Atak

441 25 2
                                    

Chyba wszyscy kiedyś siedzieli i zastanawiali się nad tym co by się stało gdyby.. Harry lubił przewidywać co się stanie w danej sytuacji, dopowiadać sobie najgorsze scenariusze. Ma też w zwyczaju przejmować się tym, co mówią o nim ludzie. Często wmawia sobie rzeczy, których tak naprawdę nie ma. Rodzina twierdzi, że ma paranoję czy coś w tym stylu.

- Hej Niall, zdecydowałem, że pójdę z wami do tego przeklętego baru - powiedział z niechęcią. Wolałby zostać w domu pod kołdrą, jednak coś go pociągnęło i sprawiło, że chce tam iść.

- Dobra, będziemy około siedemnastej przed twoim domem. - Usłyszał przed rozłączeniem się.

Nie umie zorganizować swojego dnia. Często siedzi w pokoju i myśli. Nic nie robi. Uczucie pustki przejmuje go każdego dnia. Brakuje mu czegoś, jednak sam nie wie czego. To uczucie męczy, sprawia, że jest roztrzepany. Po dłuższych namysłach tak jak zwykle zasiada do pianina. Najlepszy sposób na odreagowanie negatywnych emocji i myśli chodzących mu po głowie. Uderza w klawisze z pasją, pozbywając się tego co zbędne. Zamknął oczy wsłuchując się w rytm jego serca, jakby w nim grała muzyka, z powołania. Natury. Jakby był do tego stworzony.

- Możesz przestać? Próbuje się uczyć. - Jego wewnętrzny spokój został przerwany ze słowami siostry. Zgromadziła się złość w chłopaku. Strącił nuty z pianina krzycząc. Nie kontrolował tego. Poczuł smutek, złość, roztargnienie, i wiele innych emocji. Płakał, uderzał w ścianę. Czuł się jak małe dziecko.

- Harry! Uspokój się do cholerny jasnej! - Silne ręce rodzicielki zatrzymały jego ruchy. Ostry ból w klatce piersiowej przeszył jego ciało. Powoli się uspokajał. - Gemma przynieś leki uspokajające, twojemu bratu znowu odpierdala. - Pokręciła głową.

Z tymi słowami pękło serce Harry'ego poraz kolejny. Połknął leki. Zamiast poczekać aż zaczną działać - wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Koniecznie musi zapalić papierosa w takiej sytuacji. Czuję, że w barze schleje się jak świnia. Nie na złość rodzinie (no może trochę), ale po to by zapomnieć o wszystkim chociaż na chwilę. Dać ulgę cierpiącej duszy. Znaleźć ukojenie.

Łkał w swoje dłonie siedząc na zamarzniętych schodach, czuł nie przygnębienie, ale odtrącenie od strony rodziny, niezrozumienie. Ból przeszywał jego serce. Podsumowując: ma dość. Sprawdzając godzinę na telefonie postanowił zadzwonić do Horana.

- Słuchaj, może wyjdziemy szybciej do tego baru, w sumie to jestem już gotowy, Liam może podjechać. - Zaciągnął się dymem relaksując swój zmęczony umysł.

- Spoko, nie wiem co cię skłoniło do tego, ale będziemy za jakieś dziesięć minut - mruknął coś pod nosem w formie odpowiedzi i schował telefon do kieszeni.

Zawiesił wzrok na niebie pełnym chmur. Kiedy był mały zawsze szukał kształtów w towarzystwie swojej siostry Gemmy. Łza zakręciła mu się w oku, tęsknota za dzieciństwem jest jak nie zaszyta krwawiąca rana. Kolejne łzy wywołał u niego błysk mknący po niebie, przypomniał mu się obraz taty. Przed jego śmiercią. Od tego czasu mama nie jest taka sama. Tyle znaczył a ten cały Bóg postanowił go zabrać. Jego rozmyślania przerwało trąbienie samochodu.

- Wsiadaj! Harry dalej! - Czy każdy musi się na mnie drzeć? - pomyślał.

- Idę, idę - westchnął odchodząc do czarnego auta.

- Czemu ty zawsze jesteś smutny? - zapytał blondyn.

- A ty od urodzenia jesteś taki głupi?

Cisza. Patrzyli na siebie zimnym wzrokiem a między nimi była nieprzyjemna atmosfera.

- Ogarnijcie się, jedziemy się rozerwać, debile.

- No okej, Payno - mruknął blondyn odpalając silnik. Ruszyli w drogę, trochę się polepszyło. Rozmawiali i nawet na twarzy Stylesa pojawił się uśmiech. Dobrze było to widzieć.

