♤1♤

157 11 3
                                    

,,So look back, my brave love, look back and look back, then surrender and let it all go
Come to here, come to now, come to being my darling, release and allow life to flow "

Fragment wiersza Mar Healy.

Minęło już trochę czasu odkąd Saja uciekła z Carlosem z Grecji. Wciąż jednak miała przed oczami smutek wypisany na twarzy ojca, a w uszach przeraźliwy krzyk Sulpicji. Jednocześnie jej relacja z Carlosem była jak na razie dziwna. Z jednej strony podobała jej się jego tajemniczość, ale na dłuższą metę swoim milczeniem sprawiał, że nadal nie miała do niego zaufania. Mimo,że się starał i przestał stosować wobec niej iluzję, nie czuła się pewnie.

Wędrowali w przeciwną stronę do klanu Volturie. Nie mogli się zatrzymywać. Carlos był zmęczony i jak się okazało, gdy był wyczerpany jego dar nie działał tak jakby on tego chciał. Saja również była już wykończona i brudna, a w dodatku dość dawno się nie pożywiała, więc jej nastrój z każdą chwilą się pogarszał.

- Dlaczego nic nie mówisz?-zapytał ją w którymś momencie Carlos, jednocześnie wyrywając ją z głębokich rozmyślań.

-A co miałabym powiedzieć? Jestem tak zmęczona i głodna, że jak trafimy na jakąś wioskę to wybiję połowę jej mieszkańców, a poza tym dalej nie wiem czy mogę ci ufać -odparła nieco gniewnym tonem, ale on zdawał się to ignorować.

- Och Saju przecież wiesz, że Cię nie skrzywdzę-odparł i posłał jej tak piękny uśmiech, że aż zmiękły jej kolana. Jego długie włosy rozwiał delikatny powiew wiatru, a promienie słońca sprawiły, że jego skóra zalśniła magicznie.

-A skąd mam wiedzieć, skoro nic mi o sobie nie mówisz?!-krzyknęła zrezygnowana.Nie tak to sobie wyobrażała. Sądziła, że Carlos będzie wobec niej otwarty i czuły. Na pewno nie spodziewała się milczenia i unikania jakiejkolwiek rozmowy - Biegniemy bez przerwy od dwóch tygodni, a ty zamieniłeś ze mną może dwa zdania. Nawet nie wiem dokąd się udajemy i powoli mam tego dosyć -odparła i splotła dłonie na piersi, a on westchnął i momentalnie znalazł się przy niej.Jego oczy w blasku słońca wydawały się jeszcze piękniejsze.

Chciała się cofnąć, bo tak podpowiadał jej instynkt, ale chwycił ją w pasie i przyciągnął do siebie. Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu.

-Możesz mi zaufać-Jego głos był stanowczy i szczerze chciała mu wierzyć. - Przysięgam, że robię wszystko, by nie stała ci się krzywda. Zmierzamy do miejsca, które cię zaskoczy i jesteśmy już niedaleko, ale musisz być cierpliwa-odparł i pocałował ją delikatnie.

-Niech ci będzie -odparła obrażona, ale kiedy tylko ruszył przed siebie uśmiechnęła się dotykając palcami ust. Wciąż nie mogła przestać zachwycać się jego pocałunkami.

Carlos także się uśmiechnął, gdy tego nie widziała. Była piękna, bystra i potrafiła tak zawładnąć nad jego temperamentem, że aż sam wciąż się sobie dziwił, że się na to godzi.

Wieczorem skryli się w lesie. Zbliżała się burza. Ptaki głośno skrzeczały chcąc jak najszybciej ukryć się w bezpiecznym gnieździe. Saja spoglądała na Carlosa z nadzieją, że i on znajdzie im jakieś schronienie, kiedy pierwsze krople deszczu dotknęły jej twarzy. Zatrzymała się widząc idealne schronienie jakie dawały wyrwane z korzeniami drzewa, które utworzyły coś na podobieństwo małego iglo. Skręciła w ich stronę i skryła przed deszczem, który w tym samym momencie lunął dwa razy mocniej.

Look backWhere stories live. Discover now