Rozdział XXXVIII- Słodko-kwaśne momenty

91 4 193
                                    



Nad niedużą dębową rezydencją ciemna noc rozpostarła zasłonę zdobną w migoczące gwiazdy, a scenerii tej akompaniowały płazy i cykady. Księżyc zaglądał przez otwarte szeroko okiennice, rozświetlając pokoik z sypialną matą, a lekki wicherek wprawiał w ruch jedwabne zasłony.

-Nie rób tego, daj spokój. Nie rób!- śniący młody mężczyzna zobaczył w swym umyśle gwałtowne i dynamiczne sceny.

-Podejdź no, choć krok bliżej, a utopię tę wiejską wiedźmę!- krzyknął rosły mężczyzna z rozwianymi włosami i przyciętą bródką.

-Nie przejmuj się mną, uciekaj! - krzyczała dziewczynka ze łzami w oczach, przytrzymywana przez mocną rękę krzykacza.

-Puszczaj ją!- zakrzyknął jeszcze raz chłopak i zaczął biec w kierunku mężczyzny. Ten gwałtownie puścił trzymaną dziewczynkę i osłonił się przed ciosem, a następnie sięgnął do trzosa po coś przypominającego ostrze.

-Iri!- dźwięczył kilkunastokrotnie cienki dziewczęcy głos.

Młody człowiek gwałtownie wstał z łóżka, całkiem zlany potem. Sięgnął po kubek z wodą, który okazał się pusty.

-Nēba! Nie słyszysz mnie ty szczeni.. a no tak, teraz go nie ma, szlag.

-Paniczu, co się stało?- do izby weszła starsza kobieta z siwymi włosami spiętymi w kok. -Znów ten zły sen? Zaparzę ci ulubione zioła.

-Wszystko dobrze, Nanan-mayoyo. - odparł cicho, siedząc skulony na macie i przecierając pukiel włosów opadający mu na prawe oko.

-Jeśli wciąż to będzie się powtarzać, zawołam kapłana, żeby wygnać te złe moce. Dziwni ludzie wchodzą i wychodzą z tego domu, za dużo tu ciemnej energii.- westchnęła staruszka.

-Weźmie złoto, pójdzie i uda, że rozwiązał problem, niech się cioteczka nie łudzi. Bajek nie słucham.- skwitował.

-Mistrzu!- krzyczał Nēba, wchodząc do pokoju szybkim krokiem.

-Wreszcie jesteś, gdzie cię nosiło? Mówże.

-Wybacz Panie! We wsi Ojók.. we wsi Ojók...

-No co tam się zdarzyło, do rzeczy!- zdenerwował się Iri.

-Tam... mistrz Sekty Cieśli starł się z jakimś typkiem z innej ligi. Jego zausznik zdradził go i oboje zginęli, a ten od Smoczego Cieśli gdzieś zniknął... Wszystko w środku zaczęło się palić.

-W sumie wreszcie stali się godni swej nazwy.- zaśmiał się. -Coś jeszcze, prawda?

-Tak, Mistrzu! Tam były... te smarkacze z Jamók. I dziewczyna....

-Ta z Ojók? Co ci gówniarze tam robili? Nawet tam musieli wsadzić swoje łapy? Igrali z ogniem- uśmiechnął się złośliwie i podszedł do okna, wpatrując się w tarczę księżyca- teraz niech odważą igrać z jadem.

-O czym mówisz, Panie?- zaintrygował się młody służący.

-Powiedz woźnicy, żeby jechał do ludzi z dzielnicy Żurawia, mają jechać do Ojók. Wiedzą co mają robić. - rozkazał i popatrzył się w zaczerwienione białka oczu chłopaka.- A potem idź spać, Nēba. Miałeś ciężki dzień. Oni będą mieć ich więcej.- uniósł kącik ust i odetchnął głęboko.

***

Namiot, jeszcze przed chwilą stanowiący miejsce spotkania i walki regionalnych złoczyńców, teraz stał się stertą spalonych kawałków tkanin i drewna. Ludzie spędzający dotychczas czas na korzystaniu z atrakcji jarmarku, zaczęli wraz z trojgiem nastolatków gasić ogarniający pobliską łąkę pożar.

Miecz i KwiatWhere stories live. Discover now