Smutek

454 28 12
                                    

Czy smutek jest potrzebny do życia? W sumie.. Dziwnie wyglądaliby ludzie wiecznie uśmiechnięci, radośni. Chociaż większość wolałaby żyć bez przygnębienia. Stres to gorsza zmora. Niszczy Twój umysł a później organy, wywołując wymioty, biegunki itd. Harry oddałby wszystko by żyć bez tych dwóch rzeczy. Niestety nie posiada magicznej różdżki.

— Ugh, pierdolony budzik — jęknął chwytając na ślepo telefon. Nie może znowu zaspać do szkoły, to byłby trzeci raz w ciągu tygodnia. Najlepiej nie wychodziłby z łóżka przez całe życie. — Dobra, jest 6:20, całkiem niezły czas.

I rutyna. Znowu powtarzanie tych samych czynności każdego dnia, bla, bla. Większość powiedziałaby, że nie umie docenić tego, co ma.

— Masz śniadanie do szkoły.

— Z masłem? — oburzył się zerkając w kanapkę. — Żyje w tym domu tyle lat, a ty nie umiesz zapamiętać, że jedno z twoich dzieci nie je masła?

— Uspokój się! Ciągle się czepiasz, nie masz tyle na głowie co ja! Tylko się uczysz i wymyślasz problemy. — Pokręciła głową mierząc wzrokiem syna.

— Tutaj się mylisz, jak zwykle mnie nie słuchasz.. — szepnął odchodząc ze łzami w oczach.

Był gotowy piętnaście minut przed czasem. Umówił się z Horanem przed swoim domem, ale blondyn ma w zwyczaju spóźnianie się.

— A ty nadal ciągniesz te ćmiki? Nie nudzi ci się to? — Wyrwał papierosa z zimnej dłoni bruneta. Rzucił go w śnieg leżący na chodniku. — Chodź i nie pierdol.

— Jeb się, mam zły dzień.

— Stary, codziennie tak mówisz — zauważył.

— Mówię, bo mogę! Tobie też coś nie pasuje!? — wykrzyczał zaciskając zęby. Gotowało się w nim gdy słyszał takie teksty, ciągle się z nimi spotykał, wciąż odpowiadał to samo, a ludzie wciąż to robili.

— Zluzuj gacie mordo.

— Muszę iść do pracy, będę dorabiał w jednej kwiaciarni — oznajmił dzieląc się nowymi planami. Matka nie chciała mu podwyższyć kieszonkowego. Za złe oceny.

— Harry w kwiatkach! Jak słodziutko! — ucieszył się pokazując brunetowi język.

— Spierdalaj.

Dzień w szkole był udręką. Śmiejący się ludzie, dlaczego oni się śmieją!? Przecież dookoła nic śmiesznego się nie dzieje, to bez sensu. Hałas, tłum ludzi, ten wzrok gdy idziesz po korytarzu. Po co to wszystko? Dlaczego? Harry mógłby zostać filozofem. Jego umysł zaprzątały różne myśli. Umie nad jednym pytaniem siedzieć cały dzień. Po co się starać i dbać o życie skoro i tak umrę?

Harry ogarnij się. — Szturchnął go blondyn.

— Daj mi spokój.

— Wyjdziemy w piątek do baru? Napijemy się, może kogoś poznasz, nie wychodzisz z do-

— Tak wiem, wiem, że nie wychodzę. Pomyślę i dam Ci znać, może wyjdę.

— Morze jest szerokie i głębokie. — Wywrócił oczami z poirytowaniem.

Po powrocie ze szkoły robił to co kochał najbardziej - spał. Siedzenie w szkole męczy. I to jak. Głowa pękała, w uszach szumiało. Zmęczenie przejęło organizm nie dając szansy na wykorzystanie inaczej wolnego czasu.

Wczesnym wieczorem była kolacja. I kłótnia z matką. Nic nowego. Chłopak był zapłakany wracając do pokoju. Jedna rzecz umiała go uspokoić i była to muzyka. Śpiewał od dziecka. Nie lubi się tym chwalić. Gdy był smutny, wściekły czy radosny (zdarzają się takie chwile) pisał. Ma swój brązowy zeszyt w którym zapisuję teksty piosenek, myśli. Trzyma go pod poduszką. Jest dla niego ważny, no i prywatny.

— Zamknij się w końcu! — Śpiewanie przerwała mu jego młodsza siostra, która miała pokój obok.

— Spierdalaj! — Wywrócił oczami chowając zeszyt.

To przykre gdy nawet własnej pasji nie możesz rozwijać w swoim domu. Ciągle znajdowali jakieś ale i podcinali skrzydła. Niby normalny dom, bez żadnej patologii, a czuję się w nim jak w więzieniu.

Nie ma ochoty wyjść do tego baru z Niallem. Jednak wiedział, że blondyn nie da mu spokoju. Będzie tak długo naciskał dopóki się nie zgodzi. Z drugiej strony ma rację. Nie wychodzi od dawna przez co tonie we własnych myślach i przygnębieniu.

Może tonięcie jest potrzebne? By nie rzucać się na głęboką wodę kolejny raz? Trochę takie uczenie się na błędach. Chociaż kto wie, czy to na pewno dobry sposób.

you make me strong | larry ✔Where stories live. Discover now