The good touch [Stucky] cz.1

1K 50 12
                                    

Powrót Bucky'ego do życia wydawał się dużo trudniejszym zadaniem, niż Kapitan wraz z resztą Avengers mógłby sądzić. To, co wyrządziła mu Hydra przerosło ich wszystkie myśli i sugestie. Najbardziej przerażonym i zatroskanym był nie kto inny, jak najlepszy przyjaciel Jamesa — Steve. Widok tak bliskiej mu osoby przeżywającej katusze i nie rozpoznającej nawet samego siebie, sprawiał, że nie mógł przestać o nim myśleć, nieskończenie szukając rozwiązań. 

Jednak z czasem wszyscy zaczęli zauważać zmianę w Bucky'm, którego Rogers odwiedzał niemalże codziennie. Zaczął przypominać sobie fakty z własnego życia, to kim był i zaczął traktować wszystkich z odrobinę większą dozą zaufania, co niezmiernie cieszyło Steve'a. Gdy jego stan zaczął się poprawiać, reszta przestała tak bardzo obawiać się Zimowego Żołnierza, a Barnes mógł spróbować swobodnie żyć w wieży, co prawda nie mógł jej opuszczać, ale sam James nie przejmował się tym. Nawet nie był gotowy na zmierzenie się ze światem zewnętrznym, jeszcze nie teraz. 

Ten poranek zapowiadał się dosyć spokojnie, Bucky bezgłośnie wszedł do kuchni, tak, jak zawsze miał w zwyczaju. Nie umiał pozbyć się nawyku bezszelestnego wchodzenia do pomieszczeń. Przy wyspie spostrzegł trzy siedzące sylwetki, jedną z nich rozpoznał bez najmniejszych problemów. Po cichu podszedł do nich, siadając niepostrzeżony po prawej stronie Kapitana. 

— Cześć — odezwał się w końcu, na co Rogers zachłysnął się herbatą przestraszony. Na twarzy bruneta pojawił się uśmiech, a Clint wraz z Natashą zaczęli się głośno śmiać. 

— B-Bucky, nie strasz mnie tak — zakasłał i sam się uśmiechnął — Chyba nigdy nie przywyknę do tego, że ciągle się skradasz — stwierdził, kręcąc głową. 

— Przynajmniej jest zabawnie — zaśmiał się ponownie Barton, popijając swoją kawę z kubka. 

— Jak się czujesz, James? — zapytała rudowłosa, uśmiechając się ciepło, aby go nie wystraszyć. Brunet odwzajemnił jej gest. 

— W porządku, miło, że pytasz — odparł cicho. 

— Jesteś głodny? Mógłbym ci coś spróbować przyrządzić — zaproponował Steve, patrząc z uwagą na przyjaciela. 

— Natasha, czemu nie robisz mi śniadań, jak Steve Jamesowi? — spytał z wyrzutem łucznik i szturchnął kobietę. Gdy posłała mu jedno ze swoich spojrzeń, natychmiast uniósł dłonie w geście poddania. — Oszczędź, tylko żartowałem — roześmiał się. 

— I twoje szczęście, Clint — rzuciła.

— To jak? — zapytał Rogers, ignorując pozostałą dwójkę przyjaciół. Bucky pokręcił głową na boki. 

— Nie jestem głodny, Stevie — powiedział. — Chętniej poszedłbym na spacer... — westchnął, a mina blondyna lekko zrzedła. 

— Wiesz, że-

— Tak, wiem, że nie mogę — odpowiedział. — Uwierz mi, że nawet nie miałbym odwagi tego zrobić... Po prostu przypomniało mi się, jak kiedyś często wybieraliśmy się we dwójkę na staw i potrafiliśmy spędzać tam godziny na rozmowie i wspólnym spacerze — rzekł, patrząc za okno, unikając wzroku wszystkich osób, jaki spoczął na jego twarzy. 

— Też to pamiętam — uśmiechnął się Steve. — Zawsze chodziliśmy tam, żeby odpocząć od całego zgiełku ludzi. 

Rogers zamyślił się na chwilę, sięgając myślami tych niezapomnianych, wspólnie spędzonych chwil. Dokładnie pamiętał, jak bardzo lubił rysować widoki, które ukazywała im przyroda, choć wtedy zawsze większą uwagę okazywał Bucky'emu, w celu odwzorowania jego oświetlonej przez ciepłe promienie słońca twarzy. Te rysunki zawsze wychodziły idealnie i to do nich najbardziej się przykładał. 

Just not enough || Marvel One shots  ✔Where stories live. Discover now