Niespodzianka kochana! #004

7 2 1
                                    

Pov. Charlotte


Stałam w drzwiach z wymalowanym zdziwieniem na twarzy. Nie umiałam pojąć tego co właśnie stało się realne. Jestem w ciężkim szoku i po prostu nie umiem się odpowiednio wysłowić, w sumie nawet tego nie próbuję. Patrzę się na osobę, która stoi, uśmiechnięta przede mną i mrugam ze zdziwienia oczami. Po dość dłuższym czasie zwyczajnego gapienia się sobie w oczy, ustępuję wejścia do mojego apartamentu. Znana mi od sporego czasu osoba, wchodzi powoli do środka ale obraca się na pięcie i mówi:
— Niespodzianka, kochana! — To moja przyjaciółka, Hilie. Ta sama, która jeszcze dwa dni temu rozmawiała ze mną, nadając ze swojej sypialni.
— Kilka pytań... Jak? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś, i... wytłumacz mi to jakoś, a nie! — Mówię zamiast „cześć" albo zwyczajnego przytulenia przyjaciółki.
— No więc przybyłam tu ze względu na fakt, że gdyby nie ja, to leniłabyś się chyba przez całe dwa miesiące. Po za tym muszę cię kontrolować, żebyś nie poznała jakieś obżartucha i fajtłapy, i moja siostra koniecznie chce mnie ukatrupić za zjedzenie ciasteczek więc... jestem. — Gdy wspomniała o poznaniu chłopaka, poczułam jak się rumienię, ale szybko skorygowałam sama siebie mówiąc - a raczej myśląc- że Shawn to kolega, i nie należy do osób opisanych przez Hilie.
— Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? — Powoli się uśmiecham, bo jednak cieszę się z przyjazdu mojej bratniej duszy, nawet jeżeli totalnie się tego nie spodziewałam.
— Chciałam abyś miała niespodziankę, jak wspomniałam. Po co mówić, że przylatuję, i jestem już na lotnisku, skoro można za pomocą skomplikowanych algorytmów włamać ci się do komórki i sprawdzić lokalizację?— Tym słowom towarzyszył mój cichy lęk przerażenia, gdy spoglądam na mój telefon.
— Żartujesz...?
— Oczywiście, że tak! — Ulga. — Już nie pamiętasz moich ocen z informatyki?
— Ledwo zdałaś!
— Właśnie.
— To jak? — Dopytuję.
— Twoja mama powie mi wszystko, zawsze. — Na prawdę mamo, na prawdę?!
— Czyli tak... No cóż skoro już tu jesteś to się rozgość. Właśnie, masz swój pokój? Jeżeli nie, to możemy zejść na dół i pomogę ci się zameldować.

— Nigdzie nie wychodź! — Krzyczy, łapiąc mnie za nadgarstek gdy oddalam się parę kroków w stronę drzwi.
— A to dlaczego? — Nagrodę dla osoby, która zadała najwięcej bezsensownych pytań, podczas tych kilku minut, zdobywa.... Charlotte!
— Chodziłam po wszystkich korytarzach, pukając w każde drzwi aby znaleźć Twoje przez co nie pozwolę aby te setki osób znowu mnie zobaczyły. Zrobiłam w siebie totalną kretynkę! — Na jej słowa śmieję się pod nosem, bo nie sądziłam, że dziewczyna wpadnie na tak absurdalny pomysł.
— Gratuluję odwagi. Ja się boję spojrzeć w oczy kelnerki a o dopiero pukać w setki drzwi po kolei. — No chyba, że mówimy o Shawnie, w jego oczy mogę patrzeć godzinami... Charlo, uspokój się.
— Dzięki?
— Czyli zatrzymasz się u mnie?
— A mogę? — Odpowiada pytaniem na pytanie.
— A chcesz? — Odbijam piłeczkę.
— Masz tu drugą sypialnię?
— A co? Nie wracamy do czasów sześciu lat, gdy spałyśmy razem pod jednym namiotem, w pokoju?
— Nie jesteśmy na to za stare?
— Na głupawkę? — Odwala nam, jeszcze kilka pytań a nie wytrzymam i wybuchnę śmiechem.
— Chociażby...
— Nigdy. To jak?
— No wiadomo, że tak! — Udało się! Pierwsza się zaśmiała.
— Przegrałaś! Pierwsza nie wytrzymałaś!
— Cichaj, nic się nie działo. — Nakazała i rzuciła torbę na kanapę. — Rozkłada się?
— Tak, sprawdzałam. — Kontrola pomieszczenia, to nic takiego przecież.
— To od dzisiaj jest moja.
Moja przyjaciółka rzuca się na nią całym ciałem i głośno wypuszcza powietrze z płuc. Podejrzewam, że taki spontaniczny lot musiał nieźle ją zmęczyć więc proponuję aby się przespała, albo odpoczęła, a ja za ten czas wyjdę na zwiedzanie jakiegoś muzeum, aby zabić czas. Dziewczyna dziękuje mi cicho po czym rozkłada biały mebel aby móc się położyć z prostym kręgosłupem, a nie pozwijanym w harmonijkę. Ja za ten moment chwytam przewiewny sweterek i opuszczam lokum, mówiąc jeszcze parę rzeczy, na które musi uważać. Miedzy innymi aby za nic w świecie nie wchodziła do mojej sypialni, w której panuje syf... albo mówiąc dobitniej: chlew. Nie miałam dzisiaj ochoty na ścielenie łóżka i zwyczajne sprzątnięcie pokoju. Ta jedynie odburknęła coś pod nosem i poprawiła poduszkę pod głową. Opuściłam wynajęte mieszkanko i zeszłam na dół korzystając z widoków, które rozpościerają się zza okien umieszczonych na klatce schodowej. Wyszłam z hotelu i złapałam za telefon. Miałam zamiar pójść z Shawnem do Luwru ale w ostatniej chwili zrezygnowałam z tego. Dzisiaj pozwiedzam sama, jak miałam w planach przylatując tu. Po krótkim czasie zastanawiania się jak daleko jestem od mojego celu, i ile zajmie mi tam piesza droga, dzwonię do jedynego mężczyzny jakiego tu znam. Trudno, znowu będzie się ze mną męczył. On jednak nie odbiera co nieco mnie dziwi, ale postanawiam to zignorować i dalej kieruję się w stronę znanego i słynnego muzeum, a bynajmniej w stronę, którą wskazuje mapa w moim telefonie. Po niecałej godzinie błądzenia po ulicach i alejach, w końcu docieram na piękny placyk z muzeum po środku. Kieruję się w stronę wejścia i płacę za jeden bilet wejściowy, który nie jest zbyt tani. Tyle zbierałam na swoje wymarzone wakacje, że jednak decyduję się na to i chwilę potem oglądam eksponaty i inne dzieła, które się tam znajdują. Jak podejrzewałam nie ma nawet angielskich napisów co potwierdza moją tezę dotyczącą braku wzajemnej sympatii między anglikami a francuzami. Staram się coś zrozumieć czytając niemieckie napisy, które się tam pojawiły, ale za nic nie potrafię rozszyfrować tych małych znaczków. Wyglądają jak mikroskopijne szlaczki, które muszę jakoś zrozumieć, co wychodzi marnie w moim wykonaniu. Mimo, że muzeum jest piękne to nie wszystko w nim mi się podoba, ale to jest rzecz gustu, o którym lepiej nie dyskutować.

