Saja nie wiedziała co robić, kiedy podążając tropem Jane całą armią dotarli do nowej siedziby Volturie. Każdy z odmieńców miał jakiś dar. Wiedziała, że ujrzy dzisiaj całą gamę ich możliwości. Jednak to czego się bała to spotkania z innymi. Z tymi których znała.
Nie chciała wyjść na zdrajcę. Nie chciała nikogo skrzywdzić. Chciała po prostu żyć normalnie i nie być wiecznie strzeżoną księżniczką z wieży. Chciała wolności. Jej dzika natura ulicznej włóczęgi nie zamierzała pogodzić się z życiem w złotej klatce.
Jakby nie była zła na Carlosa nie mogła pozwolić mu zginąć. Jej serce było teraz rozdarte i poranione, ale wciąż go kochała. Wciąż czuła z nim tą więź silniejszą niż kiedykolwiek. Atak rozpoczął się znienacka. W jednej chwili ginęli wartownicy z siedziby jej ojca.
Saja odruchowo przyspieszyła i kurczowo uczepiła się rękawa Diego. Zupełnie jak małe dziecko. W sumie niewiele się teraz różniła od dziecka. Tak samo, a może i bardziej się bała.
Diego spojrzał na nią przelotnie i uśmiechnął się chcąc dodać jej otuchy.
–Tyle ile zdołam będę Cię ukrywał. Nikt cię nie pozna, obiecuję –odparł i odetchnęła z ulgą. Emery wyszła przed szereg i zaczęła robić totalną demolke. Skały czarne jak kobalt zaczęły wbijać się w szyję wampirów z taką prędkością, że pozbawiały ich głów. Zdała sobie sprawę, że jej przyjaciółka jest bardzo niebezpieczna.
Spokojnym krokiem podążała wraz z Diego za Em i resztą utalentowanych do komnaty głównej, gdzie miała ujrzeć znów swojego ojca. Aro. Zapomniała jednak o bliźniętach z piekła rodem. Nim zdążyła kogokolwiek uprzedzić Alec swoim czarnym dymem dusił dwoje z odmiennych , a potem potworny krzyk wydobył się z gardła Emery.
–Nie !! Em!! –krzyknęła Saja
i ruszyła jej z pomocą. Wtedy zobaczyła jak siostra Diego uwalnia Carlosa. Potem na moment przestała cokolwiek widzieć, a kiedy odzyskała wzrok stał przy niej. Blisko. Bardzo blisko Był taki wyczerpany, a jednak pierwsze co zrobił to podszedł do niej, a Saja mimo wielkiego żalu ucieszyła się, że jej ukochany wciąż żyje.Chwycił ją za rękę i ruszył w stronę Aro. Ojciec patrzył wprost na nią . Zastanawiała się co widzi, ale wiedziała, że przecież nie ją , bo nie patrzył by takim morderczym wzrokiem. Carlos wcisnął jej sztylet w rękę. Krzyk Emery ucichł. Co musiało oznaczać, że ktoś zajął się Jane. Carlos skinął głową w stronę siedzącego na jednym z tronów Marka. Zrozumiała czego chciał. Miała go zabić.
Z trudem przyjęła to zadanie. Marek był nieco dziwny. Nigdy go nie polubiła, więc zabicie go było prostsze niż gdyby miał to być ktoś bliski. Carlos patrzył na nią z wyczekiwaniem. Z ostrzem, które właściwie do niczego nie było jej potrzebne, a miało jedynie dać jej do zrozumienia co ma zrobić, podeszła do Marka i zamachnęła się, by szybkim ciosem pozbawić go głowy, kiedy znów dobiegł ją krzyk przyjaciółki.
–Saja nie!!! Spójrz na stopy!!–wrzasnęła, a ta zawahała się i zrobiła jak kazała Em. Podłoga falowała przez chwilę, a kiedy przestała Saja spojrzała w górę i zamiast Marka zobaczyła przerażoną twarz ojca. Szok był tak wielki, że omal nie upadła odsuwając się od niego kilka kroków.
Potem usłyszała kolejny krzyk. Spojrzała w stronę z której dochodził i ujrzała Diego, który szarpał Sulpicję za włosy. Jej wzrok powędrował w stronę Carlosa.
–Ty... jak...możesz? Dlaczego?
–Saja dalej zabij go, a ja zabije tą zdzire!–krzyknął nagle Diego. Zaczęła cofać się na środek sali. W środku wszystko kumulowało się w niej i wiedziała, że zaraz wybuchnię. Krwawe łzy zaczęły płynąć strumieniami po jej policzkach.
CZYTASZ
Look back
FanfictionSaja rusza z Carlosem w nieznane. Zaufanie jakim go obdażyła jest dla niej czymś zupełnie nowym. Dlatego też na każdym kroku szuka pułapek. Carlos wie o czymś co nawet jej się nie śniło. Zna istoty, których Volturie najchętniej skazałoby na śmierć...