- Ten bar jest świetny, wiem, że tu zjem dobre jedzenie! - zawołał uradowany blondyn. Poszli w kierunku wejścia, loczek nastawił się na alkohol i papierosy, Horan na jedzenie a Liam na jakieś panienki.

Usiedli przy barze na krzesłach obrotowych. Od razu zamówili alkohol i coś do przekąszenia. Uwagę Harry'ego przykuła mała scena. Były też telewizory, kanapy i stoliki. Całkiem spory lokal.

- Po co tutaj ta scena? - Uniósł brew zwracając się do chłopaków.

- Harry, tutaj jest karaoke - zauważył.

- Karaoke.. - wyszeptał do siebie.

Poczuł silną chęć wyjścia na scenę i zaśpiewania. Jednak był zbyt nieśmiały i bał się reakcji widowni, to krępujące. Uśmiech pojawił się na jego twarzy gdy barman postawił przed nim kieliszki z kolorowym alkoholem.

- Uhm.. Kto to jest?

- A ten chłopak? Szatyn? Jest tutaj co tydzień, przychodzi śpiewać i w ogóle. Ludzie go lubią. Gdybyś z nami chodził, to byś kurwa wiedział. - Wywrócił oczami na komentarz Liama. Wsłuchał się w anielski głos tajemniczego szatyna. Zaintrygował go ten człowiek. Wydawał się sympatyczny, a jego wygląd. Zniewalający.

- Ktoś się zauroczył! - No i za to Horan dostał uderzenie. - Auć! Jesteś nienormalny!

- Wiem, ciągle w domu to słyszę - powiedział karcąc wzrokiem Horana. - Nawet go nie znam, ogarnij się.

Wypił kolejnego shota i wrócił wzrokiem do śpiewającego szatyna na scenie. W tym momencie ma ochotę podejść do niego i wypytać jak ma na imię, pochwalić go.. Niestety tego nie zrobi. Jego lęki, niska samoocena i nieśmiałość sprawiają, że czuję się zerem. Nic nie wartym zerem. Wsłuchał się w jakąś piosenkę z lat 80. Oh, czy on lubi lata 80?

So swallow all your tears my love

And put on your new face

you can never win or lose


If you don't run the race

- Przestaniesz się tak na niego gapić? - zaśmiał się Liam obserwując loczka. Jednak Harry zignorował pytanie wpatrując się cały czas w chłopaka występującego na scenie. Zrobił sobie przerwę na wypicie kolejnych kieliszków.

Zasmucił się gdy tajemniczy szatyn zszedł ze sceny. Poczuł nieprzyjemne kłucie w klatce piersiowej. Za dużo emocji, nerwica oczywiście się odezwała. Zagryzł wargę z podekscytowania gdy zobaczył go blisko siebie. Liam i Niall gdzieś zniknęli a zamiast nich, obok Harry'ego usiadł właśnie ten chłopak.

- Hej - szepnął nieśmiało przechylając kolejny kieliszek.

- Cześć. - Uśmiechnął się przyjaźnie podając Stylesowi dłoń. - Jestem Louis, często tu jesteś? Nigdy cię nie widziałem.

- Harry. Nie.. Praktycznie nigdy tutaj nie byłem. - Wzruszył ramionami. - Masz piękny głos. Bardzo ładny występ.

- Dziękuję, ty też jesteś piękny.. W sensie pewnie pięknie śpiewasz. - Szybko się poprawił stresując się tym co właśnie powiedział. Harry się speszył rumieniąc na twarzy. Czuł się tak głupio. - Palisz? Może wyjdziemy na zewnątrz? - Kiwnął głową w formie aprobaty. Chwilę później już zaciągali się dymem rozmawiając o sobie. O swoich życiach.

- Czyli masz dużo rodzeństwa, mieszkasz z mamą i tatą, jesteście trochę biedni, ale się kochacie? Zazdroszczę - westchnął obracając papierosa w dłoni.

- Czy ja wiem, ważne, że jesteśmy razem. Rodzina dużo mi daje, a ty Harry? Lubisz swoją rodzinę?

- Uhm.. Ja.. T-tak, tak.. Lubię. - Szatyn uniósł brwi wyczuwając podstęp jednak nie chciał go wypytywać. Na pierwszym spotkaniu.

- Miło było cię poznać Styles, trzymaj mój numer, zadzwoń w wolnej chwili, może się jeszcze spotkamy. - Puścił oczko głaszcząc go po głowie po czym odszedł. Harry wewnętrznie pisnął.

To jednak był dobry wieczór. Przełamał swoje lęki i wstyd. W tym momencie jest z siebie dumny.

you make me strong | larry ✔Where stories live. Discover now