R𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟜

4.3K 260 67
                                    

Podczas całej podróży zatrzymaliśmy się 5 razy. Nie było jakoś źle, dowiedziałem się co Moe robił na takim zadupiu jak miasto, w którym mieszkałem. Podobno miał załatwić jakieś dokumenty dla swojego ojca w sprawie jakiś funduszy od kraju na dofinansowanie takich miast jak moje.

Teraz patrzyłem na gigantyczną willę z basenem i ogromnym ogrodem.

Nie mogłem oderwać od niej wzroku, aż z transu nie wyrwała mnie wypowiedź przeznaczonego:

-Jeszcze się naoglądasz a teraz chodź do środka i pokaże ci pokój w którym będziesz spać, a jutro cię oprowadzę po całej posiadłości i przedstawię moim rodzicom i stadu.

Od razu się zestresowałam jak usłyszałem co powiedział. Alfa musiał to wyczuć bo od razu stanął przede mną i przytulił wypuszczając przy tym uspakajające feromony.

Powiedział:

-Nie martw się, stado i moi rodzice na pewno cię polubią.

Odsunął się delikatnie i położył dłoń na moim policzku zaczynając go delikatnie głaskać.

Gdy wyczuł, że moje zdenerwowanie minęło, puścił mnie i skierował się w stronę domu.

Podreptałem za nim i zacząłem się rozglądać.

Alfa poprowadził mnie wzdłuż długiego korytarza pod 2,5 metrowe drzwi. Wszedł do środka i powiedział odkładając moje bagaże:

-To jest twój pokój. Jak trochę odpocznę to pojedziemy kupić Ci potrzebne rzeczy. Jakbyś czegoś potrzebował to moje biuro i sypialnia znajduje się naprzeciwko. O i łazienkę masz tu swoją, korzystaj z wszystkiego co w niej jest bez skrępowania.

Jak to powiedział wyszedł z pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.

Pokój był duży jak na jedną osobę, za duży. Na prawo od wejścia do pokoju znajdowało się dwuosobowe łóżku, naprzeciw niego było biurko stojące wnęce a obok niego półki z książkami i szafą. Na wprost drzwi do pokoju znajdowało się gigantyczne okno z zasłonami  do podłogi. Natomiast na lewo, drzwi prowadzące bodajże do łazienki. Na środku pomieszczenia był średniej wielkości okrągły, puchaty, biały dywan. Całe pomieszczenie było w odcieniach ciemnego drewna, błękitu i bieli. Znajdowało się tu przeogromna ilość rośli co bardzo mnie ucieszyło tak samo jak sztaluga stojąca w kącie.

Zacząłem się rozpakowywać.
Zajęło mi to godzinę, ponieważ nie posiadałem za dużo swoich rzeczy.

Wziąłem czyste ubrania oraz bieliznę i poszedłem do łazienki. Łazienka była przestronna i wyłożona białymi kafelkami. Odłożyłem swoje rzeczy na szafkę przed lustrem i wszedłem pod prysznic.

Gdy się umyłem i ubrałem w czystą odzież, usiadłem na łóżku i nie mając nic do roboty, poszedłem spać.

Po 10 minutach zasnąłem w obcym dla mnie miejscu.

Obudził mnie nowego już dnia, głośny trzask drzwi oraz woń wściekłych feromonów, które nie należały do Moe. Zapach był odstraszający. Walił jakimiś przesłodzonymi landrynkami. Mogłem w nim wyczuć również nutę kobiecości.

Z mojego rozmyślania nad zapachem, przerwało gwałtowne, otwarcie drzwi do sypialni. W drzwiach stała fioletowo oka blondynka z dużą warstwą makijażu na twarzy. Na jej widok aż się skrzywiłem, była po prostu odrażająca. Zaczęła do mnie raptownie podchodzić i zatrzymała się tuż obok łóżka i patrzyła na mnie z góry, aż w końcu się odezwała:

-Moe jest już zajęty. Jestem jego narzeczoną.

Powiedziała, pokazując prawą rękę na, której znajdował się pierścionek zaręczynowy.

Lisi Potomek a/b/oWhere stories live. Discover now