To chyba tyle z Walentynek spędzonych samotnie.

357 18 20
                                    

Kolejna moja historia, która nie uwzględnia Smoczej Straży. Pisanie w ten sposób jest dla mnie, bo nie wiemy jeszcze co Brandon Mull zamierza nam sprezentować i kogo zabić, bo zapewne kogoś zabije. 

Szła ulicą mijając mnóstwo zakochanych par. Walentynki. Święto zakochanych, w którym single czują się jeszcze bardziej samotni niż zwykle. W tym ona również. Skręciła w ciemną uliczkę. Niby typowe, ale o ile bardziej byłoby romantycznie, gdyby ktoś uratował ja w walentynki? Ale to nie film dla nastolatków produkcji Netflixa, a prawdziwe życie. Poza tym ona nie potrzebuje pomocy. Radzi sobie sama ze smokami, więc miałaby nie poradzić sobie z zwykłymi ludźmi? Zabawne. Szła jeszcze chwilę gdy nagle przed nią pojawił się wysoki szatyn. Był przystojny i może w innych okolicznościach zaczęłabym z nim rozmowę, że nie tym razem. Chwycił mnie za rękę i położył ją na jakimś przedmiocie. Zanim zrozumiałam co się dzieje znajdowałam się już w innym miejscu. Chciałam kopnąć chłopaka mocno w brzuch, a przytrzymał moją nogę i pociągnął w swoją stronę. Cały czas byłam zdezorientowana, więc nie zareagowałam. Gdy na niego wpadłam obrócił mnie plecami do siebie. Unieruchomił mi ręce i nogi. Byliśmy bardzo blisko siebie. Za blisko. Rozejrzałam się po pokoju i dopiero poznałam to miejsce. Gabinet Stana Sorensona, kapitana Rycerzy Świtu. Czy porwała mnie organizacja, do której należę? Tego jeszcze nie grali. Jestem pierwszą wiedźmą, która działa na korzyść naszego stowarzyszenia i w dodatku jedną z młodszych osób w szeregach. Stan pamiętając co przeszły jego wnuki, których nawiasem mówiąc jeszcze nie poznałam, przyjmuje ludzi w wieku przynajmniej szesnastu lat. Jestem oficjalnie w organizacji od paru miesięcy, dokładnie mówiąc od lipca, bo wtedy skończyłam szesnaście lat. Wcześniej pomagałam tylko w wyjątkowych sytuacjach z norweskiego smoczego azylu. Tam się wychowałam.

Gdy do pokoju wszedł Stan i zobaczył mnie oraz przystojniaka przybił sobie piątkę z czołem. Wziął głęboki wdech i wydech po czym powiedział powoli:

- Seth, zostaw Liv w spokoju. - Chłopak puścił mnie i odsunął się kilka kroków. Chwila, Seth? Korekta, jednak poznałam jedno z wnucząt Stana. - Co ci przyszło do głowy?

-   Chciała mnie kopnąć.

- Bo porwałeś mnie z jakiejś ciemnej uliczki.

- Takie dostałam rozkazy.

- Mogłeś jej wszystko wytłumaczyć. - Stwierdził poirytowany kapitan. Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich na oko niewiele ode mnie starsza nastolatka wraz z białowłosym chłopakiem.

- Co znowu nie tak zrobił mój kochany braciszek? - Zapytała, jak nie trudno się było domyślić Kendra. A skoro to jest Kendra to obok niej musi się znajdować Paprot. Spojrzałam na niego podejrzliwym wzrokiem, który on odwzajemnił. Wróżki, a skoro wróżki to i jednorożce, nie mają zbyt dobrego kontaktu z wiedźmami. Przynajmniej się nie zabijamy. - Cześć. Ty zapewne jesteś Liv. Miło mi cię poznać. - Posłała mi szczery uśmiech, który odwzajemniłam.

- Hej mi również miło cię poznać. 

- Do rzeczy. - Przerwał nam Stan. - Od jakiegoś czasu zastanawiałem się nad obstawieniem stanowiska pozostałych wiecznych. Padło na waszą czwórkę. 

- Mieszkam w smoczy azylu. Nie sądzisz, że to zły pomysł?

- Przeprowadziłabyś się do Baśnioboru i zajęła się nim wraz z Sethem. - Spojrzałam na chłopaka i zauważyłam, że przygląda się mojemu ciału. Teraz jestem już prawie pewna, że to nie Netflixowy film dla nastolatków, a marne opowiadanie na wattpadzie. Ludzie w normalnym życiu tak się nie dzieje! Ale życie wieczne, w magicznym rezerwacie wraz z przystojnym szatynem? Brzmi zachęcająco. - Pozostali zgodzili się na wszystko wcześniej. Teraz została tylko Twoja decyzja.

- Będzie ciekawie. Zgadzam się, ale nie zrezygnuję z misji. - To chyba tyle z Walentynek spędzonych samotnie.


O rany zaczynam się o siebie martwić. Proszę rozdzialik pisany na chemii, religii i języku polskim. Ewentualnie nie zdam. 

Miłego dnia/nocy♥

Baśniobór | one shotsWhere stories live. Discover now