#010

5 1 0
                                    

Pov. Charlotte.
Po chwili usłucham syreny strażackie. —

Nieznajomy ciągnął mnie w jakąś uliczkę, a ja z przerażenia zapomniałam jak się krzyczy. Zapierałam się nogami, ale jego uścisk na moim nadgarstku był za silny aby się z niego uwolnić. Gdy wszedł do jakiejś klatki zaczęłam panicznie krzyczeć i się szarpać. Kopnęłam go z całej siły, a następnie zaczęłam okładać pięściami swobodną ręką. Po chwili udało mi się wyrwać i zaczęłam biec w przeciwnym kierunku. Skręciłam w prawo, i przeciskałam się między autami. Wbiegłam do jakiejś budowli i czym prędzej pognałam przez klatkę schodową. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem w pustostanie jakiegoś bloku. Za dziecka, rodzice mówili aby za żadne skarby nie bawić się na takich opuszczonych, niedokończonych budowlach, ale teraz najważniejsze dla mnie było zgubienie człowieka, który nie miał wobec mnie miłych zamiarów. Usłyszałam jak biegnie po schodach na samym dole, więc szybko wbiegłam przez otwór, który pewnie był wejściem do mieszkania, a następnie popędziłam do jednego z pokoi. Potknęłam się o coś nogą, co spowodowało mój szybki kontakt z posadzką. Metalowy drąg zawalił się, a za nim inne rzeczy. Zanim się obejrzałam, utknęłam w pomieszczeniu, którego drogę zagradza mi dosłownie wszystko. Przerażona zaczęłam płakać, bo pokój nie miał okna, pewnie miała to być łazienka. Usiadłam na okurzonej podłodze i głośno zaszlochałam, nie zważając czy ten facet mnie usłyszy. Przypomniałam sobie, że przecież mam torebkę, a w niej komórkę. Wyciągnęłam ją szybko, ale na nieszczęście, nie miałam internetu. Kolejna łza spłynęła po moim policzku. Byłam wykończona, i straciłam poczucie czasu, czego nawet czas na ekranie, nie był w stanie zmienić. Oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy. Starałam się wyłączyć, zregenerować siły, zmobilizować myśli. Nie byłam w stanie tego zrobić, po prostu nie mogłam. W pewnym momencie otrzymałam powiadomienie, co było dowodem posiadanego Internetu. Uśmiechnęłam się, mimo że dalej płakałam, i wybrałam numer do Hilie, która była na samym początku w liście kontaktów, z którymi ostatnio rozmawiałam. Ta nie odebrała, co nieco mnie dziwi, bo ostatnio ciągle chodzi z telefonem przy uchu. Zadzwoniłam do Shawna, który też nie odebrał. Osunęłam się na ziemię zalewając łzami.
Po upływie dość długiego czasu mój chłopak oddzwonił więc odebrałam z prędkością światła. Wykrzyczałam do komórki, że nie wiem gdzie jestem, że utknęłam, jakiś facet mnie gonił i wszystko inne. Wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem, i mimo że Shawn próbował mnie pocieszyć i uspokoić, nie udawało się to. Powiedział, że idzie mnie szukać i mam mu powiedzieć gdzie mniej więcej jestem.
— Byłam an polach Elizejskich, poszłam ulicą, na której jest ta nasza kawiarenka, i potem on mnie zaciągnął w jakaś uliczkę. Jakoś się wyrwałam i biegłam gdziekolwiek. Weszłam na ten pustostan i jestem w jednym z pomieszczeń z odciętą drogą ucieczki, bo mi się wszystko zawaliło w wejściu. — Wyszlochałam.
— Jeżeli ktoś zrobi ci krzywdę, to osobiście go zamorduję. — Wypalił po czym usłyszałam jak opuszcza willę. — Trzymaj się kochanie. — Powiedział troskliwym głosem. Shawn odpalił silnik w swoim aucie i po chwili słyszałam jak wyjeżdża z malej żwirówki. Między czasie zaczęłam czuć dziwne uczucie, że coś jest nie tak. Nie chodziło nawet o fakt gdzie i dlaczego tu jestem. Odwróciłam wzrok z stronę zablokowanego wyjścia. Kątem oka dostrzegłam płomienie. Najprawdziwsze płomienie. W przerażenia aż krzyknęłam. Wycedziłam przez zęby, że się pali i w tym momencie ogień zajął się na zagradzających mi drogę, rzeczach. Próbowałam się uspokoić. Nie mogłam. Położyłam się na posadzce, bo dym szybko się rozchodził i naprawdę utrudniał mi oddychanie. Zaczęłam się krztusić. Nie słyszałam co chłopak mówi, a raczej krzyczy. Widziałam tylko ogień i słyszałam jak trawi przedmioty w okół mnie. Po niespełna minucie walczyłam o każdy oddech. Gdzieś z tyłu głowy miałam myśl aby narobić hałasu, może ktoś by mnie usłyszał... Tego nie wiem, za to wiedziałam, że nie mam takich szans. Już praktycznie niczego nie widziałam przez gęstwiny drażniącego dymu. Po chwili usłucham syreny strażackie. Być może, jednak nie umrę. Ucieszyłam się na tą możliwość, ale radość nie trwała długo. Powoli traciłam przytomność.Pov. Shawn
— Nie zapominaj. Proszę. —

Quelque chose de beauNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