R𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟛

4.4K 282 71
                                    

-Co, ale jak to!?

Powiedziałem zbulwersowany. Nie wiedziałem co robić. Nie chciałem zostawiać mamy samej z tym śmierdzielem.

Dodałem:

-Nie zostawię mojej mamy tu samej. Na pewno nie z nim.

Pokazałem palcem na mojego ojca.

Moja mama popatrzyła się na mnie rozczulona swoimi bursztynowymi oczami i powiedziała:

- Jun jedź z Moe. Tak będzie dla ciebie lepiej. O mnie się nie martw, poradzę sobie.

Zapewniła kobieta.

Nie byłem co do tego pewny. Wiedziałem, że mój ojciec jest dobrym człowiekiem ale nie wtedy gdy pije, a robi to nałogowo.

Dodała machając ręka jakby mnie przepędzała:

-No już już, idź się pakuj.

Po dość długim namyśle postanowiłem, że pojadę.

Poszedłem do swojego pokoju a za mną mój przeznaczony.

Wchodząc do pomieszczenia od razu skierowałem się do szafy wyjmując dużą podręczną torbę. Zacząłem wyjmować ubrania z szafek i pakować.

Kiedy prawie wszystko miałem już spakowane wziąłem futerał i schowałem do niego moje skrzypce wraz ze smyczkiem.

Alfa popatrzył na mnie ze zdziwieniem, aż po chwili zapytał:

-Grasz na skrzypcach?

Odpowiedziałem przekąśliwie:

-Nie, to skrzypce Rodżera. Ducha mieszkającego w tym domu.

Moe tylko prychnął i więcej się już nie odzywał.

Gdy miałem brać już zapakowaną torbę oraz skrzypce i wyjść z pokoju, przeszkodził mi Fleight. Zabrał mi bagaże i zaczął kierować się do salonu.

Powiedziałem:

-Sam potrafię nosić swoje rzeczy.

Odpowiedział:

-Ale nie po to tu jestem aby stać i patrzeć jak moja Omega nosi ciężary. Po to są Alfy, aby pomagały swoim partnerom.

Mówiąc to miał na twarzy przeogromny uśmiech.

Nigdy bym się nie spodziewał usłyszeć takich słów od Alfy, jeszcze od syna najpotężniejszej watachy w tym kraju.

Zrezygnowany pozwoliłem wziąć mu moje rzeczy bo i tak bym go nie przekonał, że mogę je nieść.

Wchodząc już do salonu zauważyłem moją matkę grzebiącą w swojej szkatułce z biżuterią.
Po chwili odwróciła się do mnie i zapięła na szyi naszyjnik ze złotym wisiorkiem z pół księżycem.

Popatrzyłem na nią zdezorientowany, aż nie usłyszałem jak zaczyna mówić:

-To dla ciebie Jun, abyś nie zapomniał że masz kochająca matkę i zawsze będę cię kochać niezależnie od tego kim i czym jesteś.

Powiedziała z uśmiechem, który przepełniał szczerość i miłość.

Podszedłem do niej i przytuliłem. Mógłbym stać tak w nieskończoność gdyby nie wypowiedź Moe:

-Musimy się już zbierać, przywieźli już moje auto.

Puściłem mamę a ona pogłaskała mnie po policzku i powiedziała:

-Idź już Jun, chyba nie chcesz aby twój Alfa się niecierpliwił.

Podkreśliła słów twój, co Moe jakoś bardzo się spodobało, bo można było zauważyć cień uśmiechu na jego twarzy.

Odsunąłem się od niej i już stałem w drzwiach wyjściowych kiedy zawróciłem i powiedziałem do ojca:

-Tylko spróbujesz podnieść rękę na swoją żonę a za drugim razem już nie dostaniesz tylko w twarz a trochę niżej.

Powiedziawszy to wyszedłem z mieszkania.
Będąc przed blokiem zauważyłem czerwonego Mercedesa. Moe podszedł do niego i go otworzył. Schował moje bagaże do bagażnika i otworzył drzwi od strony pasażera.

Zapytał:

-Wsiadasz sam czy mam cię zanieść?

Wsiadłem do środka i odpowiedziałem:

-Jak widzisz wolę sam.

Alfa zamknął drzwi i obkrążył auto siadając na miejsce kierowcy.

Zapytałem:

-Ile czasu będziemy jechać?

Odpowiedział:

-Około z 13 godzin. Prześpij się to będzie długa podróż.

Nie miałem zamiaru spać w obecności obcego gościa.

Powiedziałem bezpośrednio:

-Wolałbym poznać bardziej swojego przeznaczonego niż iść spać. I nie za bardzo ci jeszcze ufam.

Ten tylko głośno westchnął i odpalił auto.
Wyruszył i powiedział jak byliśmy już na autostradzie:

-Możesz mi zaufać, nie zrobię ci krzywdy i nie zmuszę do tego czego nie chcesz.

Popatrzyłem na niego trochę zdziwiony. Nie spodziewałem się, że to usłyszę. Myślałem, że powie: Nie obchodzi mnie to czy mi ufasz czy nie i tak będziesz robił wszystko co ci powiem. Omegi są tylko służącymi Alf nic więcej.

Dopowiedział:

-Opowiem ci trochę o sobie jak już dojedziemy na miejsce.

Postanowiłem się nie sprzeczać bo i tak po dzisiejszym dniu byłem już wystarczająco zmęczony.

Oparłem głowę o drzwi auta i zamknąłem oczy.
Po niecałych 5 minutach zasnąłem...


Obudziło mnie trąbienie aut. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem korek i niemiłosiernie wkurzonego przeznaczonego nawet nie musiałem na niego patrzeć aby wiedzieć, że jest wkurzony, było czuć to po jego feromonach. Moe zauważył, że wpatruje się w niego moimi złotymi, zaspanymi oczami.

Powiedział:

-Przepraszam że cię obudziłem, był wypadek przez co dojedziemy trochę później niż planowałem.

Zapytałem:

-Ile już jedziemy?

Odpowiedział:

-Już jakieś 4 godziny.

Czyli zostało jeszcze 9 godzin ale przez ten korek pewnie będziemy jechać 10-11 godzin.

To będzie długa podróż...

734 słów

Lisi Potomek a/b/oWhere stories live. Discover now