Rozdział LVI - Wiatr wspomnień, burza teraźniejszości

48 4 119
                                    



Shaló bił się z porannymi myślami, co dnia nawiedzającymi jego głowę, które prezentowały się w różnych rozmiarach i barwach, choć te rozległe i czarne zabierały miejsce jasnym i mniejszym z racji ostatnich przeżyć. Czuł, jakby pozytywna energia uchodziła z niego, jak ze zwiędniętego kwiatu. Wszedł do izby chłopców i, jak miał ostatnio w zwyczaju, bezładnie i nieco rozpaczliwie ułożył się na macie, wyciągając zabrany bez wiedzy ojca Shankiego zwój, który wreszcie zamierzał zacząć czytać. Drżącymi z ekscytacji dłońmi rozwinął dokument, po czym dokładnie śledził znaki, upewniając się, że pamięta każdy z nich, jeszcze z czasów edukacji domowej i w szkole dla średniozamożnych elit miejskich, gdzie recytowano długie starożytne poematy i mądrości bóstw, wojowników i wielkich reformatorów. Palcami śledził każdy znak, jak gdyby przyswajał go od początku. Czuł po raz kolejny, jakby znał skądś zapach tego papieru i styl pisma, jakby nawiązywał z każdym ze znaków szczególną i bliską więź zapisywaną w jego gnębionej rozterkami duszy.

10 dzień miesiąca ilók, Dzień Drzewa [poniedziałek], 65. Rok Ery Ustalania Nieograniczonego Ładu [20 III 206 r. n.e.]- tak zaczynał się zwój, w sprawie którego otwarcia Shaló od kilku dni pochłaniała żywcem rosnąca gwałtownie niczym morskie fale ciekawość.

-O brzasku z rosą wstałem i z głową spokojną wyszedłem. Rodzina moja bezpieczna, a depozyt u pana... - tu ku zdziwieniu Shaló zamazano nazwisko. - Wyruszyłem z miasta do stolicy, by wysłuchać polecenia od rady miejskiej i otrzymać coroczną licencję cekwó na handel. Nie przypuszczałem jednak, że sprawy potoczą się tak szybko. W Kūchyì [stolicy], gdzie dotarłem po pięciu dniach, nieznośny gwar i poruszenie, jak nigdy dotąd. Sprzedawcy gazet wydzierają się wniebogłosy, unosząc poplamione atramentem papierzyska lichej jakości. Kupcy, skądinąd przeze mnie nieznani, nerwowo szepczą między sobą, głosem jakby się stopniowo coraz bardziej załamującym. Możni rządowi urzędnicy każą pędzić już to sługom, już to koniom wożącym lektyki z przepasanymi dzwoneczkami. Czuć napięcie, jakiego nie było tu od czasów Dnia Wielkiego Błękitu*. Żołnierzy na placach gromadzi się coraz więcej, niby mrówek, a z okazji korzystać nie omieszkają przekupki, naciągacze, uliczne służki i barwni, groteskowi bandyci. Nocuję w zajeżdzie, odmówiłem lokum od radców, lepiej dziś nie ryzykować. Czasy przeklęte. Przy Bramie Sokoła spokój.

11 dzień miesiąca ilók, Dzień Miedzi [wtorek, 21 III 206 r. n.e.]- Obudziło mnie głośne krakanie wron. Udałem się do prawie pustego wysokiego budynku rady miejskiej i nasłuchiwałem coraz bardziej podejrzanych rozmów butnych arystokratów i markotnych gryzipiórków. W mieście dziesiątki, o ile nie setki wozów z północy, tragarze mówią w języku seqe, który znam troszkę, rozprawiają o jakichś oddziałach neme na północy. Zapuszczają się i plądrują pola i wsie, ale wszyscy mówią, że rząd ma wszystko pod kontrolą, że to tylko błahe incydenty. Owe wozy są pełne złota i cennych kamieni, mebli i pamiątek rodowych, przyjeżdżają nawet i rolnicy. W całym mieście zaprzyjaźnieni żołnierze z północnych państw dokazują, kradnąc i gwałcąc gdzieniegdzie, czasem któraś głowa pada na bruk za karę, z małym skutkiem. Mówią, że przy Bramie Sokoła spokój.

12 dzień miesiąca ilók, Dzień Metalu [środa 22 III]- Rzęsisty deszcz spadł tej nocy. Zjadłem prosty ryż. Szedłem na targi i zderzyłem się z Błękitnym Rumakiem, bardzo mnie ucieszył jego widok. Widząc twarz tego poczciwego człowieka nie sposób się nie śmiać. Mówił, że będzie mieć pieczę nad koniami naszych stepowych sojuszników. Mówiłem mu o wojnie, ale on w to nie wierzy. Wciąż się śmieje. W nocy silna burza. Przy Bramie Sokoła niemal cisza.

13 dzień miesiąca inió, Dzień Złota [czwartek 23 III]- Dziś spotkałem się z Karmazynowym Paniczem. Poczęstował mnie najlepszym jedzeniem, zapewnił, że sytuacja na północy stabilna. Byliśmy z Błękitnym Rumakiem w gospodzie. Wróciłem lekko rozradowany dzięki winie z dzielnicy rządowej. Brama Sokoła lekko niespokojna, ale mój umysł tak.

Miecz i KwiatWhere stories live. Discover now