#008

6 2 0
                                    


Wszyscy opuścili mój pokój więc mogłam przyswoić informacje, które mi przekazali. Całe szczęście moje dokumenty nie zginęły, jak mówiła Hilie. Było mi trochę szkoda Shawna, który nie wie co jest nie tak z moim zdrowiem, ale dowie się tego w odpowiednim czasie. Przez całą ich wizytę trzymał mnie za rękę nie zważając na wszystkich innych, którzy się w okół nas zgromadzili. Było to dla mnie swego rodzaju otuchą i pokrzepieniem, bo byłam na prawdę wykończona, a on tym samym dodał mi troszkę siły. Mimo to jestem zmęczona zważając na to, że mamy noc. Po upływie kilkudziesięciu minut słyszę ciche pukanie, i zza drzwi wychodzi Shawn.


— Przyniosłem ci parę rzeczy, bo spanie w tej kiecce może być udręką. — Szepnął i położył obok mnie torbę, w której widzę moją szarą piżamę i parę innych rzeczy.


— Jesteś taki kochany. — Przytulam się do niego co odwzajemnia. — Dziękuję, że pomyślałeś.


— Nie ma sprawy, Charlotty. — Uśmiecha się do mnie i wychodzi. Mobilizuję się, aby przebrać się z tej sukienki w coś znaczenie wygodniejszego, będącego piżamą. Kreację zostawiam na krześle obok, bo nie chcę jej miąć. Układam się wygodnie w łóżku, które niczym nie przypomina tego z piątego piętra, hotelu. W każdym razie staram się zasnąć co udaje mi się po naprawdę długim czasie.



***


Budzą mnie dźwięki szpitala. Ktoś co chwilę biega po korytarzu, małe dzieci płaczą a jeszcze inne się bawią. Nie zmienia to faktu, że jest gwar, który mnie budzi. Zazwyczaj mam głęboki sen, ale dziś obudziło mnie byle co. Otwieram wciąż zaspane oczy i widzę moich przyjaciół zgromadzonych w okół mnie. Zasłaniam twarz rękoma, aby nie widzieli mojego uśmiechu... i nie ogarniętej mnie.



— Witamy śpiąca królewnę. — Powiedziała melodyjnym głosem, moja przyjaciółka.


— No cześć... — Wymamrotałam.


— Mam dla ciebie... — Już ja wiem co to oznacza. Ten ton głosu poznam wszędzie.


— Wiem. Po prostu połóż tutaj. — Wskazałam na komódkę po mojej lewej, na której Hilie położyła pisemko i parę tabletek z wodą w kubku. — Dzięki. — Sięgnęłam po lekarstwa, będące jedynie tymi na odporność z pełnym składem witamin. Połknęłam je z wodą i uśmiechnęłam się do nich smętnie. — Kiedy mnie wypisują? — Spytałam się ich z nadzieją, że wiedzą coś więcej.


— W zależności co wykażą dzisiejsze badania kontrolne. Jeżeli będzie dobrze wyjdziesz nawet jutro, ale... — Hilie ma takie informacje ponieważ, jej podpis jako pełnomocnika, znajduje się na zaświadczeniu lekarskim. To ona mówi za mnie, gdy ja nie jestem w stanie. Dobrze wie czego sobie życzę w związku z moim życiem i sprawami lekarskimi, dlatego takie informacje również uzyskuje.



— Jasne. — Nie trzeba mi tego przypominać. I tak tu zostanę. Odkąd za dziecka wykryli u mnie uczulenie na komary, praktycznie ciągle jeździłam do szpitala i zostawałam na kilka dni. Wiem, że jest to dziwne i strasznie głupie, ale co poradzić? Mój organizm już taki po prostu jest. Jak się bawiłam, jeden z nich musiał mnie widocznie ugryźć, a na to nie idzie nic poradzić zważając na to, że są wszędzie. — Możecie mnie proszę, zostawić z Shawnem? — Mówię cicho.

Quelque chose de beauOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz