Ucieczka

84 3 1
                                    


Z pamiętnika Sherlocka Holmesa

Ktoś kiedyś powiedział, że miłość nie wybiera, cóż...ta osoba pewnie miała rację. [odpalcie muzykę] . Jako zwykły detektyw doradczy obdarzony niebywałą inteligencją nigdy nie myślałem, że trafię, w to miejsce, a mianowicie na ślub i to mój własny przy okazji uciekając z domu. Zacznijmy od początku byście mogli zrozumieć cały niesamowity łańcuch wydarzeń, które do tego doprowadziły. Za górami, za lasami, nie, tandeta. Zacznijmy od początku. Było to ciepłe lato jak na Londyński czas, temperatura sięgała 25 stopni, a brakowało spraw kryminalnych którymi mógłbym się zająć więc poświęcałem się siedzeniu nad eksperymentami i lekturze "Patrick Melrose" Edwarda St Aubyna. W, południe wyszedłem na wrzosową polanę obok domu gdyż spędzałem lato u moich rodziców opuszczając na jakiś czas cudowną Panią Hudson. Mało myśląc nad inteligencją mojego zachowania pognałem przez pole chcąc wybiegać frustrację. Na nieszczęście wpadłem na kogoś, i to dosłownie. Razem sturlaliśmy się po zboczu i zatrzymaliśmy się, w wielkim polu słoneczników. Spojrzałem wtedy w oczy mężczyzny na którego wpadłem i oniemiałem bo zdałem sobie sprawę, że właśnie jego szukałem. Było to doprawdy dziwne, nigdy tak nie miałem, a miłość uważałem za coś głupiego. Te granatowe oczy, mógłbym o nich pisać ballady, mniejsza z tym. Wstałem, otrzepałem się z ziemi i podałem rękę mężczyźnie, który powstrzymywał się od śmiechu. "Jestem John Watson", Sherlock Holmes, odpowiedziałem z ciekawością obserwując Johna. "Mogę?" zapytał, a ja przytaknąłem. Po chwili zanurzył swoją dłoń, w moich włosach i wyjął z nich wrzos. Zapewne spłonąłem rumieńcem. Po dwóch latach byliśmy parą, ale jego rodzice nie akceptowali homoseksualistów, a moja rodzina, no cóż większość poza matką i kuzynem tak samo więc ukrywaliśmy się. Aż wpadliśmy na szalony pomysł. Uciekniemy i weźmiemy ślub, to był impuls, skrzętnie przez mnie przemyślany. Z samego rana wyruszyliśmy, wyjechaliśmy początkowo do Polski, ale tam zostaliśmy wyproszeni kulturalnie przez prezesa z kotem na rękach i stado staruszek, które dodatkowo pokropiły nas święconą wodą. Więc ruszyliśmy do Francji i tam, w Paryżu, najromantyczniejszym mieście świata pobraliśmy się. Nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak tego dnia i dalej niedowierzam, że dzielę swoje rzycie z tym niesamowitym mężczyzną, którego kocham i  nigdy nie przestanę kochać.

Życie na Baker Street/ Johnlock one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz