Śpiący Rycerz

157 13 6
                                    

I nadszedł moment, którego baliśmy się najbardziej. Kolejny smoczy azyl zaatakowany. To już ostatni, który ostał się bez szwanku. I nie ma już nadziei.

Rycerze Świtu zebrali się właśnie tutaj, by spróbować obronić ostatnią ostoję. Czy mieli jakieś szanse? Zdecydowanie nie. Sprzyjało im tylko pokojowe nastawienie najważniejszych smoków znajdujących się w tym rezerwacie. Wiedzieli jednak, że tamci im nie pomogą, a wiąże ich głównie przysięga.

Rezerwat niewątpliwie największy ze wszystkich. Prawda jest taka, że nazywając go azylem umniejszam mu trochę jego wspaniałości. Nie był to bowiem fragment lądu z magicznymi barierami, a cały kraj chroniony magią przedwiecznych.

Gdy smoki zaatakowały zwykli ludzie schowali się w bezpiecznych miejscach. Mimo, że nie widzieli prawdziwej natury tych potężnych istot ogromne huragany i błyskawice migające na niebie i trafiające we wszystko wokół niesamowicie ich przerażały. Najstarsi z nich nie pamiętali czasów gdy niektóre smoki zabierały im bydło i majątki. Za to najmłodsi z nich już zapewne słyszeli legendy o tamtych czasach.

Rycerze Świtu, nawet wraz ze swoimi sprzymierzeńcami radzili sobie równie dobrze ze smokami co średniowieczni rycerze. Byli niczym mrówki walczące z olbrzymami. 

W pewnym momencie Celebrant wylądował na górze zwanej Giewontem i przemówił:

-Oficjalnie przegraliście wojnę. Zostało was tu zaledwie kilku. Przy Smoczej potędze przeżyjecie nie więcej niż następne trzydzieści minut. Poddajcie się, a nie zginiecie w męce. To jedyna łaska na jaką mogę w stosunku do was zezwolić.

Wtedy góra, na której stał zaczęła się trząść. Smoki jak i Rycerze stali otępiali, a sam król smoków wzbił się w powietrze. Z ziemi powstał ogromny człowiek. Ogromny rycerz. Śpiący Rycerz obudził się w czasie gdy już mało kto pamiętał jego historie. To on był miejscowym zabójcą smoków, który przysiągł zbudzić się gdy już innych szans nie będzie. Gdy jego kraina będzie bliska upadku  I zrobił to.

- Czy dobrze słyszę, że nastał czas ostateczny? Że te marne jaszczurki chcą przejąć mój rezerwat?

W istocie przy pokaźnych rozmiarach rycerza smoki wyglądały jak nic nie znaczące jaszczurki.

Rycerz zwany Giewontem zamachnął się strącając z nieba wciąż otępiałego króla smoków. Pozostałe smoki zaczęły go atakować swoimi broniami w oddechu jednak na nic to się zdało. Tylko bardziej rozwścieczyły Śpiącego. No, może już nie śpiącego. Mimo, że on był jeden, a ich były setki nie miały z nim szans. Jego potęga tkwiła w tym co normalnie można uznać za wadę. był wolny i z kamienia połączonego z glebą, ale jakimś cudem to dawało mu przewagę nad smokami. 

Niesamowitym widowiskiem była kapitulacja smoków. Po utracie króla były jak ciało bez głowy. Plan nie przewidywał zagrożenia. To dla nich nigdy nie miała być chociażby wyrównana walka. Popisano kolejne kontrakty. Nowe, wyjątkowe, ale zdecydowanie zbyt nudne i skomplikowane by je tu przytaczać. 

//Rozdział zaczęłam pisać w sierpniu, skończyłam dziś, ale chociaż się pojawił bshhsb Za wszelkie błędy przepraszam, ale jestem zbyt zmęczona by je dostrzec. Pozdrowionka<3


Baśniobór | one shotsWhere stories live. Discover now