Rozdział 2

4 1 0
                                    

,,Wiem, że mam rożne oblicza. Raz łatwo się ze mną dogadać. Ale czasem nie da się ze mną wytrzymać.’’

Patrycja

Marszczę gniewnie brwi i zaciskam dłonie w pięści. Szybkim krokiem zmierzam przed siebie, mijając leżący obok popręg. Wciągam ze złością powietrze przez nos, kipiąc ze złości. Łapie gwałtownie za cudze ramiona, odciągając do tyłu. Nie silę się na zbytnią delikatność, wbijając paznokcie w skórę. Słyszę niezadowolony krzyk za plecami, ale go ignoruje.

-Oszalałaś!?- uderzam go otwartą dłonią w lewy policzek, patrząc jak się za niego łapie.

-Ja oszalałam!?- oburzam się- To nie ja migdale się z jakąś pannicą za twoimi plecami!- wskazuje wymownie palcem w jej stronę- A takiej chciałeś wierności i przynależności. Teraz, wydaje się to aż nadto zabawne.- oznajmiam, mierząc go wzrokiem.

-Właśnie. Wierności, ale obustronnej.- mówi, dźgając mnie palcem, a ja jeszcze bardziej marszczę brwi. Że co proszę!?- A ty mnie przy najbliższej okazji zdradziłaś, więc nic z tego co mówiłem, nie jest już aktualne. To koniec.

-Słucham!? Nie porównuj mnie do siebie.- warcze w jego stronę.- Nie zdradziłam cię.

-O na serio? Ja słyszałem co innego.- wyrzuca mi, a ja patrzę zdziwiona, ale to po chwili zmienia się to w złość.

-I jesteś na tyle ograniczony umysłowo, że wierzysz głosom z zewnątrz, zamiast ze mną porozmawiać!? Wiesz co? Spieprzaj z mojego życia. I zabierz ze sobą tę ladacznicę.- wskazuje mu ręką w stronę wyjścia.

-Zabawne, że akurat ty to mówisz.- śmieje mi się perfidnie w twarz, na co zaciskam zęby i uderzam go znowu, czując, jak złość powoli ze mnie ulatuje. Pomyśleć, że przemoc czasem, aż tak szybko o studza emocję.

Mijam go, a następnie zgarniam z podłogi leżący popręg, po czym wracam dalej nabuzowana do boksu. Szybko i lekko nie poradnię przez emocje, ubieram wierzchowca w sprzęt. Zabezpieczam wodzę, wychodząc z małego pomieszczenia, a po chwili ze stajni. Wysyłam krótką wiadomość do mamy, aby odwołała dzisiejsze lekcje. I tak miałam na nich być tylko ja i Alan z naszej trójki, ponieważ Andrzej dalej zdrowieje. Zmierzam żwawym krokiem w stronę dobrze znanego mi domu.

***

-Co ty tu robisz?- pyta mnie Alex, kiedy otwiera mi drzwi wejściowe. Na pierwszy rzut oka widzę, że nie wygląda najlepiej. Z lekka niepokojące.

-Miałam ci zadać to samo pytanie.- odbijam piłeczkę, mimo złego humoru. Czy wszyscy mamy dzisiaj zły dzień?

-Mieszkam.

-Zmienię pytanie.- uśmiecha się lekko.

-Odpowiesz mi czy jak?

-Przyszłam do Ani, muszę z nią porozmawiać.

-To chyba nie najlepszy pomysł.- blokuje mi wejście ręką, kiedy chce przejść.

-Dlaczego?

-Bo nie czuje się najlepiej.

-A co jej jest?

-Powiedzmy, że jest na zmianę zła, smutna i euforyczna.- wyjaśnia, patrząc na boki.

-To tym bardziej mnie wpuść. Znając ją, będzie gadać jak najęta. Do człowieka lub ściany. Zdecyduj, czy chcesz być tym człowiekiem. Bądź ścianą.- zastanawia się chwilę. No błagam, wszyscy wiemy jaka z niej katarynka.- Wymęczy mnie albo ciebie. Wybieraj.

-Dobra już. Wchodź.- mówi zrezygnowany.

-Dzięki- przeciskam się między nim a futryną, a następnie zdejmuje sztyblety i wbiegam schodami na górę. Słyszę za sobą dźwięk chęcią wypowiedzenia jakiś słów, ale nie zostaje on wygłoszony. Będąc pod drzwiami pokoju, piszę wiadomość do Alana, gdzie jestem, oraz że może spokojnie dołączyć. Biorę głęboki oddech, po czym pukam w kawałek drewna. Otwieram drzwi, kiedy obok mojej głowy przelatuje niezidentyfikowany przedmiot i uderza w ścianę za mną. Okej, jest bardzo źle, a ja właśnie wchodzę do paszczy lwa. Ten dzień nie mógł się lepiej potoczyć.

Życie Toczy Się Dalej [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz