Rozdział 9

608 68 5
                                    

Rozdział 9

    Zapach. Obcy. Ktoś tu szedł. Szybko obudziłem się i podniosłem do pozycji siedzącej. Obok oparta o drzewo spała Ryann. Promyki słońca przedostające się przez drzewa oświetlały jej postać. Na policzki rzucał się cień. Ludzie. Usłyszałem szelest. Ryann chyba też, bo otworzyła oczy i nasłuchiwała. Jej zielone oczy patrzyły się na mnie. Znowu szelest tylko bliżej. Wstałem, a ona zrobiła to samo. Wyciągnęła dwa sztylety.

   Odgłosy pochodziły z zachodu. Podszedłem do Ryann i wyszeptałem jej pomysł. Pokiwała głową na znak zgody. Schowała sztylety i wróciła na swoje poprzednie miejsce. Zamknęła oczy i udawała, że śpi. Ja zaś schowałam się na drzewie. Dzięki temu, że Riventus jest Smokiem nauczył mnie wiele rzeczy. Jak skradać się, chodzić bezszelestnie, szybko polować, wspinać się na drzewa i wiele innych. Wszystko to można było robić po cichu.

  Nie spodziewałem się jednak, że wśród nich będzie mag. Nie znałem ludzi. Mogliśmy po prostu ich zabić i tyle. Kiedy siedziałem na drzewie zacząłem robić się bardzo śpiący. Zauważyłem jak trójka ludzi w szatach podchodzi do Ryann. Chciałem się rzucić na nich, ale moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Dlaczego Ryann nie walczy? Ostatnie co zapamiętałem to zapach nieznajomych. Później moje oczy się zamknęły.

  Krew. Szkarłatna krew płynęła po chodnikach i ulicach. Ludzie próbowali uciekać. Daremnie. Inni potykali się o martwych. Strzały leciały z nieba i wbijały się we wszystko. Ludzie z mieczami cięli innych i dobijali już prawie martwych. Próbowali walczyć. Daremnie. Nie potrafili się obronić. Mimo to nadal walczyli. Dlaczego?

„Dlaczego oni zabijają się nawzajem. Przecież ludzie nie jedzą innych ludzi."

  Spojrzałem na ojca w nadziei na odpowiedź nie zawiodłem się. Znów spojrzałem na miasto tonące we krwi. Dzięki wzrokowi widziałem wszystko. Czułem słodki zapach krwi.

„Ludzie to okropne kreatury. Niczym nie różnią się od nas. Mimo to uważaj się za lepszych. Zabijają, mordują, gwałcą, porywają dla własnych zysków. Castiel wiem, że masz tylko siedem lat mimo to musisz zrozumieć to teraz. Innym razem może być za późno. O to do czego są zdolni ludzie dla pieniędzy. Gdyby dostawali pieniądze za każdego zjedzonego człowieka zrobili by to."

„Dlaczego?"

„Dlatego, że ludzie to gorsze potwory niż my."

  Obudziłem się na ziemi zlany potem. Głowa bardzo mnie bolała. Musiałem spać. W powietrzu unosił się dziwny, słodkawy zapach. Magia. Muszę znaleźć Ryann. Próbowałem przypomnieć sobie ich zapach. Nadal jednak czułem krew. Dlaczego to wspomnienie powróciło?

  Skupiłem się na wyłapaniu zapachu porywaczy. Po chwili udało mi się. Poszedłem za zapachem. Musiałam tak spać kilka godzin. Było już południe. Las dawał mi cień. Usłyszałem głosy. Jeszcze z jakieś dziesięć minut drogi. Z każdym metrem głosy stawały się coraz głośniejsze. Ujrzałem zarys osoby i wszedłem na drzewo. Ryann już nie spała. Była przywiązana do drzewa i zakneblowana. Patrzyła się na każdego jakby miała ich co najmniej torturować przez kilka lat. „Rany co ja mam z tą babą."

  Zszedłem drzewa i skierowałem się do obozowiska. Nie wiem jakim cudem, ale zauważyli mnie dopiero jak wszedłem w pole ich widzenia."Smoku co to za matoły. Słuchu nie mają czy co?". Tak jak wspaniały i jasnowidzki ja przewidział rzucili się na mnie. „Jakby sobie odpuścić nie mogli."

  Pierwszemu, który się na mnie rzucił z mieczem odkopałem głowę. Tak dosłownie. Kopnąłem go w głowę, a ona poleciała tam gdzie Smoki razem żerują. Taka ciekawostka Smoki żerują same. Nie lubią towarzystwa innych zwłaszcza jeżeli chodzi o jedzenie. Było ich chyba z dziesięciu. Poszło szybko. Kilku następnych atakujących osobno zabiłem ręcznie. Resztę po prostu najzwyczajniej sfajczyłem.

   Szedłem, aby uwolnić Ryann, a za mną ludzie płonęli złotym ogniem. Co dziwne nie widziałem przerażenia na jej twarzy. Bardziej.... Zakochanie? Nie chyba nie. To nie było to. Interesowanie moją osobą. Kiedy ją uwolniłem przypomniałem sobie o czymś bardzo ważnym.

-Kocioł!

-Co? Jaki kocioł?

-No ten jeżdzący.

-Ehhh... chodzi ci o konia?

-Ta chyba tak.

-Nie ważne chodź szybko bo uciekną!

   Zaczęliśmy biec. Prowadziłem bo znałem drogę. Las wydawał się inny, kiedy szedłem uwolnić Ryann. Teraz był inny. Jaśniejszy, bardziej żywy. Konie całe szczęście były na miejscu. Ja jednak zdałem sobie sprawę, że bardzo lubię zapach Ryann.


Jeeesttt!!! Udało mi się w końcu napisać ten rozdział :) Wybaczcie mi, że tak długo musieliście czekać, ale miałam brak weny ^^ Wolałam dodać lepszy rozdział później, niż jakieś dziadostwo wcześniej. Mam nadzieję, że wam się podobało. Czekam na komentarze od was :)


Smoczy WędrowiecWhere stories live. Discover now