12. Ostatnie wakacje

500 32 50
                                    


Przez kolejne dwa dni dochodziłam do siebie po spotkaniu z Lisą Moretti. Gdybym miała szansę analizować w tym czasie własne emocje i skupić się wyłącznie na sobie, zapewne szybciej wróciłabym do normalnego stanu. Ale okoliczności, jak zwykle, nie sprzyjały. Już samo to, że musiałam dokładnie powtórzyć wszystko Matlide, a później jeszcze jednemu z zaprzyjaźnionych adwokatów, sprawiło, że nie miałam szans ani na chwilę oderwać się myślami od koszmarnego spotkania. Zaśmiałam się gorzko, gdy prawnik skomentował bałagan w agencji opiekunek. Ponury, pozbawiony radości śmiech, był jedną z moich najczęstszych reakcji w tamtym czasie.

Ale nawet gdyby wszystko kręciło się wokół Morettich, przetrwałabym to znacznie lżej. Bądź co bądź miałam dwadzieścia tysięcy euro w kieszeni, a moje relacja z Damiano przybrała określony kierunek. Po raz pierwszy w życiu posiadałam jednocześnie pieniądze i trochę miłości. Trudno było nie doceniać tak nieoczekiwanego uśmiechu od losu. Nawet w potwornej, chaotycznej rzeczywistości zdołałam wywalczyć dla siebie kawałek nieba. Ale nie miałam szans się tym nacieszyć. Pozorna sielanka między nami runęła w leniwy, piątkowy poranek, kiedy dopijaliśmy kawę w łóżku. Bo właśnie wtedy odebrałam telefon od Victorii.

Jej słowa wbiły się we mnie jak sztylety.

Coraline znów się upiła.

Victoria zadzwoniła tuż przed umówioną wizytą u psychiatry. Cora przyszła pod jej dom. Była w tak fatalnym stanie, że tylko cudem niczego sobie nie zrobiła. Widziałam minę Damiano. Panikę, która pojawiła się na jego twarzy. Bez słowa poderwał się z łóżka, a ja mogłam tylko pobiec za nim.

Byłam tak wściekła, że na klatce schodowej wyrzuciłam z siebie całą wiązankę przekleństw, której nie powstydziłby się zawodowy kierowca tira. Sąsiedzi i tak mieli wszelkie powody, by uważać nas za parę degeneratów.

- Zamorduję ją! - krzyknęłam do Damiano. - Jak Boga kocham, zamorduję tę idiotkę!

Zatrzymał się gwałtownie. Czułam, że przesadziłam, ale emocje, które się we mnie kłębiły, nastawiały do walki. O siebie, o nas.

- Nie nazywaj jej w ten sposób! Ona jest chora! - powiedział ostro.

- Ty przez nią też! I ja, i wszyscy naokoło!

Zarejestrowałam, że jedne z drzwi się uchyliły. Najwyraźniej fundowaliśmy sąsiadom niezłą atrakcję.

- Cora potrzebuje pomocy!

- A co ja niby staram się jej dać, co?!

Nim zdążyłam pokłócić się z Damiano na dobre, znów zadzwonił telefon.

- Co się dzieje, Vic? - warknęłam.

- Chcę wam powiedzieć, że Ethan zawiózł ją do domu. Daj mi Damiano.

Wcale nie miałam ochoty się do niego zbliżać. Nie teraz, gdy był na mnie wściekły. Ale mimo to podeszłam do niego, patrząc wyzywająco prosto w oczy.

- Victoria do ciebie - wręczyłam mu komórkę z większą siłą, niż było to potrzebne.

Przysiadłam na schodach i pozwoliłam im rozmawiać. Czułam gorące łzy pod powiekami. Miałam tego dość. Zapomniałam o współczuciu, którym darzyłam Coraline. Mogłam robić dla niej bardzo wiele. Mogłam pozwalać, by Damiano robił jeszcze więcej. Ale nigdy, naprawdę nigdy, nie miałam szans nad nią zapanować. Cora była jak niewidzialna ściana, która rozciągała się między nami i skutecznie oddzielała od reszty świata.

- Trzeba do niej iść - powiedział Damiano, oddając mi telefon. - Jest w kiepskim stanie.

- Kurwa, ja też! Ja też jestem w kiepskim stanie!

Ostanie wakacje || 18+ || Damiano David ffजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें