John, Sherlock, Rosie i niezręczna kolacja

254 22 2
                                    

- Jedziemy dziś do rodziców Sherlocka, na miłość boską przebież się w końcu!-wrzasnął John wyprowadzony z równowagi Rosie, która chodziła po mieszkaniu zawinięta w prześcieradło.
- Musimy tam jechać ?- zapytała błagalnym tonem kierując spojrzenie w stronę Sherlocka, który siedział zagłębiony w odmętach pałacu pamięci.
- z grubsza..-zaczął Sherlock, ale John mu przerwał.
- Jedziemy i koniec kropka. Rosie ubieraj się!- wrzasnął Watson wiedząc, że jego córka właśnie zamierzała oddać się zajmującej lekturze „Hobbita". Dziewczyna odłożyła książkę na stół z głośnym hukiem, pokazała język po czym skierowała się do swojego pokoju. Po niecałej sekundzie do uszu Johna doszedł mocny krzyk, a właściwie zdanie.
- Tatowie? Mogę zabrać kogoś z nami?- wrzasnęła donośnie Rosie z za zamkniętych drzwi.
- Tak! Tylko na miłość boską się ubierz!-wrzasnął John.
Po pół godziny pojawiła się na Baker Street wysoka szatynka, z błękitnymi oczami, jasną karnacją. Była ubrana w granatowy płaszcz. Kiedy John ją zobaczył omal nie udusił się powietrzem.
- Ja do Rose.- powiedziała bez zbędnego dzień dobry.
- Przebiera się. Mogę poznać twoje imię?-zapytał John przyglądając się nowoprzybyłej.
- Sara Harrisson.- powiedziała szatynka przyglądając się to Johnowi to Sherlockowi. W tym momencie do salonu wparowała Rosie w wysokich glanach, podartych rajstopach, spódniczce w kratę i bluzce z tęczowym napisem „Born this way".
- Na miłość boską Rosie! Jedziemy do twojej babki, nie na koncert!- wrzasnął John wyprowadzony z równowagi dobiorem stroju córki, ale ona zignorowała jego wywód i pokierowała się do wyjścia ciągnąc za sobą szatynkę.
- S.H? Nie uważasz, że to dziwne?- zwrócił się do Sherlocka.
- Niby czemu.- odpowiedział mu ukochany i skierował się do wyjścia.
Do rodziców Sherlocka dotarli około 14:00. Teraz wszyscy siedzieli przy stole i jedli domowej roboty rosołek Pani Holmes.
- A, więc Rosie? Masz już chłopaka?- zapytała Pani Holmes spoglądając w kierunku naburmuszonej blondynki dziobiącej łyżką makaron.
- Nie mój obszar.-powiedziała Rosie i wzruszyła ramionami.
- Co to znaczy skarbie?-zapytała Pani Holmes, a John parsknął śmiechem na wspomnienie bardzo podobnej wypowiedzi Sherlocka podczas ich pierwszej kolacji.
- Mam być jeszcze dosłowniejsza ?-zapytała Rosie z sarkazmem, ale pod karcącym spojrzeniem ze strony Johna przybrała łagodniejszy ton- Cóż, jakby wolę kobiety.- powiedziała po czym spojrzała na siedzącą koło niej Sarę.
- Czy u was wszystko jest na odwrót? Ty wolisz kobiety, twój ojciec woli mężczyzn.- powiedział Mycroft z sarkazmem.
- Wujku, przypominam ci, że niedawno nabyłeś ciekawy okaz o imieniu Greg. Ojej, a może nie poruszaliście jeszcze tego tematu?- powiedziała Rosie z irytacją w głosie po czym pocałowała Sarę w policzek.
- A, ta młoda dama jak ma na imię ?- zapytał Pani Holmes zwracając się do Sary.
- Sara Harrisson.- odpowiedziała. Na widok miny Pani Holmes po tej wypowiedzi wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nawet Mycroft.

Życie na Baker Street/ Johnlock one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz