♦Rozdział 4♦

376 27 61
                                    

Ambitny pomysł z przeorganizowaniem swojego życia, to jedno, a kubeł zimnej wody w postaci rzeczywistości, to drugie.

Nic nie szło tak, jakbym tego chciała. W takich momentach trudno zachować optymizm i zmuszać się do uśmiechu.

Tak. Od kilku tygodni zmuszałam się do uśmiechu. Iskierka szaleństwa, która trzymała mnie w ryzach, zgasła. O ile biuro nieruchomości zajęło się sprzedażą mojego mieszkania, o tyle chętnych było tyle, co kot napłakał. W Polsce zawsze była chujowa sytuacja finansowa, zatem wybrzydzający potencjalni kupcy, jęczący ''czemu tak drogo'' nie byli czymś niezwykłym, ale ilość problemów się mnożyła, na równi z moją depresją.

Kozłowska dodawała swoje trzy grosze, bo jebany babsztyl się na mnie uwziął i uprzykrzał życie jak mógł. Zdawałam sobie sprawę z tego, że długo tak nie wytrzymam i nowy rozdział zacznę od odsiadki w polskim więzieniu, gdzie wyląduję za zabójstwo sąsiadki...

Z każdym dniem coraz bardziej tęskniłam za Gotham. Można powiedzieć, że udawanie normalnej wpędzało mnie w gorsze samopoczucie...

***

Machinalnie oporządzałam piersi kurczaka, wsmarowując w nie dużą ilość przypraw, jednym uchem wsłuchując się w melodię płynącą z radia, a drugim skupiając się na gwarze dochodzącym z zewnątrz.

Kier trącał mnie zimnym nosem, próbując wymusić kawałek surowego mięsa, więc zgarnęłam jakiś skrawek i zrzuciłam do psiego pyska. Mlasnął łapczywie, po czym oparł przednie łapy na blacie, uzurpując sobie prawo do kradzieży kolejnego strzępka.

- Nie, Kier. Nie wolno – zganiłam owczarka, śmiejąc się mimo wszystko. Ten pocieszny psiak jako jedyny podtrzymywał mnie na duchu. Już dawno zauważyłam, że kontakt ze zwierzęciem może naładować moje baterie, natomiast kontakt z człowiekiem nie – Zaraz dam ci karmę na miseczkę – cmoknęłam go w nos, za co dostałam mokrego całusa.

Robiłam sobie dzisiaj kotlety z kurczaka na obiad. Całe życie nie mogłam jechać na grzankach i jajecznicy, poza tym wypadałoby umieć przygotować coś więcej niż tylko wodę na parówki. Miałam gdzieś opinię ludzi, że kobieta powinna umieć gotować. Nauczyłam się dla siebie. Powtarzające się żarcie mogłoby mi się szybko znudzić i z pewnością pchnąć w kolejną fazę depresji.

Wrzuciłam kawałki na skwierczącą patelnię i poszłam zasłonić okno. Odetchnęłam z ulgą, gdy w kuchni zagościł przyjemny półmrok. Tyle czasu spędziłam w niedorzecznie jasnych izolatkach, że nabawiłam się awersji do zbyt intensywnego światła. Nieważne czy naturalnego, czy sztucznego. Właśnie dlatego zadbałam, by żarówki prezentowały łagodny odcień żółci, zamiast rażącej w oczy bieli. Uraz psychiczny z Arkham. I Belle Reve w zasadzie też...

Podrzucałam mięso, doglądając jednocześnie ziemniaków, których ilość nie wykarmiłaby nawet jednego dziecka w Afryce, ale nigdy za kartoflami nie przepadałam, gdy rozproszył mnie dźwięk telefonu. Jak przystało na osobę z rozwijającą się fobią społeczną, oblał mnie zimny pot i drżącymi rękoma wyciągnęłam komórkę z kieszeni.

- Może zaraz przestanie – jęknęłam do siebie, gapiąc się w wibrujący ekran zamiast odebrać – Nie możesz pisać jak normalny człowiek? – źrenice mi się rozszerzały ze strachu. Tak. Byłam tym typem osoby, która nie boi się wsadzić noża po rękojeść w cudze ciało, ale cyka się odebrać telefon. Podwójne standardy kurwa jego mać – Czemu ty ciągle dzwonisz?! – wydarłam się, a pies popatrzył na mnie jak na wariatkę – Tak, Pączusiu. Mamusia jest pierdolnięta. Dobrze, że przypominasz – pierwszy raz od dawna szczerze się zaśmiałam – Kurwa – wzięłam głęboki wdech i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

Forever Crazy ♦♥♦ Joker x JulietWhere stories live. Discover now