☆9☆

49 7 4
                                    

Emery pomogła Saji odizolować się i ukryć w pomieszczeniu stworzonym tylko dla niej, by przyjaciółka mogła obmyślić jakiś plan. Jednak Saja nie miała pojęcia co ma zrobić i to było najgorsze.

Coraz mocniej żałowała, że uciekła z Carlosem i zraniła rodzinę, jaka by ona nie była. Lodowa tafla okna pozwalała jej spoglądać na zewnątrz, gdzie szalała właśnie burza śnieżna, a słońce które tak kochała kryło się za chmurami. Była głodna, lecz krew jaką dostała w przydziale była małym pocieszeniem. Przez śnieżyce nie mogli polować, bo zostawialiby ślady taszcząc ludzi do podziemi, poza tym nie wiedzieli gdzie aktualnie węszą Volturie.

Volturie. Wymawianie tego słowa jak nazwy wroga było dla Saji niezwykłe dziwnym uczuciem. Wiedziała też jedno, skoro Larissa jest kobietą Carlosa to ona sama musi nauczyć się walki, bo nigdy nie wiadomo kto zechce się jej jeszcze pozbyć. Emery z pewnością jej pomoże w znalezieniu dobrego nauczyciela.

Nigdy nie spodziewała się, że w takim miejscu znajdzie prawdziwą przyjaźń, a tu proszę miała przyjaciółkę na którą zawsze mogła liczyć. To nie było to samo co Jane, która wolała się z nią zaprzyjaźnić, gdyż jako jedyna Saja nie odczuwała jej ataku. Przecież, gdyby mogła czuć ból od jej ataków to Jane nigdy nawet nie zwróciła by na nią uwagi.

Wiedziała jedno tak samo dobrze jak to, że Carlos się już obudził, bo słychać było jego krzyki dobiegające zza ścian– musiała zobaczyć się z Diego i mimo wszystko mu podziękować za wsparcie. Nie mogła patrzeć na Carlosa po tym, czego dowiedziała się od tak przypadkiem. Nie wiedziała czy w ogóle może mu ufać. Pewnie nie mogła. Na samą myśl jak bardzo ją wykorzystał i zranił czuła jakby coś pękało w niej od środka. Nie mogła uwierzyć że zrobił jej coś takiego. Jak mógł ukrywać fakt,że ma narzeczoną, a potem postawić ją twarzą w twarz z tą drugą. To musiało być okropne dla Larissy. Zobaczyć ukochanego z inną. W dodatku całkiem ją zignorował. Saja zerwała się z miejsca i ruszyła do ukrytej komnaty, gdzie znajdował się Diego.

Zastała go, gdy właśnie się pożywiał. Pił krew z kielicha niczym książe. Kto wie może i nim kiedyś był. Właściwie nie znała go na tyle dobrze. Kiedy ją zobaczył zamarł w bezruchu. Jego spojrzenie wyrażało smutek i współczucie którego nie oczekiwała.

–Saja – wyszeptał i w jednej chwili znalazł przy niej. Dotknął delikatnie jej policzka, a ona spojrzała w te zimne błękitne oczy i bez słowa przycisnęła usta do jego ust. Diego natychmiast odwzajemnił pocałunek i obejmując ją w pasie przyciągnął mocniej do siebie. Oderwała na moment usta od jego ust, by spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się do niej promiennie. Potem to on zatopił usta w jej miękich wargach. Zadrżała na moment, kiedy znów dobiegło ją wołanie Carlosa. Odkryła, że wiele ją różni od wampirów pokroju jej ojca, gdy po policzku spłynęła jej krwawa łza.

***

Carlos błądził po korytarzach w poszukiwaniu Saji, lecz nikt jej nie widział. Najprawdopodobniej nie chcieli mu pomóc po tym co słyszeli. Wiedział, że jeśli jej tego nie wyjaśni, jeśli nie przeprosi to ją straci raz na zawsze. Nie mógł na to pozwolić, nie teraz, kiedy tak bardzo się zakochał.

Wściekły wyszedł na zewnątrz góry, gdzie panowała zamieć i zaczął tam wołać jej imię. Wtedy dostrzegł ruch na śnieżnych wzniesieniach. Jednak nim zdołał cokolwiek zrobić czuł już tylko ból. Volturie. Jak mógł być tak głupi –myślał targany falami cierpienia. Krzyknął w nadziei, że ktoś go usłyszy, iluzja byłaby dla niego wysiłkiem na jaki nie był w stanie się w tej sytuacji zdobyć. Wtedy kątem oka zobaczył Emery. Zamknął oczy gotowy na egzekucję wiedząc, że młoda wampirzyca uchroni innych.

