Bright 1

820 31 0
                                    

-back to normal?-

W każdym z pokoi panował spokój i głucha cisza, a przynajmniej do czasu, gdy po domu rozszedł się echem dzwonek do drzwi.

Wpierw nicość, jakby gospodarze wyjechali, jednak przy kolejnych próbach zwrócenia na siebie uwagi dzwoniącego, kobieta o ciemnych jak smoła włosach i oczach czarnych jak węgiel mruknęła i zwlokła się z łóżka pozostawiając ciepłą pierzynę. Nie łudziła się nawet żeby odsłonić roletę czy poprawić piżamę. Poczłapała w stronę holu odgarniając zmierzwione włosy do tyłu.

Otworzyła drzwi, jednak okazały się zamknięte na klucz.

- Cholera, gdzie te klucze - warknęła do siebie - już chwila! - krzyknęła widząc postać w wizjerze.

Wpierw przeszukała swoje trzy torebki rzucone na komodę przy wyjściu, jednak gdy nie odnalazła tego czego szukała, skierowała się do salonu. Jego ściany były koloru beżowego, a charakter nadawała tutaj duża rogowa kanapa usadowiona w centrum pomieszczenia. Kobieta kucnęła przy czarnym kwadratowym stoliku do kawy który był postawiony przy kanapie. Schyliła się prawie dotykając głową podłogi. Sięgnęła ręką na poziomą belkę pod stolikiem, jednak nie wydało jej się tam nic złapać poza starą książką. Z rezygnacją udała się do kuchni przeszukując szuflady i półki. Gdy otworzyła górną nad mikrofalówką, zauważyła obok niej szklany, przeźroczysty słoik. Sięgnęła po niego przypatrując się zawartości.

- Tu jesteś - szepnęła i otworzyła go. Wysypała z niego zawartość słysząc brzęk breloka - nie mam pojęcia czemu byłeś w słoiku, ale nie wydaje mi się, żeby to była moja sprawka. Chyba - mruknęła i już odrobinę żywiej przeszła z kuchni do holu. Przekręciła zamek w drzwiach i zobaczyła że przed nią stał mężczyzna w wieku przed czterdziestką.

- Słucham? - odezwała się kobieta opierając się o grubą framugę drzwi i lustrując osobę, która przerwała jej "odpoczynek".

- Dzień dobry - powitał ją mężczyzna stojący na krzywo ustawionej wycieraczce - Pani Martin? - zapytał.

- Panna - poprawiła go, co spotkało się ze jego zdziwieniem.

Mężczyzna odchrząknął.

- Wierzę, że ma Pani córkę o imieniu Octavia.

- No cóż, tak mam - potwierdziła kobieta ciągnąc lekko za swoje czarne napuszone włosy.

- Świetnie, jestem nauczycielem historii w szkole Octavii, uczę ją i jestem nieco zaniepokojony jej stanem, czy miałaby Pani chwilę aby o tym porozmawiać zanim zacznę pracę? - zapytał mężczyzna spoglądając na swój zegarek. Kobieta spojrzała na niego nieufnie.

- Proszę, niech Pan wejdzie - otworzyła drzwi szerzej aby go wpuścić.

- Dziewczyny idziecie? - zawołała złotowłosa biegnąc w stronę studia Pani Molina. Zatrzymała się przy białych drzwiach i spojrzała przez szybę. Szybko się schowała ledwo unikając spojrzenia Julie. Ponownie wyglądnęła przez okno i zauważyła łkającą Flynn. Kiedy znów umknęła przed wzrokiem krętowłosej, poczuła na twarzy ciepłe powietrze. Szybko obróciła się w lewą stronę, jednak nikogo tam nie zauważyła. Usłyszała głośniejsze kroki więc szybko stamtąd uciekła nawet nie oglądając się za siebie.

Chwile później do siedzącej na murku przed domem Julie, Octavii dołączyła wspomniana dziewczyna i jej przyjaciółka.

Kiedy dotarły do szkoła rozdzieliły się niemal natychmiastowo. Złotowłosa życzyła powodzenia Julie, za to ona życzyła jej miłego dnia.

Zielonooka wzięła z szafki podręcznik do fizyki i skierowała się pod odpowiednią klasę. Lekcje minęły jej w miarę przyjemnie, gdyby nie to, że była pytana na biologii a w ogóle się nie pouczyła na temat fotosyntezy. Uratowała ją jednak roślina stojąca na parapecie na którą padały promienie słońca i dzięki małej pomocy nauczycielki otrzymała ocenę dobrą.

zero talentu | julie and the phantoms | zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz