Rozdział 4

6 1 0
                                    

,,Człowiek odnosi w życiu wiele ran. Najgorszymi wśród nich są te, których nie widać, gdyż pozostają ukryte na dnie ludzkiej duszy.''

Patrycja

Wracam do pokoju, nucąc pod nosem znaną mi melodię, jednak nie potrafię skojarzyć, jaki ma ona tytuł czy chociażby autora. Zgarniam z łóżka telefon, który wcześniej na nim porzuciłam. Cofam się do drzwi, zmierzając w stronę kuchni, w której przygotowuje tosty w opiekaczu. W międzyczasie uważam na leżące truchło psa, który rozłożył się na środku pokoju oraz plączącego się pomiędzy nogami kota. 

-Czego chcesz?- warczę w jego stronę, ale czarnuch nic sobie z tego nie robi.- Dostałeś jedzenie, więc nie wymyślaj.- mówię, dostając w odpowiedzi głośne miauknięcie, na co wzdycham.

Spoglądam na godzinę, upewniając się, że powinnam wyjmować śniadanie z urządzenia. Wyciągam talerzyk, umieszczając na nim pożywienie oraz polewając obok, niewielką ilością ketchupu. Odłączam opiekacz, siadając ze wszystkim przy stole. Zaczynam przeglądać w międzyczasie telefon dla zabicia czasu i zwykłej nudy. 

Za niedługo będę musiała wychodzić z domu i udać się do stajni, gdzie jestem umówiona z Alanem na jazdy. Tylko trochę szkoda, że Andrzej będzie mógł do nas dołączyć dopiero w następnym tygodniu.

Po wczorajszym dniu, musi być jej ciężko mieszkać pod jednym dachem z osobami, które ją zraniły. Z resztą, poprzednią dobę nie zamknęli w pozytywnych czy chociażby neutralnych stosunkach. Wszyscy zaczęli po kolei wychodzić z pomieszczenia, jakby bali się ze sobą przebywać. 

-Sądzisz, że się dogadają?- pyta Alan, opierając się tyłem o blat kuchenny.

-Z czasem na pewno. Ale patrząc na to, jak Andrzej potrafi być momentami uparty, to słabo to widzę.- odpowiadam, upijając łyk herbaty.

-No wiesz, po kimś to ma.- prycha, przewracając oczami.

-Ale jakie to ma znaczenie!?- słyszę donośny krzyk, przez co wychylam się na chwilę, aby zobaczyć jak rozgrywa się sytuacja. Jak dobrze, że nie mieszkają w bloku. Szybko jednak wracam do wcześniejszej pozycji, nie chcąc wtrącać się w ich rozmowę. O ile to jest rozmową.

-To normalne, że czuje się jak jakiś intruz? Czy coś w tym guście?

-A czemu?- podnoszę brew, prychając pod nosem- Sama powiedziała, że mamy być obok w razie czego. Więc nie wiem, o co ci chodzi.- wzruszam ramionami, kiwając głową w jej stronę.- Pij herbatę.

Wracam do teraźniejszości, kiedy kot wskakuje mi na stół.

-Kolego, tak się nie bawimy.- mówię, sadzając go na krześle.- Tu się je.- informuje go, wstając i odkładając talerz do zlewu. Biorę z mebla telefon, obserwując jak Tifon wraca na wcześniejsze miejsce.- Jakby co, ja cię nie widziałam.

Przewracam oczami, na przybraną przez niego pozycje, a następnie zerkam na urządzenie, czytając nadesłaną przed chwilą wiadomość.

-No chyba nie.- komentuje na głos, szybko wybiegając z domu. Nie trudzę się na zamknięcie go, ponieważ za kilka minut ma wstawać tata. A poza tym, jest pies.

***

Wbiegam prędko na posesje stajni, zauważając Alan, trzymającego w ręce butelkę wody. Szlag! Zapomniałam zabrać swoją z lodówki. Zbliżam się do niej, nie szczędząc sobie czasu na przywitanie.

-Hej- mówi, ale nie odpowiadam jej tym samym.

-Gdzie jest to durne!?- patrzy na mnie z pytaniem w oczach.

-Że kto?