***
Emery wpatrywała się w Carlosa jak osłupiała. Przez przypadek usłyszała jego krzyk bólu. To od razu przyciągnęło jej uwagę. Pobiegła w stronę z której dochodził i tak znalazła się w ciemności tunelu prowadzącego na zewnątrz, gdzie nad Carlosem stały trzy postacie w ciemnych płaszczach. Cofnęła się widząc jak Carlos zerka na nią z błaganiem.  Używając swojego daru zamknęła jedyne wyjście tworząc ścianę przed sobą. Nikt nie będzie mógł wejść do wnętrza góry, ale to oznaczało, że Carlos właśnie zginie.

Przerażona rzuciła się biegiem w poszukiwaniu Diega i Saji. Pokonywała korytarze używając swojego daru i tworząc nowe skróty między pomieszczeniami. Co chwilę była okrzykiwana przez zaskoczonych mieszkańców pokoi, ale nie zwracała na to uwagi. Może jeszcze nie jest za późno. Może jeszcze zdoła uratować Carlosa. Ona albo Diego i Saja.

Wbiegła do tajemnej komnaty i zamarła widząc jak ci dwoje całują się namiętnie powoli pozbywając ubrań. Emery cofnęła się i strąciła jakąś figurkę ze ściennej półki. Saja odsunęła się natychmiast od Diego i spojrzała na przyjaciółkę zawstydzona. Emery jednak wiedziała, że nie ma czasu, by słuchać jakichś słabych wyjaśnień.

–Volturie –wyszeptała

–Co?– Saja spojrzała na nią niepewnie.

–Volturie przy wejściu do góry dorwali Carlosa – po tych słowach Saja spojrzała na Diego, a on na nią. Nie nie nie to nie mogło się tak skończyć. Saja chwyciła materiał swojej sukni i ruszyła biegiem w stronę wyjścia z jaskini.

–Saja tam nie ma już przejścia !– krzyknęła za nią Emery, a dziewczyna zamarła.

– Jak to nie ma? Zostawiłaś go tam?!– Saja popatrzyła na przyjaciółkę, a ta zakryła usta dłonią.

– Saja ty płaczesz– wyszeptała, a potem podeszła bliżej niej i pryglądała się przez chwilę zafascynowana.

–Emery!!! Gdzie jest Carlos?!–Teraz Diego zareagował bardziej emocjonalnie. Jaki by nie był to był w końcu jego brat. Nie mógł pozwolić na to, by zginął tak samo jak ich ojciec. Tego był pewny.

–Z pewnością zabiorą go do Aro. To on zażąda egzekucji.

–Do Aro czyli gdzie?

–Do Włoch – Saja odparła niepewnie.

–Emery zbieraj ludzi wyruszamy do Włoch. Musimy się spieszyć, by ratować mojego brata – nakazał, a dziewczyna ruszyła biegiem w stronę komnat innych.

–Saja ty zostaniesz, nie możemy ryzykować, że coś ci się stanie – odparł.

–Chyba sobie żartujesz, idę z wami. Z moim darem będzie o wiele mniej ofiar– odparła, a Diego pokręcił głową.

–Zabiję tego Aro – wyszeptał patrząc jej w oczy.

–Nie zabijemy nikogo, kogo nie będzie trzeba w porządku?– Diego skinął głową, choć wiedział, że i tak zabije wiele osób z tamtego przeklętego klanu. Nikt go nie powstrzyma, nawet ona.

–Za dwie minuty ruszamy. Załóż wygodne buty – odparł i ruszył do drzwi. Po chwili jednak zwrócił i raz jeszcze namiętnie ją pocałował. Spojrzeli sobie w oczy po raz ostatni i rozdzielili się zmierzając do swoich komnat. Szykowała się wojna, a zwyciężyć musieli właśnie oni, bo inaczej życie Carlosa zawiśnie na włosku.

_______________________________

Kolejny rozdział.

Trochę czasu kazałam wam czekać, ale cóż, próbowałam coś z tego skleić. Trochę problemów rodzinnych mi się zrzuciło na barki i też nie miałam zapędu do pisania, ale oto jest całkiem nowy rozdział.

Mam nadzieję że wam się spodoba

Czekam na komentarze i gwiazdki i życzę miłego dnia

Roxi

Look backWhere stories live. Discover now