Rozdział 4

889 94 4
                                    

Rozdział 4

    Istota ze skrzydłami leżała związana bez skrzydeł. Łkała. Jej twarz była smutna. Ludziom dobrze się wiodło od kiedy była z nimi. Nie musieli marnować na nią nic. Nie musiała pić ani jeść. Mimo, że nie miała skrzydeł już nie krwawiła. Istota ze skrzydłami była już z ludźmi dwa miesiące. Nie próbowała nawet uciekać, bo nie miała jak. Ludzie już jej nie pilnowali.

   Słońce górowało na ziemi. Ludzie powybierali się nad jezioro albo zostawali w domu. Był zbyt duży upał, żeby od tak być. Jednak ktoś albo raczej coś skulone na ziemi musiało zostać w takim upale. 

   Odgłos. Szelest. Cisza. Spojrzenie w tył. Woda. Odgłos. Szelest. Cisza. Spojrzenie w tył. Woda. Te odgłosy było słychać przez kilka minut. Odgłos. Szelest. Cisza.

   Istota ze skrzydłami zobaczyła cień. Mimo smutku była też przerażona. Nie wiedziała do czego zdolni byli ludzie. Nie chciała widzieć. Obróciła twarz w drugą stronę. Słyszała jak człowiek podchodzi.

-Przepraszam.

  Istota ze skrzydłami zaskoczona obróciła głowę. Obok niego klęczała dziewczynka. Miała długie blond włosy i niebieskie oczy niczym samo niebo. Spojrzała na istotę i podała wodę.

-Proszę. Napij się. 

-Imię. Twe imię poznać chcę.- Odpowiedziała istota głosem niczym najpiękniejsza muzyka. Dziewczynka otworzyła oczy z zaskoczenia. 

-Marianna. A twoje?- Uśmiechnęła się do niego niczym sam Gabriel pomagający ludziom.

-Jesteś pierwszym człowiekiem, który się mnie o to zapytał. Nazywam się Adiriel. Jestem Aniołem.

-Hę? Nie rozumiem.

-Myślicie o mnie jako o istocie ze skrzydłami, która przynosi szczęście. Tak naprawdę jestem Aniołem.

-Rozumiem.

   Adiriel spojrzał na nią. Jego oczy były.... srebrne i mieniły się złotem. Jego białe włosy, w niektórych miejscach przeplatały się srebrem. Wziął wodę z rąk Marianny i mimo zakutych rąk uniósł ją do warg.

-Dziękuję Marianno.

-Eee... proszę. Czy... mogę się ciebie o coś zapytać?

-Oczywiście.- Uśmiechnął się do niej.

-Nie rozumiem. Czemu jeszcze żyjesz? Nikt ci nie daje jedzenia ani picia i... i mocno krwawiłeś. 

-Jesteś bardzo bystra jak na takie małe dziecko. Jestem Aniołem.- Powiedział to jakby to wszystko wyjaśniało.

-Nienawidzisz nas prawda?

-Nie potrafię nienawidzić.

-Jak to? Każdy potrafi nienawidzić.- Powiedziała zaskoczona dziewczynka.

-Nie. To ludzie potrafią nienawidzić. Lucyfer i Demony potrafią nienawidzić. Jednak mnie stworzył Bóg tak samo jak ciebie. Jedyną różnicą jest to, że ty masz wolną wolę. I jesteś człowiekiem. Kruchym, bezsilnym, nie umiejącym wybierać za każdym razem dobrej drogi. Dlatego Bóg stworzył nas, Anioły. Byśmy pomagali wam, kruchym stworzeniom. I powiedział On do nas wtedy: "Kocham ludzi tak jak was. Jednak ludzie potrzebują pomocy. Są silni będąc jednocześnie słabi. Potrzebują miłości, akceptacji, a co najważniejsze Was." Pamiętam te słowa do dziś. Były piękne i płynęły prosto ze serca. Przepełniła nas miłość i chęć by chronić was, ludzi. Bo każdy z was choć o tym nie wie ma własnego Anioła Stróża.

Smoczy WędrowiecOnde histórias criam vida. Descubra agora