Rozdział 11

403 33 8
                                    

Rozdział 11

Następny dzień spędziłam razem z Danielem, ponieważ w poniedziałek wyjeżdżał na cztery dni w sprawie pracy. Oczywiście nie był zadowolony z tego, że mam już plany na wieczór, ale w końcu pozwolił mi spotkać się z Fabianem. W sumie nawet, gdyby mi zabronił to i tak bym wyszła. Zapewne zżerałyby mnie ogromne wyrzuty sumienia, ale Daniel nie może traktować mnie jak swoją własność. Jesteśmy rodzeństwem i rozumiem, że się o mnie troszczy, ale są pewne granice.

- Kiedy będziesz? – Zapytał się Daniel, kiedy akurat próbował zapanować nad burzą swoich włosów, które dzisiaj wyjątkowo nie chciały się ułożyć.

- Nie wiem. – Odparłam, lekko zdenerwowana, bo nagle odkryłam wielkiego kołtuna na mojej głowie. – Boże! Co jest nie tak z tymi włosami!? – Tracąc cierpliwość, rzuciłam szczotką i usiadłam na łóżku koło Daniela.

- Pamiętaj, żeby być pod telefonem. – Chłopak wstał i podszedł do mojej toaletki. Wyciągnął z szufladki jakąś buteleczkę i podał ją mi. – Tu masz odżywkę do rozczesywania włosów. – Poinformował mnie z głupim uśmieszkiem.

- Dzięki, bo już traciłam nadzieję. – Uśmiechnęłam się i jeszcze raz podjęłam wyzwanie walki z moimi włosami.

Daniel parsknął śmiechem, po czym dalej mi się przyglądał.

- Nie będzie ci zimno? –  Zadał pytanie z troską w głosie. Odwróciłam się do lustra i spojrzałam na swój strój. Miałam na sobie czarne obcisłe spodnie z trochę podwiniętymi nogawkami, białą damską bokserkę, a ramiona zakryłam zapinaną koszulą zrobioną z jasnego dżinsu. Na nogi założyłam białe trampki, a włosy postanowiłam związać w wysoki kucyk, żeby mi nie wpadały do oczu.

- Chyba nie. – Powiedziałam, ale nie do końca pewna.

- Lepiej załóż bluzę, bo wieczory nie są jeszcze takie ciepłe. –Wyciągnął z mojej szafy  szarą bluzę z adidasa. – Weź tą. Ładna jest, a po drugie podszycie ma zrobione z takiego miękkiego misia.  

- No dobra. – Zaśmiałam się, na widok Daniela, który pocierał bluzą o swój policzek.

Zamieniłam jasną koszulę na bluzę i szybko zeszłam na parking, bo zegarek ukazywał już godzinę dziewiętnastą.

Mój brat miał rację. Wieczory były jeszcze chłodne, więc dobrze, że się przebrałam.

- Cześć Gabriela. – Nieoczekiwanie usłyszałam przy swoim uchu głęboki i hipnotyzujący głos Fabiana. Zaskoczona odwróciłam się do niego.

- Czecześć. – Zająkałam się na widok blondyna, który wyglądał obłędnie. Chłopak był ubrany w szary t-shirt, włożony w lekko obcisłe i ze specjalnie zrobionymi dziurami spodnie, które wykonano z jasnego dżinsu, a to wszystko łączyło brązowy, skórzany pasek. Jego muskularne ramiona zakrywała skórzana, czarna kurtka, a oczy zasłaniały mu okulary „aviatory”, na których widniał mały napis „RayBan”.

Wreszcie oderwałam wzrok od Fabiana i popatrzyłam na pięknego psa, który wyglądał jak prawdziwy wilk. Zwierzę i jego właściciel idealnie się ze sobą komponowali. Obydwoje wyglądali poważnie, bardzo dojrzale, a przede wszystkim groźnie i  pewnie siebie.

Nagle poczułam się jak kompletne dziecko. Przy nim wyglądałam jak taki mały, nieśmiały baranek, a on jak typowy samiec alfa. Mogłam przynajmniej jakoś normalnie się ubrać, a nie jak piętnastolatka. Chociaż czasami mam wrażenie, że mój mózg zatrzymał się na okresie gimnazjalnym.

- Więc tak Gabrielo to jest Hope. – Spojrzał na mnie z czarującym uśmiechem, a następnie zwrócił się do psa. – Hope to jest Gabriela.

- Cześć. – Ukucnęłam przed psem i go pogłaskałam po głowie. Suczka radośnie zaszczekała, a następnie polizała mnie po ręku. Zachichotałam czując łaskotki. – Ale ty jesteś piękna. – Wyszeptałam do niej, a on znowu zaszczekała tym razem merdając ogonem.

Więzień własnych marzeńWhere stories live. Discover now