Rozdział XXVI-Niedopowiedzenie

60 6 54
                                    


-Oczywiście, że się cieszę. – odparł Nuji po długim momencie ponownego zjednoczenia z młodszym bratem. -Gdy nas opuściłeś, nie miałeś nawet czternastu lat. Niecałe trzy lata minęły, a mam przed sobą mężczyznę. – kontynuował strażnik, jakby dłońmi badając rozstaw ramion i muskulaturę młodzieńca. -Rzeczywiście, jestem pod wrażeniem, Pahuó. Ale najważniejsze, że jesteś z nami. – raz jeszcze przytulił nastolatka.

-Dobrze już, dobrze.- żachnął się chłopak. – Nie jestem eksponatem, ani maskotką do ściskania. – splótł ręce i odwrócił głowę, lekko oburzony.

-Haha!- Nuji i Shaló wybuchli gromkim śmiechem.

-To nie jest śmieszne. – oponował Pahuó.

-Jest i to bardzo. Mam dziś powód do śmiechu i radości, bo wróciłeś. Shaló, to Pahuó, mój brat. Pahuó, to Shaló, mój przyjaciel. – przedstawił sobie młodzieńców. Bratanek Shichi posłał mu uśmiech, w odpowiedzi jednak otrzymał kamienną twarz Iskierki. - A teraz chodźmy. – rzucił Nuji.

-Już myślałem, że nigdy nie ruszymy się stąd.- stwierdził z przekąsem młodszy brat strażnika.

-Masz pięknego konia. – Shaló pogłaskał po pysku gniadą klacz chłopaka.

-Mgiełka. Dostałem ją od mistrza Gu, gdy opuszczałem stolicę. – poinformował jej jeździec.

-Prześliczna- wtórował chłopakowi Nuji. -Właśnie, właściwie jak jest w stolicy. I na jaki czas przyjechałeś? Tak w ogóle...- młodzieniec przerwał potok pytań brata.

-Wszystkiego dowiesz się w domu.- odparł sucho Pahuó. Strażnik przewrócił oczami.

-To może ja wrócę do wędkowania.- odezwał się Shaló.

-Przyjacielu, chodź z nami, będzie kolejna uczta, dziś wyjątkowa!- zapraszał Nuji.

-To wasz rodzinny dzień. Ja muszę zresztą pilnować domu, bo stryja nie ma w tej chwili. Wybacz, innym razem. Nie nalegaj, proszę.- uśmiechnął się.

-Jeśli tak.. Dobrego połowu!- pomachali sobie nawzajem.

-A pamiętasz, jak kiedyś schowali nam się w chatce rybackiej na rzece. Tam, gdzie wpada do Óji. Tyle strachu było.- wspominała dawne czasy pani Himi.

-Oj, tak, tego nigdy nie zapomnę. Kilka dni z pokoju nie wychodzili, bo nie chcieli słyszeć mojego krzyku.- śmiał się Upi. Wtedy spostrzegł majaczącą w dali sylwetkę konia idącego w asyście dwóch młodzieńców.

-To... to oni!- babcia chłopców trzymała dłoń nad oczami, by słońce nie przeszkadzało jej śledzić nadchodzących wnuków. Małżonkowie nie potrafili opanować radości. -Są wcześniej, niż myślałam!

-Pahuó, moja kochana Iskierko!- krzyknęła Himi, wyciągając ręce do chłopaka.

-Najdroższa babciu.- odwzajemnił jej gest adept stołecznej akademii.

-Chłopcze, jakżeś ty wyrósł!- uściskał go z kolei dziadek.

-Kochanie, dałeś sobie radę w tym wielkim świecie. Jestem z ciebie taka dumna.- roniła łzy radości staruszka. -I twoi rodzice też by byli.- dodała ciszej.

Po chwili rodzina zasiadła do uroczystego obiadu. Niezawodna pani Himi i tym razem spisała się na medal, wnosząc pośpiesznie miseczki ze smakowitą, parującą zawartością. Nie spodziewała się wcześniejszej wizyty wnuka, więc donosiła potrawy na bieżąco. Krewetki i raki w ostrym sosie, kurczak w polewie z ryżem i fasolą, bulion z bażanta, a na deser suszone owoce, sezamowe ciastka z miodem i, rzecz oczywista...

Miecz i KwiatWhere stories live. Discover now