- Z przyjemnością opadam na jego tors i przytulam się do niego. -

8 2 1
                                    


Z oddali widzieliśmy piękną altanę z mnóstwem osób przed nią. Podejrzewam, że nie spóźniliśmy się za dużo, i jeszcze zdążymy wejść. Gdy podchodzimy znacznie bliżej wspomnianego miejsca, pewien człowiek w eleganckim smokingu podszedł do nas i powiedział coś po francusku. Shawn uśmiechał się, wymienił parę zdań, po czym poprosił aby Hilie wręczyła zaproszenia. Całe szczęście wzięła wszystkie trzy, dzięki czemu oszczędzamy sobie wszystkim nerwów. Mężczyzna zaprasza nas ruchem dłoni, więc wszyscy wkraczamy na parkiet. Tak jak myślałam jest to wielka altana, która zamiast dachu na rozłożony biały, lniany materiał, który pięknie faluje na leciutkim wietrze, którego ledwie czuć. Przy rogach znajdują się kominki, lub coś w ten deseń, ale wyglądają oszałamiająco. Wyglądają jak ogień zamknięty w małej kolumnie, który do tego ociepla pomieszczenie. Po prawej stronie jest mały barek z alkoholami, co potwierdza słowa Hilie, która wspominała o szampanie z musującymi bąbelkami. Na środku jest parkiet, na który na przełomie pół godziny wypłynie całe towarzystwo, a przynajmniej tak zgaduję. Na samym przodzie natomiast, jest malutka scenka, która jest przeznaczona najprawdopodobniej dla orkiestry. Kelner podchodzi do nas z tacą, na której znajduję się wspomniany wcześniej alkohol, więc dziękując, bierzemy to jednym kieliszku. Zamaczam usta w alkoholu gdy moja przyjaciółka już zaczyna wariować. Podbiega do mnie i uwiesza mi się na ramieniu, co nie należy do przyjemnych doznań.


— Dziękuję, że zgodziliście się przyjść, to wiele dla mnie znaczy.


— A to z jakiej racji? — Dociekam, ale młoda kobieta znika gdzieś w tłumie.


— Jestem ciekaw kogo upatrzyła sobie do pary, i to w pierwszym dniu jej przyjazdu tutaj. — Shawn mówi mi nad uchem, gdy orkiestra zaczyna grać.


— Zaraz się tego dowiemy. — Widzę przyjaciółkę, która idąc w naszą stronę, ciągnie za rękę jakiegoś chłopaka.


— Nie wierzę, witaj! — Mówię z uśmiechem gdy moim oczom ukazuję się kuzyn mojej przyjaciółki, którego nie widziałam jakiś kilka dobrych lat. — Jak tak dalej pójdzie spotkamy tu całe Toronto!— Na te słowa Shawn poluźnił uścisk, i dostrzegłam jego zdezorientowaną twarz. Po chwili jednak wraca do żywych i ponownie splata nasze palce.


— Cześć Charlotte, kupę lat. — Przytula mnie lekko po czym zwraca się do Shawna. — Miło poznać chłopaka Charlo.


— Nie, Andry... To nie jest mój chłopak, tylko przyjaciel... — Mówię uśmiechając się nie śmiało. Widzę jak chłopak spojrzał na nasze splecione ręce po czym uśmiechnął się szeroko.


— Jasne. Mimo to miło poznać. — Powiedział wyciągając z jego stronę rękę. — Andry Wilson, kuzyn Hilie.


— Shawn Mendes, przyjaciel Charlotty. — Chłopak uścisnął jego dłoń, co skutkowało tym, że puścił moją. Po chwili jednak powrócił do jej trzymania.


— Jesteście już na tym etapie zwią... relacji, że mówicie sobie zdrobnieniami? — Zadrwił chłopak po czym wrócił do rozmowy z kuzynką.


— Wspomniałaś coś o Toronto. — Mendes upił kolejny łyk alkoholu. — To nie ma smaku. — Zaśmiał się w ten swój wspaniały sposób.

Quelque chose de beauDonde viven las historias. Descúbrelo ahora