Rozdział 5

6 1 0
                                    

,,Nawet zepsuty zegar dwa razy na dobę pokazuje właściwą godzinę.’’

Ania

-W ogóle, to jak wy się umawiałyście? Na konkretną jazdę czy ogólną?- pytam, zaprzestając na chwilę czyszczenia Anioła. Spoglądam na Alana, słysząc ciche prychnięcie z innego boksu. I wcale nie należy ono do konia.

-Akurat dzisiaj mają w planach woltyżerkę oraz później pławienie. Ale to gdzieś bliżej wieczoru czy po południa.- odpowiada Alan bez większego entuzjazmu. Co tym razem? Ja czy Syriusz?

-Okej, to przejdę się do instruktorów i spróbuje dopisać. Wiesz czy są jeszcze miejsca?- pytam, wykonując cudzysłów na ostatnie słowo.

-Nie za bardzo chce się w to mieszać. Sorry.

-Nie no, spoko. Rozumiem. Przejdę się jak skończę.

-Znaczy, no wiesz,- odzywa się nagle, zaprzestając czynności i opierając o ścianę boksu.- nie wiem, jak to jest, bo od zwichnięcia czy złamań to ja się trzymam z daleka, co wiesz, wiecie.- poprawia się bez przekonania- Do sedna. Nie chce ci nic mówić, nawet gdybym wiedziała, bo mogę potem mieć wyrzuty.

-Dzięki za wytłumaczenie, ale było ono nie potrzebne. Mówiłam, że rozumiem. Poza tym, leki przeciwbólowe, naprawdę są zbawienne.

-No wiem, ale wolałam mieć pewność, żeby nie było niedomówień.

-Domyślam się.- komentuje, tym samym kończąc konwersacje, ponieważ obie wracamy do porzuconych czynności. Kątem oka zauważam, jak Patrycja opuszcza boks. Racja, ona nie miała postojów.

***

-Wiesz, gdzie powinien ktoś być?

-Nie, ale możesz zapytać Adama, o ile w ogóle tu jest.- mówi, patrząc na boki.

-W takim razie go poszukam, chyba, że wcześniej natknę się na kogoś innego.

Skręcam w bok, udając się w stronę pastwiska. W końcu na kogoś muszę wpaść. Nie jest to jakiś opuszczony budynek lub dwór królewski, żeby spotkanie żywej duszy było czystą niemożliwością. No spójrzmy prawdzie w oczy.

Wychodzę na świeże powietrze, gdzie zostaje uderzona w twarz lekkim wiaterkiem. Pierwszym co zauważam, jest grupka wolno stojących koni, ale ani jednego jeźdźca.

Czy jeśli podejdę do ogrodzenia, ktoś się magicznie pojawi? Nie powiem, kusząca myśl.

Rozglądam się na boki, podchodząc bliżej płotu. Przecież nie jest to możliwe, aby ktokolwiek  właśnie w tym momencie, wyszedł zza rogu. A może jeśli zacznę myśleć na głos? Tak się przecież dzieje w filmach. W tych najbardziej spodziewanych sytuacjach dla odbiorcy, a niekoniecznie dla bohatera grającego. W końcu, taki dostają scenariusz i taką rolę do odegrania.

Teraz niech pani udaje konającą.

Ale trochę bardziej żywą.

Mniej żywą.

Idealnie.

-Anka- podskakuje z krzykiem, kiedy czuje dotyk na ramieniu.- Co się dzieje? Od jakiegoś czasu za tobą krzyczę.- mówi, zakładając ręce na piersi, a ja staram się unormować oddech.

-Naprawdę? Nie słyszałam cię.

-Nic dziwnego. Gadałaś o jakiś trupach i dziwnie gestykulowałaś.- oznajmia, spoglądając na mnie podejrzliwie. Świetnie, teraz uzna, że mam trupa w szafie. Zajebiście.- Wszystko w porządku?

Życie Toczy Się Dalej [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now