. Jej oczy mało nie wyleciały z orbit po tym co zobaczyła.

Brązowym tęczówkom Astrid ukazały dwie dziewczyny. Obie powolnymi ruchami zdejmowały dotychczas nie ruszoną kołdrę z drewnianych łóżek. Brunetka wpatrywała się w nie, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie widzi. Tajemnicze postacie zdawały się nie zwracać uwagi na przerażoną gryfonkę. Jej oddech nieznacznie przyspieszył, natomiast gardło zacisnęło się z ogromną siłą. Nie była w stanie drgnąć, a co dopiero powiedzieć cokolwiek.

Po kilkunastu sekundach, z otępienia wyrwał ją głos jednej z nich.

- Cześć, Astrid. Nie kładziesz się? – złotowłosa dziewczyna, odchyliła czerwoną narzutę, po czym szybkim ruchem wpakowała się pod nią. Jej niebieskie tęczówki wpatrywały się prosto w otępiałą brunetkę.

- Wy...? Co...? Wy... nie żyjecie... - wydusiła z siebie Callow, widząc jak czarnowłosa dziewczyna również chowa się pod zakurzoną pościelą. Jej oczy przepełnione były strachem, widząc wzrok jej dawnych współlokatorek. Nie była w stanie nawet mrugnąć, a tym bardziej poruszyć się. Dało się słyszeć jak szybko wydycha, po czym łyka powietrze w celu uspokojenia się.

- O czym ty mówisz? – odezwała się czarnowłosa z lekkim zdziwieniem wypisanym na twarzy.

- Zginęłyście w wakacje na trzecim roku! Byłam na waszym pogrzebie! – Astrid krzyczała, jakby chciała samej sobie udowodnić wiarygodność swoich słów. Nie mogła uwierzyć, że w jej dormitorium znajdują się żywe trupy.

- Gdybyśmy były martwe, leżałybyśmy teraz w grobie, a nie w pokoju w Hogwarcie. – Callow widziała jak jej kruczoczarne włosy opadają na bladą cerę dziewczyny. Czuła jak jej szmaragdowe tęczówki badają każdy cal jej ciała. Nie mogła znieść tego przeszywającego wzroku.

- Skończmy tą szopkę, Amando. Ona wie, że nie żyjemy. – podkreśliła złotowłosa dziewczyna widząc jak coraz większe zdziwienie maluje się na twarzy Astrid. Szybkim ruchem zrzuciła z siebie pościel, po czym podeszła do oszołomionej brunetki – Przyszłyśmy cię ostrzec.

- Przed czym? Przed waszymi duchami? – Callow postanowiła zadrwić z dwóch nastolatek, gdy zrozumiała iż są jedynie powietrzem, przez które spokojnie mogłaby by przemknąć. W jej oczach nie było już strachu, a wręcz bawiła ją ta niezapowiedziana wizyta.

- Bawi cię to? – głos czarnowłosej brzmiał śmiertelnie poważnie – Słyszysz, Izzy? Ona traktuje nas jako żart?

- Postaw się na jej miejscu, a wracając... Musisz uważać na niego, rozumiesz? – Astrid posłała jej pytające spojrzenie. Oczywiste było o kim pomyślała, jednak chciała mieć pewność, że jej intuicja się nie myli. – Na tego ślizgona.

Amandę ewidentnie bawiła ta sytuacja, a jednocześnie drwiła z ignorancji Callow. Nie podnosząc z siebie pościeli, przemknęła ku biurku brunetki, po czym niewyczuwalnym dla niej dotykiem, uniosła podbródek dziewczyny.

- On cię skrzywdzi. – jej głos był pozbawiony jakichkolwiek emocji. Wlepiała swe szmaragdowe tęczówki w kompletnie puste oczy brunetki. – Musimy już iść, Izzy. – czarnowłosa skierowała swoje tęczówki wprost na złotowłosą dziewczynę, dając jej znak iż faktycznie muszą się ulotnić.

- Nikomu nie mów, że z nami rozmawiałaś, jasne? – Astrid przytaknęła nieznacznie, po czym ujrzała jak z dwóch wyraźnych dziewczyn powstaje jedynie rozmazana plama, unosząca się w powietrzu. Po chwili zaś zostało tam jedynie puste miejsce, w którym jeszcze przed chwilą widziała duchy dawnych współlokatorek.

- Astrid! Wstawaj! – nastolatka poczuła jak ktoś szturcha ją w ramię. Delikatnie uniosła głowę ze sterty pergaminu, na którym wcześniej leżała. Powoli otworzyła brązowe oczy, aby dostrzec zirytowaną Hermionę tuż nad nią. – Miałaś pisać, a nie spać! – warknęła Granger, podnosząc zaspaną brunetkę do pionu.

- A więc to był tylko sen... - Callow wyszeptała z wyraźną ulgą w głosie. Wiedziała jednak, że w świecie czarodziejów nie istnieje coś takiego jak przypadek. Wszystko dzieje się po coś.

- Mówiłaś coś? – zapytała Hermiona, siadając obok przyjaciółki. Astrid otrząsnęła się, po czym spojrzała na wytrzeszczone oczy współlokatorki.

- Bierzmy się do roboty.

Drugie dno | Draco MalfoyWhere stories live. Discover now