Rozdział 11

691 63 13
                                    


Z każdym dniem jazdy zbliżaliśmy się do stolicy i poznawaliśmy się coraz bardziej. Kiedy opuściliśmy las cały czas nawiedzał mnie ten sam sen. Sen, który zapominałem. Próbowałem sobie przypomnieć, ale nie potrafiłem. Wiedziałem jednak, że to było coś bardzo ważnego.

Spojrzałem na Ryann. Jadła w skupieniu czerwono- zielony owoc nazywany przez nią jabłkiem. Wróciłem do jedzenia swojego pożywienia. Kiedy skończyłem położyłem się na trawię. Mój wzrok wędrował po niebie. Pani Ciemności i Pan Mroku wchodzili teraz po stopniach, aby zasiąść na Tronie Nocy. Odwróciłem głowę w stronę Ryann. Patrzyła się na gasnące ognisko, a raczej na rzucający cień. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.

-Zaśpiewam ci.

-Co? Czemu?- Popatrzyłem się zdziwiony.

-Wiem, że ostatnio śnią ci się koszmary. Kiedy mi się śniły moja mama śpiewała mi tą piosenkę. Mam nadzieję, że tobie też pomoże.

Kiwnąłem głową i ułożyłem się z powrotem. Przez chwilę słyszałem tylko szum wiatru, ognisko i kilka zwierząt, gdzieś w oddali. Było ciemno, ale ja nie potrzebowałem światła, żeby ją widzieć. Chwilę później usłyszałem jej melodyjny głos.

Koszmary to złe duchy

Nawiedzające Cię

Nie poddawaj im się

Wojownik przybędzie,

Aby uratować Cię

Przed duchami tymi

Wyciągnie swą broń

Przeciwko nim,

Aby ochronić Cię

Przeleje on krew swą

Krew duchów złych

Aby obronić Cię

Gdy już zwycięży

Schowa swą broń

I odwróci do Ciebie się

Aby zaśpiewać Ci pieśń

O zwycięstwie swoim

Nad złymi duchami

Teraz już spokojnie możesz spać,

Gdy już wiesz, że wojownik ochroni Cię

Przed koszmarami, które złymi duchami są

Jej melodyjny głos rozchodził się w mojej głowie, jeszcze chwilę po tym jak przestała śpiewać. Czułem się spokojny. Jednak miałem wrażenie, że ten koszmar powróci. Zamknąłem oczy, aby zasnąć. Miałem rację. Koszmar powrócił.

Kiedy obudziłem się rano, bardzo wcześnie rano było jeszcze ciemno. Ryann spała. Nie pojawił się żaden wojownik, ale byłem jej wdzięczny. To nie tak, że chcę ją okłamywać, ale nie chcę jej martwić. Jej głos tkwi mi gdzieś w umyślę, ale nie potrafię jej sobie przypomnieć. Tak jakby coś trzymało ten głos w moim umyśle. Jakby nie chciało, abym sobie przypomniał. Mimo wszystko powiem jej prawdę.

Dziesięć minut później Ryann się obudziła. Przed tak zwanym śniadaniem raz jeszcze spojrzeliśmy na naszą trasę. Ryann jadła kawałek upieczonego zboża, a ja mięso, ale takie suche. Nie było za dobre. Wolałem świeże, ale nie będę wybrzydzać.

-Dobrze dzisiaj spałeś?- Zapytała się patrząc na mnie.

-Tak. Dziękuję- odpowiedziałem patrząc się na mięso.

Tak wiem miałem powiedzieć prawdę. Alekłamstwa są uzależniające. Jak raz się już je powie będzie się je wypowiadać.Raz za razem, czasami nie zdając sobie na początku z tego sprawy. Ludzie tozaprawdę kłamliwe istoty      



Proszę o wybaczenie, że tak długo nie pisałam. Mam nadzieję, że mimo wszystko nie zrezygnowaliście. Postaram się dodawać teraz częściej :) Mam nadzieję, że się podobało ^^


Smoczy WędrowiecWhere stories live. Discover now