Rozdział XIX- Co czynić?

42 6 18
                                    


Numi wraz z Nujim i Shaló pośpiesznie zmierzali w kierunku bazy strażników w obawie o stan Haby. Weszli do pomieszczenia pełniącego funkcję lecznicy, w którym teraz panował zaduch od zmieszanych oddechów ludzi się w nim znajdującym. Wiejskie kobiety opatrywały obrońców Jamók, którzy doznali uszczerbku w trakcie niedawnego napadu. Zapach gorących leczniczych naparów wydobywający się z dzbanków mieszał się z nieprzyjemną wonią krwi, a troskliwe młode wolontariuszki regularnie donosiły starszym współpracownicom świeże opatrunki i zioła.

-Ajj!- syknął nieco obolały Haba, gdy jedna z kobiet oczyszczała jego ranę na ramieniu.

-Taki duży chłopiec, a boi się odkażania! Wstyd!- jedna z posługujących sędziwych wieśniaczek chciała nieco rozluźnić atmosferę przygnębienia panującą w bazie.

-Haba! Jak się czujesz, nie jesteś poważnie ranny?- podbiegła do rannego strażnika Numi. Oczom dziewczyny ukazały się otwarte rany na lewym ramieniu, klatce piersiowej i udzie. Odnotowała jednak z ulgą, że krwotok został niemal powstrzymany.

-Wszystko dobrze. – odparł z wymuszonym uśmiechem młodzieniec.

-Haba!- krzyknęli w jednej chwili Nuji i Shaló. -Którzy dranie tak Cię urządzili, posiekam ich w drobny mak!- obiecał Nuji.

-Powiedz, a znajdziemy tych łotrów, przyjacielu. – odrzekł z kolei jego druh.

-Moi drodzy, najważniejsze, że Wam nic nie jest, cieszę się, że jesteście tutaj. Złoczyńcy mogą znów uderzyć, choć raczej nie w ciągu najbliższych godzin. Jest ich cała banda, zaskoczyli nas, gdy eskortowaliśmy Rómiego i Haikiego, wyłonili się jakby spod ziemi. Starałem się walczyć z nimi, ale było ich zbyt wielu, znali sporo technik, w dodatku jeden zaszedł mnie od tyłu i ogłuszył. Gdyby nie Ori, który mnie ukrył. – chłopak na chwilę zamilkł. -Zabili go zaraz potem. Gdybym był wtedy świadomy. – zacisnął pięść. – Słuchajcie. Pomimo wszystko Rómi i Haiki są naszymi towarzyszami broni. Nie można pozwolić, by śmierć naszych poszła na marne, bo bronili oni naszej wsi, naszej społeczności. Zginęli tak, jak żyli, z honorem. – znów na krótko zaniemówił, a  po jego  policzku popłynęła łza. Zaraz jednak odzyskał siły na ciągnięcie wypowiedzi.- Stary Nu opracowuje już akcję odbicia. Wszystkiego dowiesz się w głównej sali, Nuji. – informował przyjaciół ranny wojownik.

-Uspokój się, Haba. Jesteśmy z Tobą, tutaj, widzisz? Byłeś bardzo dzielny. Na ich miejscu zrobiłbyś to samo, co Twoi kompani, wiemy to. Będziemy Cię bezgranicznie wspierać. – wzięła go za rękę Numi.

-Obawiam się, że nie mamy czasu na żadne odbijanie, tylko musimy działać natychmiast. – gorączkował się wnuk Upi.

-Spokojnie, Nuji, spokojnie. Nasi wrogowie nie są głupi, są za to wyrachowani i sprytni. Tę nieszczęsną dwójkę wzięli na zakładników i chcą coś na tym ugrać. To nie tępi zabójcy, ale przebiegłe kreatury. Dzisiejsze wydarzenie to raczej tylko jeden z etapów ich planu. Musimy ubiec ich w tej nędznej gierce i przejąć inicjatywę. – punktował spokojnie Haba.

-Zgadzam się! Nuji, pamiętaj, że jeśli zadziałamy pochopnie, jeszcze więcej ludzi może ucierpieć.- odparł Shaló.

-Macie rację, przez to wszystko straciłem jasność umysłu. Pójdę do dowódcy.- poinformował Nuji.

-Ja na chwilę chociaż zajmę się rannymi, wyręczę starsze kobiety. Czy czegoś Ci potrzeba, Haba? – zaoferowała się Numi.

-Bez obaw, jak na razie nie. Zajmij się bardziej rannymi. – zapewnił chłopak leżący na trzcinowej macie, która zdążyła już wchłonąć nieco krwi. -Shaló, idź i powiedz, proszę, stryjowi, dziadkom Nujiego i innym sąsiadom, by nie opuszczali domów. Naczelnik Sankó ponoć upił się wczoraj tak, że dziś nie zbierze mieszkańców, by cokolwiek przedsięwziąć, moczymorda jeden. – poprosił młodziana.

Miecz i KwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz