♡11♡

54 5 5
                                    

Saja nie wiedziała co robić, kiedy podążając tropem Jane całą armią dotarli do nowej siedziby Volturie. Każdy z odmieńców miał jakiś dar. Wiedziała, że ujrzy dzisiaj całą gamę ich możliwości. Jednak to czego się bała to spotkania z innymi. Z tymi których znała.

Nie chciała wyjść na zdrajcę. Nie chciała nikogo skrzywdzić. Chciała po prostu żyć normalnie i nie być wiecznie strzeżoną księżniczką z wieży. Chciała wolności. Jej dzika natura ulicznej włóczęgi nie zamierzała pogodzić się z życiem w złotej klatce.

Jakby nie była zła na Carlosa nie mogła pozwolić mu zginąć. Jej serce było teraz rozdarte i poranione, ale wciąż go kochała. Wciąż czuła z nim tą więź silniejszą niż kiedykolwiek. Atak rozpoczął się  znienacka. W jednej chwili ginęli wartownicy z siedziby jej ojca.

Saja odruchowo przyspieszyła i kurczowo uczepiła się rękawa Diego. Zupełnie jak małe dziecko. W sumie niewiele się teraz różniła od dziecka. Tak samo, a może i bardziej się bała.

Diego spojrzał na nią przelotnie i uśmiechnął się chcąc dodać jej otuchy.

–Tyle ile zdołam będę Cię ukrywał. Nikt cię nie pozna, obiecuję –odparł i odetchnęła z ulgą. Emery wyszła przed szereg i zaczęła robić totalną demolke. Skały czarne jak kobalt zaczęły wbijać się w szyję wampirów z taką prędkością, że pozbawiały ich głów. Zdała sobie sprawę, że jej  przyjaciółka jest bardzo niebezpieczna.

Spokojnym krokiem podążała wraz z Diego za Em i resztą utalentowanych do komnaty głównej, gdzie miała ujrzeć znów swojego ojca. Aro. Zapomniała jednak o bliźniętach z piekła rodem. Nim zdążyła kogokolwiek uprzedzić Alec swoim czarnym dymem dusił dwoje z odmiennych , a potem potworny krzyk wydobył się z gardła Emery.

–Nie !! Em!! –krzyknęła Saja
i ruszyła jej z pomocą. Wtedy zobaczyła jak siostra Diego uwalnia Carlosa. Potem na moment przestała cokolwiek widzieć, a kiedy odzyskała wzrok stał przy niej. Blisko. Bardzo blisko  Był taki wyczerpany, a jednak pierwsze co zrobił to podszedł do niej, a Saja mimo wielkiego żalu ucieszyła się, że jej ukochany wciąż żyje.

Chwycił ją  za rękę i ruszył w stronę Aro. Ojciec patrzył wprost na nią . Zastanawiała się co widzi, ale wiedziała, że przecież nie ją , bo nie patrzył by takim morderczym wzrokiem. Carlos wcisnął jej sztylet w rękę. Krzyk Emery ucichł. Co musiało oznaczać, że ktoś zajął się Jane. Carlos skinął głową w stronę siedzącego na jednym z tronów Marka. Zrozumiała czego chciał. Miała go zabić.

Z trudem przyjęła to zadanie. Marek był nieco dziwny. Nigdy go nie polubiła, więc zabicie go było prostsze niż gdyby miał to być ktoś bliski. Carlos patrzył na nią  z wyczekiwaniem. Z ostrzem, które właściwie do niczego nie było jej potrzebne, a miało jedynie dać jej do zrozumienia co ma zrobić, podeszła do Marka i zamachnęła się, by szybkim ciosem pozbawić go głowy, kiedy znów dobiegł ją  krzyk przyjaciółki.

–Saja nie!!! Spójrz na stopy!!–wrzasnęła, a ta zawahała się i zrobiła jak kazała Em. Podłoga falowała przez chwilę, a kiedy przestała Saja spojrzała w górę i zamiast Marka zobaczyła przerażoną twarz ojca. Szok był tak wielki, że omal nie upadła odsuwając się od niego kilka kroków.

Potem usłyszała kolejny krzyk. Spojrzała w stronę z której dochodził i ujrzała Diego, który szarpał Sulpicję za włosy. Jej wzrok powędrował w stronę Carlosa.

–Ty... jak...możesz? Dlaczego?

–Saja dalej zabij go, a ja zabije tą zdzire!–krzyknął nagle Diego. Zaczęła cofać się na środek sali. W środku wszystko kumulowało się w niej i wiedziała, że zaraz wybuchnię. Krwawe łzy zaczęły płynąć strumieniami po jej  policzkach.

Look backOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz