Rozdział 62

8.2K 278 32
                                    

Melisa 62

Przez resztę dnia nikogo nie wpuściłam to swojego pokoju. Zamknęłam go na klucz gdyż nie chciałam widzieć żadnego z domowników. Oczywiście nie obyło się bez upierdliwego dobijania, ale nie ugięłamsię i nie otworzyłam. Nawet ojca odprawiłam z kwitkiem. Nie spodziewałam się, że on również może coś przede mną ukrywać. Ale niestety pomyliłam się co do niego.

Wszystko mnie boli od płaczu. Jestem roztrzęsiona i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Obgryzam nerwowo paznokcie po samej skórze. Jeszcze nigdy nie były w tak opłakanym stanie jak teraz. Ale nawet nie panuję nad tym odruchem. Boję się zasnąć. Boję się zamknąć oczy, bo wiem, że
wtedy ten koszmar powróci. Dlatego staram się nie zasypiać. Ale w tej chwili jest to niezmiernie trudne, gdyż mój organizm jest osłabiony. Nie odżywiam się tak jak powinnam. Praktycznie nic nie piję, a na dodatek od dwóch tygodni śpię może przez trzy godziny na dobę.

W sumie to nie wiem czy nie zawyżyłam tego czasu. I tak minęło mi kilka kolejnych dni...

Chciałam być silna. Naprawdę chciałam sobie to jakoś wytłumaczyć i pogodzić się z moją przeszłością.
Chciałam to zrobić przede wszystkim dla dziecka. Bo dla niego muszę się ogarnąć. Ale nie przypuszczałam, że będzie to takie trudne. Leżenie w łóżku i użalanie się nad sobą doprowadzało
mnie do coraz większej depresji. Ojciec rozpaczliwie próbował się ze mną porozumieć. Nie robiło to jednak na mnie żadnego wrażenia. Po prostu odsunęłam się od wszystkich. Miałam nadzieję, że w końcu odpuszczą i zostawią mnie w spokoju. Nic bardziej mylnego. Każdego dnia drażnili mnie
nieustannym pukaniem i błaganiem o rozmowę, a ja starałam się puszczać to mimo uszu. Jedyną osobą, która się u mnie zjawiała jest Luca. Wchodzi przez ten cholerny balkon i zabiera mi moją
przestrzeń. Mogłam zamknąć okno, ale gdybym to zrobiła umarłabym chyba z przegrzania i duchoty. Zresztą jestem pewna, że on nie poddałby się tak łatwo i gdybym pozamykała się na trzy spusty to i tak by niczego nie dało. Wyważyłby drzwi bez żadnego zawahania, a wtedy nie miałabym jak schować się przed innymi. Dlatego świadomie zostawiam uchylone okno i wybieram mniejsze zło.

Co do koszmarów nocnych...niestety w dalszym ciągu mi doskwierają, a gdy budzę się Luca jest przy mnie i tuli mnie w swoich ramionach. Przez dwa dni od poznania prawdy nie pozwalałam mu się do siebie zbliżać. Uszanował to i starał się mnie uspokajać nie dotykając mnie. Jednak wczoraj mój napad histerii był tak ogromny, że mimo mojego sprzeciwu wziął mnie w swoje ramiona i czule szeptał pokrzepiające słowa, które o dziwo przyniosły ukojenie.

Nadal jestem na niego zła. Mam w sobie tyle sprzecznych uczuć i myśli, iż samej jest mi ciężko zapanować nad mętlikiem, który panuje w mojej głowie. Nie wiem co zrobić w sprawie ciąży. Na początku chciałam mu o niej powiedzieć, a teraz najchętniej zachowałabym to jedynie dla siebie tylko po to, aby go ukarać. Czasami uważam, że nie zasługuje, aby znać prawdę o dziecku. Że powinnam
wychować je sama z dala od tego gówna i otaczających go osób. Potem jednak nachodzi mnie myśl,
że pozbawiłabym dziecka ojca. A wiem jak ważne jest to, by zapewnić maleństwu pełną rodzinę. I
znowu kołchoz, który panuje w mej głowie zaczyna się od początku.
Pukanie do drzwi wybija mnie z myśli. Nie odpowiadam, więc osoba po drugiej stronie ponawia swą
czynność.

- Meliso utwórz, proszę. To ja. – Słyszę głos Luci i marszczę czoło ze zdziwienia, bo zawsze wchodził
do mnie przez balkon nie pytając nawet czy tego chcę. – Skarbie porozmawiajmy.

- Raczej nie mamy o czym! – odpowiadam zgodnie z prawdą. To co miałam mu do powiedzenia
wyrzuciłam z siebie ostatnio.

- Nie wygłupiaj się. Jeżeli tego nie zrobisz wyważę te cholerne drzwi.

W pułapce uczuć ( Seria Mafijna #1)Where stories live. Discover now