***

— To wytłumacz mi co to jest! — Rozkazuje Hilie.
— Nie ma mowy. — Mówię, chwytając kartkę, którą trzyma w ręku, ale ta robi unik i znowu pudłuję.
— Charlotte, co się dzieje? Zawsze wszystko sobie mówiłyśmy a teraz masz przede mną tajemnice. Dobrze wiem, że to numer telefonu, ale kogo? Błagam powiedz mi. — Robi maślane oczka ale ja jedynie łapię za skrawek papieru, który pośpiesznie wrzucam do toalety i spuszczam wodę. To by było na tyle jeżeli chodzi o mój kontakt z Shawnem. Wracam do sypialni i widzę dziewczynę z jakąś niedopisania emocją na twarzy. Zawód, rozgoryczenie, sama nie wiem?
— Czyli tak... — Mówi spokojnie po czym siada na łóżku. — Dlaczego po prostu mi nie powiesz?
— Dowiesz się z czasem. No nie gniewaj się już. — Siadam obok niej i ją przytulam.
— Dobra ale pod jednym warunkiem. — Mamy problem. — Powiesz mi czy jest przystojny. — Śmieję się na jej słowa. Nie podejrzewałam, że spyta o taką rzecz. W myślach przywołuję wspomnienie z Shawnem i lustruję jego twarz. Momentalnie się rumienię i wyraźnie czuję na sobie uśmiech mojej przyjaciółki. Dobrze wiem, że jak nie wybrnę z tej sytuacji, będzie mnie męczyła tygodniami. Właśnie, na ile się tu zatrzymała?
— Yhym... — Przytakuję głową po czym zmieniam temat.— Na ile się tu zatrzymasz?
— Na tydzień, nie więcej, bo się wykosztuję. — Opada na kołdrę, która dalej jest w nieładzie. Akurat w tym samym momencie ktoś zaczyna się do mnie dodzwaniać a ja widzę na wyświetlaczu moje zdjęcie z Shawnem. Dyskretnie wkładam telefon pod kołdrę, siadając na to miejsce, aby zminimalizować dźwięk, który staje się coraz głośniejszy. — Nie odbierzesz?
— Nie ma potrzeby. — Uśmiecham się.
— Jak wolisz. Idziemy na miasto na kolację, czy masz już sprecyzowane plany? — Posyła mi złowrogi uśmieszek.
— Kolacje w hotelu są pyszne! — Podkreślam ostatnie słowa nieco dobitniej i widzę w oczach przyjaciółki błysk w oczach.
— Idziemy na wyżerkę! O której są kolacje?
— O 19 wieczorem, więc mamy jeszcze sporo czasu. Za ten czas opowiadaj jakim sposobem w Toronto spadł śnieg. — Mówiąc to pokazuję jej telefon ze zdjęciem, na który w tym momencie przychodzi powiadomienie. „Wybacz, nie mogłem odebrać. Dzwoniłaś, wszystko w porządku?" widzę jak podane słowa zaciekawiły moją towarzyszkę, która udaje, że niczego nie widziała. Nie udaje jej się to, bo widzę ten uśmiech, który ciśnie się jej na twarz. Po minucie oddaje mi telefon a z jej miny wyczytuję, że mocno się nad czymś zastanawia. Nie mówi mi jednak o co chodzi tylko przechodzi do tematu, który rozpoczęłam. Z tego co mówi, gdy była tuż przed odlotem samolotem, dowiedziała się o anomaliach pogodowych, które zapanowały w naszym rodowitym mieście. Szybko ucina rozmowę i biegnie do salonu odpalając laptopa. Nie ukrywa się z uśmiechem na twarzy, ale za nic nie chce mi powiedzieć co sprawdza. Idę w stronę balkonu gdy mój telefon ponownie dzwoni. Tym razem pośpiesznie go odbieram i rozpoczynam dyskusję.
— Cześć...
— Hej, co się dzieje? — Słyszę troskliwy głos i momentalnie się rumienię.
— Już nic. Po prostu szłam do muzeum i... nie ważne, mam gorszy kłopot.
— Mianowicie?
— Przyleciała — Wychodzę na balkon zamykając drzwi za sobą by Hilie niczego nie słyszała. — moja przyjaciółka, która w skrócie mówiąc od trzech lat próbuje mnie zeswatać, a teraz dowiedziała się o nieznajomym, którego numer telefonu znalazła na karteczce. — Cisza. — Najgorzej będzie jak spisała Twój numer na swoją komórkę...
— Będziemy mieć frajdę. — Śmieje się cicho. Nie obawia się, że jego numer telefonu odkryje caluśki świat? Znając dziewczynę, jest do tego zdolna.
— Nie przeszkadza ci to?
— Ani trochę. Idziemy na spacer? — Szybka zmiana tematu Shawny.
— Aktualnie nie ma takiej możliwości, spotkamy się kiedy indziej.
— Na przykład jak przez przypadek wstąpisz do cukierni na rogu?
— Właśnie, co ty tam robisz?
— Moja żmudna próba upodobania się do otoczenia i niezwracania na siebie uwagi. — Mówi na szybko, ale wyczuwam, że są to kłamstwa wyssane z palca. Z tego względu, że nie podałam tu prawdziwej przyczyny mojego wyjazdu, przymykam na to oko.
— Kończę, Hilie zaraz mnie zamęczy pytaniami z kim rozmawiam.
— Nie, czekaj...! — Nie kończy, bo szybciej się rozłączam. Wychodzę z balkonu tak jak podejrzewam, moja przyjaciółka patrzy na mnie z oczekującą wyjaśnień, miną.
— Na spokojnie Charlotte. — Już się denerwuję. — A teraz usiądź, i powiedz grzecznie kto dzwonił?
— Um... — Shawn dzwoni ponownie, odbieram. — On.
— Witam. — Shawn wita się innym gosem, doroślejszym i zdecydowanie poważniejszym.
— Kim jesteś, i czemu masz czelność zadawać się z moją psiapsi nie konsultując się ze mną?!
— Pani wybaczy, ale nie miałem pojęcia, o potrzebie wykonania tego polecenia.
— Parę pytań. — O nie, czy ja muszę być tego świadkiem? Ja nie chcę... — Pierwsze: Wybierz rodzaj śmierci jakim zginiesz gdy skrzywdzisz jej uczucia?
— Możesz mnie zabić, technika dowolna. — Ja wręcz słyszę jego uśmiech.
— Dobrze, zapamiętam. Drugie: Kim dla niej jesteś, bo mi nie chce powiedzieć skubana.
— ... — Cisza. — Przyjacielem.
— Zgoda, jak ją skrzywdzisz to ja skrzywdzę Ciebie.
— Oczywiście, ma się rozumieć.
Ta rozmowa trwała jeszcze 15 minut a ja z każdym kolejnym, żenującym pytaniem mojej przyjaciółki, wstydziłam się jej jeszcze bardziej. Zazwyczaj spływało po mnie jak po kaczce, że mówiła takie rzeczy chłopakom ze szkoły, na których nie zależało mi w żadnym stopniu, ale teraz gdy mówi to w jego stronę, dziwnie się czuję. Pytam się czemu to zrobiła, a ona ze śmiechem powiedziała, że miała taką chęć. Zwariuję z nią... Jestem pewna, że wyjdą z tego niezłe problemy. Idę do sypialni i zakładam zwyczajne szare dresy i do tego moje ukochane kapcie. Wychodzę z apartamentu i idę przez długi korytarz. Do kolacji zostało 40 minut ale muszę się przejść i przewietrzyć - nawet na korytarzu. Siadam na zimnych schodach, chowając twarz w dłoniach. Te wakacje mają być spo-koj-ne a puki co wcale się na to nie zapowiada.Zanurzyłam się w myślach i nie zwróciłam uwagi na czas, który przeleciał mi między palcami. Kolacja będzie za 10 minut więc pora zejść do kafeterii. To też czynię. Gdy tylko wchodzę do specjalnego pomieszczenia zajmuję miejsce przy jednym ze stolików. Chwilę potem widzę jak moja przyjaciółka próbuje mnie odnaleźć co szybko jej się udaje. Bierzemy jedzenie i idziemy w stronę naszego miejsca. Hilie wybrała zwykłe pieczywo z różnymi dodatkami ale ja postawiłam na kuchnię chińską, sięgając po sushi, czego pewnie będę żałować. Porcja jest dość duża, i nie jestem pewna czy jem ją całą. Mimo tego się na to decyduję i siadamy na małej kanapie prze krześle. Moja przyjaciółka pałaszuje swoje jedzenie zachwalając kucharzy. Ja jednak w oddali dostrzegam kogoś kto złapał ze mną kontakt wzrokowy. Po chwili go urywam i wracam do posiłku. Na moją komórkę przychodzi powiadomienie więc zerkam na wyświetłacz. Wiadomość od Mendesa. Odblokowuję telefon i widzę zdjęcie które do mnie wysłał. Moje serce staje przez chwilę a ja zaczynam gorączkowo rozglądać się po wielkiej sali. Znów patrzę na zdjęcie...

 Znów patrzę na zdjęcie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

-------------------

2092 słowa...

Quelque chose de beauWhere stories live. Discover now