-Co, kto? Ta ameba umysłowa, czytaj Andrzej.

-Przecież nie miało jej być.- prycham rozdrażniona na jej słowa.

-Nie miało, nie miało. Wysłała mi rano wiadomość, że mam ogarnąć jej śniadanie z domu.- mówię, wskazując na smartfona.

-Dziwne, do mnie nic nie pisała.- mówi, wyciągając telefon z nerki i zerkając na wyświetlacz.

-Może dlatego, że szanuje twoją kuchnie?- zauważam, rozstawiając ręce na boki.- Nie no, normalnie ją zatłukę jak się tu zjawi.

-Kogo?- obracam się do tyłu, słysząc znajomy głos.

-Ciebie.- syczę, przez zaciśnięte zęby.

-Mnie? A to dlaczego?- unosi szybko ramiona z lekkim uśmiechem, jeszcze najprawdopodobniej nie ogarniając sytuacji.

-A może dlatego, że powinnaś leżeć, a nie przychodzić na jazdy w twoim stanie.- wskazuje na nią ręką, a ona przybiera poważny wyraz twarzy.

-Nic mi nie jest, mogę jeździć.

-Ta, jasne.- prycham, wywracając oczami.

-Dla twojej informacji, nie jesteś lekarzem, żeby wiedzieć co mogę, a czego nie, więc sobie daruj, bo gówno wiesz. Poza tym, to moje życie i mogę sobie z nim robić co chce.

-Tylko potem do mnie nie przychodź, że boli cię noga i nie wiesz, co masz ze sobą zrobić.

-W życiu bym do ciebie nie przyszła. Jeszcze nie oszalałam.

-Będziesz czegoś chciała.- mówię, odchodząc w stronę wejścia do stajni.

No do cholery, czy tak trudno przyjąć do wiadomości, że są osoby, które martwią się jej stanem?

Ania

-Będziesz czegoś chciała.- mówi, na co prycham.

-Na pewno, już to widzę.

Przewracam oczami, zakładając ręce na piersi. Rozglądam się po otoczeniu, zauważając przed sobą skonsternowaną postać Alana.

-Może wejdziemy do środka?- pyta niepewnie, wskazując palcem za siebie.

-Jasne. Czemu nie?- odpowiadam, idąc z nią w wyznaczonym kierunku.

-W ogóle, jak się mają sprawy w domu? Wyjaśniliście sobie coś?- odzywa się, uciekając gdzieś spojrzeniem.

-A w życiu. Atmosfera jest tak napięta, jak nigdy dotąd. Dlatego z niej wyszłam.

-Ale macie zamiar porozmawiać?

-Kiedyś na pewno, ale najwyraźniej jeszcze nie teraz. Nie jestem gotowa. Zwłaszcza na rozmowę z babcią.- informuje, prawie wypluwając ostatnie słowo. 

-Czyli nie jest dobrze?

-Z nią nigdy nie może być dobrze.- komentuje, zauważając karcące spojrzenie Alana. Teraz jaśnie pani raczyła na mnie spojrzeć.- Rozumiesz ty to? Dostaliśmy wiadomość o jej rzekomej- mówię, wykonując w powietrzu cudzysłów- śmierci, a po kilku miesiącach zjawia się w naszych drzwiach, cała i zdrowa. No co to ma być? 

-Może miała dobry powód?

-Yhym, jasne. Usunąć się z naszej rodziny, a następnie wrócić, bo czegoś za pewne potrzebuje. Świetny mi powód. Wręcz zajebisty.

-A rozmawiałaś z nią?- pyta, zatrzymując się w miejscu.

-Nie, nie mam na to ochoty.- odpowiadam zgodnie z prawda, zakładając ręce na piersi.

-Wiesz, to może i lepiej.

-Co przez to rozumiesz?- marszczę brwi, patrząc na nią groźnie.

-No, bo mogłabyś powiedzieć coś niepożądanego pod wpływem emocji.- śmieje się krótko bez cienia wesołości, na jej stwierdzenie.

-Zaufaj mi, nie zrobi to za dużej różnicy.
*
*
*
*
~EssiLora~

Życie Toczy Się Dalej [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now