Rozdział 1

9 1 0
                                    

,,Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń zawsze otwarta w połowie.''

Alicja

Zaczynam się szarpać na wszystkie strony, aby tylko się wyrwać. Czuje mocny ucisk na brzuchu oraz przy ustach. Odchylam gwałtownie głowę do tyłu, uderzając w czyjś nos, bądź szczękę, przez co nie czuje już, że moje ruchy są w jakikolwiek sposób skrępowane.

-Ała- jęczy, znajomy głos.- Mogłem przewidzieć, że to zrobisz.- obracam się do tyłu, zauważając Filipa, masującego sobie szczękę.

-Do reszty cię pogięło!?- krzycze, dalej stojąc w miejscu.-Czy naprawdę, rozmiar twojego mózgu, mieści się w główce od zapałki!? To jasne, że człowiek w obliczu niebezpieczeństwa, będzie się wyrywać!

W ogóle, zabawne, że taka sytuacja jeszcze bardziej mi uświadamia, jaką mamy znieczulicę społeczną. Jezus Maria, tłumy ludzi i żadnej reakcji. To chyba będzie jedyny wniosek, jaki wyniosę z tego spotkania.

-To był jedyny sposób, żeby z tobą porozmawiać.- zakłada ręce na piersi, patrząc na mnie uważnie, kiedy ja prawie że kipię ze złości.

-O, na serio? A nie pomyślałeś, no wiem, żeby zaczepić mnie w szkole lub w stajni?- pytam lekko kpiącym tonem, unosząc głos- Czyli bardziej oczywistym miejscu? I bez tej całej szopki?

-A jaką miałem pewność, że się zgodzisz? Zresztą, unikasz mnie od kilku dni i pozwalasz ze sobą porozmawiać.

-Wcale nie.- staje prosto, opanowując emocje i patrząc na niego trochę beznamiętnym wzrokiem.

-Owszem tak.

-Po prostu najzwyczajniej w świecie, nie mam ochoty cię oglądać. W sumie, nawet teraz takiej nie mam.- stwierdzam, po wcześniejszym ustaleniu ze samą sobą.

-Ale nie zmienia to faktu, że musimy porozmawiać.- zauważa, na co kiwam głową.

-Zgadzam się. Ale patrząc, że już rozmawiamy, to może skończmy tą rozmowę kiedy indziej, co ty na to? I tak za długo już z tobą przebywam.- prycham mimowolnie, na co wzdycha.

-Nie możesz uciekać od swoich problemów.

-Nie prawda. Wcale nie... Chociaż wiesz co? Przełóżmy tę rozmowę na inny dzień, okej? Teraz muszę coś załatwić.- wskazuje palcem za siebie, ulatniając się z zaułka. Przyśpieszam kroku, aby jak najszybciej wydostać się stąd. I żeby nie próbował mnie nagle zatrzymywać, bo chyba bym mu strzeliła w twarz, choć nie jestem za przemocą.

Wychodzę z ciemnej uliczki, rozglądając się na boki. Oddycham z ulgą, kiedy niespodziewanie wyczuwam obok siebie, przechodząca sylwetkę Filipa. A dokładniej jego perfumy, czy wodę kolońska. Nie orientuje się w męskich zapachach.

Wkłada mi coś do dłoni, a następnie odchodzi w swoją stronę, najwyraźniej zdenerwowany. Podnoszę ją do góry, zauważając żółty kawałek, sztywnego papieru. Marszczę brwi, szukając go chwile wzrokiem. Chyba sobie nie myśli, że to przeczytam, czy chociażby rzucę na to okiem? Niedoczekanie. Podchodzę do najbliższego kosza na śmieci i wrzucam ją na jej miejsce. Nie jestem na tyle głupia, żeby zainteresować się czymś, czego nie ma odwagi powiedzieć mi w twarz.

Ania

-Przepraszam, wszystko u pani w porządku?- podnoszę głowę do góry, zauważając pochylającą się nade mną starszą kobietę. Odwracam na chwile wzrok ku podłodze, biorąc głęboki oddech, po czym wracam do niej spojrzeniem.

-Tak, po prostu miałam ciężkie pożegnanie.- ścieram jedną ręką łzy z policzka.

-Rozumiem- kładzie mi dłoń na ramieniu- ale spokojnie, jak kocha to wróci.- uśmiecham się smutno, kiwając głową.

Naprawdę, niczego lepszego nie mogłaś mi powiedzieć? W takiej chwili? Ktoś powinien stworzyć książkę zwrotów, których lepiej nie używać w danym momencie. Życie byłoby wtedy łatwiejsze.

-Tak, ma pani racje- kłamie, patrząc w punkt za nią.- A teraz muszę już iść. Miłego dnia.- szybko wstaje z ziemi, prawdopodobnie brzydko się przy tym krzywiąc i nie dając jej czasu na odpowiedź.

Zmierzam w stronę łazienki, prawie biegnąc, przez co zaczynam się krzywić. Przechylam ciało na jedną stronę, próbując odciążyć bolącą część ciała, jednak kiepsko mi to wychodzi.

Otwieram gwałtownie drzwi, dziękując, że nikogo za nimi nie było. Opieram się o umywalkę, ciężko oddychając. Szkoda, że nie ma tu lustra, a ja sama go ze sobą nie noszę. Choć to może i lepiej. Nie widzę swojego obecnego stanu, na który różnie mogłabym zareagować. Odkręcam kran z wodą, a następnie obmywam kilka razy twarz. Wycieram ją w ręcznik papierowy, a po kilku głębokich wdechach, opuszczam pomieszczenie, a chwilę potem lotnisko i zmierzam w kierunku domu.

Mijam po kolei ulice, idąc spokojnie, nie spiesząc się przed siebie. Pomału, ale do przodu. Droga na pewno byłaby łatwiejsza, gdybym zdecydowała się na powrót autobusem, a nie na piechotę. A na pewno mniej bolesna. Chociaż dzięki temu mam czas, żeby pomyśleć na spokojnie. A dokładniej na tyle, ile to możliwe. I posiadam pewność, iż nie odlecę myślami za daleko, przez uciążliwy ból kostki, który skrupulatnie sprowadza mnie na ziemię. Alex mnie zabije.

Mimo, iż w części czy nawet większości mijanych miejsc, nawet nigdy nie byłam z Pawłem, to poszczególne elementy wzbudzają we mnie wspomnienia. Widzę dwójkę dzieci, bawiących się na huśtawkach i planujących ucieczkę przed przeprowadzką za granicę kraju. Przysięganie sobie na paluszek, że o sobie w nie zapomnimy, bo nie chcieliśmy wtedy, żebyśmy kiedykolwiek zapomnieli o swoim istnieniu. Mimo trudów życia, będziemy pamiętać, że gdzieś tam na drugim końcu świata, jest ktoś, kto na ciebie czeka.

Szkoda, że to już nie wróci. Przez nasze głupie uczucia, myśli i emocje.

Pieprzone dorastanie i hormony.

***

-Ania!- wita mnie na wejściu mój brat, kiedy ja ściągam buty.- Zgłupiałaś? Gdzie ty byłaś? Nie powinnaś w takim stanie wychodzić.- odwracam się do niego twarzą, słuchając wywodu Alexa, któremu włączył się tryb troskliwca.- Od dziś, wszędzie chodzisz ze mną, do kiedy nie wydobrzejesz. Ej, czy ty płaczesz?- kręce głową na boki, próbując wydobyć z siebie jakieś słowa. Jedyne co mnie się udaje, to przy gryzienie wargi, aby się nie rozpłakać  Wykonuje krok w moją stronę, patrząc zmartwionym wzrokiem.

-Przytul mnie- proszę, ledwo słyszalnie. W następnej chwili czuje, jak mocno mnie do siebie przyciąga i obejmuje, chowając w swoich ramionach. Nie wiem, czy robi to z potrzeby obowiązku czy po prostu mnie usłyszał, w co wątpię.

Jeździ ręką w górę i w dół, pocierając moje plecy oraz przyciskając mnie do swojej klatki piersiowej. Nie udaje mnie się zakodować, w którym dokładnie momencie zaczęłam płakać. Najzwyczajniej w świecie się rozkleiłam, czując jak przytula swój policzek do czubka mojej głowy.

-Chodź na pokoju. Umyjesz się i odpoczniesz.- kieruje mnie w stronę schodów, a ja jedynie zauważam grupę ludzi, znajdujących się w kuchni. Na szczęście, przed wejściem na schody, bierze mnie na ręce, i zanosi do łazienki.
*
*
*
*
~EssiLora~

Życie Toczy Się Dalej [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now