Nowa Droga

246 15 0
                                    

Słowa: 1026
Uwaga występuje smut!!
Jeśli błędy ofc wybaczcie! xx

Życie Harry'ego diametralnie się zmieniło w dniu wyjścia ze szpitala. Od razu zamieszkał z Louisem. Szatyn dbał o niego jak o najcenniejszy eksponat w muzeum. Bardzo się martwił o jego stan psychiczny, chciał, żeby Harry w końcu zaczerpnął prawdziwego życia, bez obaw, smutku. Załatwił młodszemu najlepszego poleconego terapeutę. Brunet zaczął do niego chodzić. Już chodzi około trzy tygodnie. Wszystko idzie do przodu.

— No no, psycholog cię chwalił Harry, robisz ogromne postępy skarbie. — Ucałował jego czoło.

— To wszystko dzięki tobie, no i wsparciu mamy. W końcu się doczekałem dnia, w którym moja mama przestała myśleć tylko o sobie. Zauważyła moje problemy — mruknął zalewając torebkę herbaty.

— Cieszę się, że teraz życie stawia nas na zupełnie obcym, pełnym  niespodzianek lądzie. Jestem pod wrażeniem tego, jaki przeskok zrobiłeś w swoim stanie psychicznym. Mijają dwa miesiące od szpitala A mimo ciężaru jaki dźwigasz na swoich barkach - dajesz radę. Jestem z Ciebie cholernie dumny.

— O Jezu Louis przestań, zarumienie się zaraz...

— Nawet jeśli, to przyznaje bez bicia, że wyglądasz conajmniej słodko. Kocham Cię mój misiu.

— Misiu? Fuj, przestań mi słodzić. Wiesz, że tego nie lubię. Jak się rozczulasz jak przy małym dziecku, błagam Cię Lewis. — Wywrócił oczami wzdychając. Usiadł przed telewizorem z ciepłym kubkiem czarnej herbaty. Louis zajął miejsce obok niego. Zawsze spędzali tak popołudnia. Znajdują w ciągu dnia chwilę by po prostu odsapnąć od zajęć codziennych.

— Wiesz, fajnie, że wpadłeś do tego baru. Nie wiem, co by się ze mną działo gdybym Cię nie poznał, pewnie nadal byłbym sam. — Wzruszył ramionami poprawiając zwinnie swoją grzywkę.

— Chyba co by się ze mną działo, chciałeś powiedzieć?

— Oj, na pewno byś spotkał kogoś dużo bardziej wartościowego niż samotny dziad w małej kawalerce.

— Jesteś zjebany. A to, że jesteś trochę starszy nie oznacza, że jesteś "dziadem". Idź się lecz Tomlinson, może Pan Smith też Cię weźmie na terapię? — próbował nie parsknąć śmiechem.

— Ah tak, uważasz się za takiego mądrego? Cwaniak — prychnął. — To co powiesz na to?

Z tymi słowami po prostu rzucił się na Harry'ego łaskocząc go bezlitośnie. Loczek nie umiał złapać tchu. Wierzgał się na każdą stronę próbując się wyrwać z objęć szatyna.

— Dobra, stop. — Pchnął Louisa do przodu siedząc na nim okrakiem. — Koniec tego Tommo. I co teraz zrobisz? Ha! — Poprawił się wygodniej układając.

— Hmm, mogę się poddać, masz teraz całą kontrolę. — Uniósł brew wpatrując się w zielone tęczówki. — Przestań Hazz..

— Przestań? Dla- — Urwał rozumiejąc po chwili słowa Louisa. Poczuł przypływ gorąca. — Ahh, że tak? — Poruszył biodrami ocierając się o chłopaka. Louis zacisnął zęby karcąc młodszego wrogim spojrzeniem. — Przecież, powiedziałeś mi.. — Kolejny raz poruszył biodrami. — Że mam całą kontrolę.

— Nie drażnij mnie. — Uniósł brew.

— Bo co mi zrobisz? — mruknął nie dając za wygraną. — A może lubię to robić? — Położył dłoń na kroczu Louisa. — No i co teraz mi zrobisz?

— Wypieprze cię tak mocno, że zobaczysz gwiazdy.

— Oh — uciął Harry. Był w wyraźnym szoku. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi ze strony Louisa. Fakt, czuł jak męskość starszego chłopaka robi się twarda.. Ale nie sądził, że pożądanie tak przejęło szatyna. — W takim razie.. zrób to.

Louis uniósł brwi. Był w szoku jaki Harry był pewny siebie. Od razu się uniósł zamieniając ich miejscami. Mocno go pocałował dłońmi błądząc pod koszulką szatyna. Jak niewinna zabawa przeradza się w grę wstępną.. Niesamowite — Pomyślał Harry.

Chwilę później oboje byli bez ubrań. Styles zakrywał swoje ciało na milion sposobów. Wstydził się blizn po cięciach.

— Harry błagam Cię, weź te ręce. — Westchnął Louis odkrywając jego ciało. — Jesteś. Cholernie. Piękny. — Mówił powoli co chwilę całując stare blizny loczka. — I nie ma powodu do wstydu. Te blizny to część Ciebie, twojej historii, tego, że dałeś sobie radę i jesteś tutaj z nami. To znak twojej siły Haroldzie.

Łzy w oczach bruneta pojawiły się błyskawicznie. Pociągnął nosem łącząc ich usta w kolejnym pocałunku. Louis obsesyjnie dotykał jego bladej skóry. Cieszył się każdym detalem. Uważa, że Harry jest piękny. Najpiękniejszy.

— Kocham Cię. Ale teraz mnie wypieprz tak jak obiecałeś. — Puścił mu oczko wypinając się.

— Jesteś niemożliwy. I napalony. Jara mnie to. — Klepnął pośladek młodszego. Pchnął go na stół strącając przy tym wszystko co na nim leżało. Oczywiście mimo wszystko przygotował Harry'ego do stosunku. Położył dłoń na jego plecach wchodząc jednym, pewnym ruchem. Z ust bruneta wyrwał się długi jęk.

Louis chwycił włosy Harry'ego  ciągnąc za nie. Zaczął szybko i mocno poruszać biodrami, tak jak obiecał. Mógłby cały czas słuchać skomlenia i jęków jakie wydawał Harry. Tak bardzo go pragnął.

— Boże.. Louis! — Krzyknął wypinając się w stronę starszego. Położył głowę bokiem na stole. — T-tak dobrze.. Tam! Mocniej, błagam!

Tomlinson odchylił głowę do tyłu mocniej ciągnąc włosy loczka. Spełnił prośbę ukochanego przyśpieszając swoje ruchy. Z ust Harry'ego zaczęła lecieć ślina. W pomieszczeniu unosił się zapach seksu, było słychać dźwięk odbijanej od siebie skóry, jęki i jakieś niezrozumiałe słowa. Oboje byli blisko szczytu.

— Tak dobrze przyjmujesz to, co Ci daję. Jesteś taki dobry. — Klepnął jego pośladek czując jak jego penis drga we wnętrzu Harry'ego. Chwilę później doszedł, Harry zaraz po nim.

— Kocham Cię. — Przyciągnął go do pocałunku.

———

Pół godziny później.

Louis przeniósł Harry'ego do sypialni. Otworzył okno by móc zapalić papierosa, nadal byli nadzy, teraz się niczego nie wstydzili. Harry leżał na łóżku przyglądając się Louisowi.

— Musisz kopcić to gówno? — zauważył.

— Tak, po dobrym seksie zawsze. — Uniósł brwi spoglądając na bruneta.

— Jesteś niemożliwy — prychnął.

Gdy skończył palić, odłożył popielniczkę i wrócił do ukochanego.

— Wiesz — zaczął kreślić kółka na brzuchu bruneta. — Nie mówiłem ci, ale też swojego czasu miałem problemy psychiczne..

— Jak to? — Zdziwił się.

— Tak jak każdy. Niektórzy sobie radzą ze smutkiem, i tym co daje nam los, a inni nie są na to gotowi.. ja nie byłem. — Wzruszył ramionami. — Wiesz, ja miałem problemy z jedzeniem, gdy przychodził stres zawsze się objadałem. Nie umiałem się opanować.. może to nie to samo, ale wiem, jakie to trudne.

— Rozumiem skarbie.. Ale już nie masz problemów? — zapytał z troską.

— Można powiedzieć, że nie. — Uśmiechnął się. — Już nad tym panuje. Poza tym nawet o tym nie myślę od kiedy jesteś ze mną. Ta jedna osoba, której oddajesz całego siebie. Której poświęcasz całą swoją uwagę, oddajesz miłość. Ona dodaje Ci siły.. Ty sprawiasz, że jestem silny.

— Mam tak samo. Czuję to samo.

— To chyba dobrze, no nie? — Puścił mu oczko.

— To niezwykłe, jesteś niesamowity. — Pocałował go z namiętnością.

you make me strong | larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz