Rozdział XXII- Zwyciężyliśmy! (prawda?)

46 6 38
                                    


Aj!- syknął Nuji, gdy spostrzegł, że ktoś strzelił do niego z łuku. Modlił się, by nie była to zatruta strzała. Jego wróg wyzwolił się z jego objęć i sięgnął po swój miecz, gdy zranił go ktoś z tyłu. Zwinnie uskoczył jednak i zniknął w ciemnościach.

-Nuji! Nic ci nie jest?- zapytał się starszy człowiek w czarnej zbroi, z rozwianymi szpakowatymi włosami.

-Komendant Nu! – ukłonił się strażnik.

-Nie czas na formalności. Jesteś ranny, chłopcze. Chodź.- zażądał dowódca.- Jesteście otoczeni, dranie! Poddajcie się, a oszczędzimy wam życie! Ostrzegam po raz ostatni!- krzyknął.

Walka rozgorzała na nowo z całą zawziętością. Przyboczni Iriego dyskretnie ewakuowali swego skrytego za szatą zwierzchnika, lecz w ostatniej chwili ich poczynania zauważył Haiki.

-Nuji!- podbiegł do strażnika.- Dokończ to, co zacząłeś. Patrz, tam jest drań Iri! Nigdy nie odpłacę Ci tego, co Ci uczyniłem, ale będę próbować każdego dnia. – zadeklarował jego niedawny wróg, po czym chwycił miecz i rozpoczął siekanie bandytów, nim jego rozmówca zdołał cokolwiek powiedzieć.

-Stać, podli zbójcy! W imieniu Pułkownika Nu i strażnika Nujiego, stać!- rozkazał Haiki.

-Myślisz, że rzucimy miecze i ukorzymy się przed bandą łamagów? Zabić tę nędzną pchłę, i tak za dużo już wie! – opryskliwie rzucił polecenie około 30-letni wojownik Iriego.

-Najpierw policzcie się ze mną, jeśli tacy z was bohaterowie.- odbił piłeczkę Nuji. – No dalej!- krzyknął, z dzikim uśmiechem dobywając miecza. Z bezlitosną szybkością rozpruł lekką zbroję i brzuch młodego złoczyńcy, po czym przystąpił do eliminacji kolejnych. Jeden z nich próbował go zaskoczyć z tyłu, lecz niespodziewanym refleksem wykazał się, ku zaskoczeniu wnuka Upi, Haiki, który chwycił wroga za kark i szybkim cięciem przeciął mu szyję. Nuji na widok przemiany swego denuncjatora nieznacznie skinął głową w jego stronę. Zaskoczeni młodzieńcy ujrzeli, iż bandyci zaczynają się wycofywać. W oddali Nu rozkazał swym ludziom ścigać resztę, a sam rozprawiał się z pozostałymi.

-Chronić Mistrza!- krzyknął jeden z nich. Utworzyli oni kordon ochronny wokół człowieka w kapturze, sformowany z mieczy i kusz. Po chwili kilku z nich otrzymało jednak ciosy w kark, jak przypuszczał Nuji, zatrutymi strzałkami.

-Teraz!- rozkazał przystąpić do ataku podkomendnym. Zamierzał wykorzystać okazję, gdy pozostali wojownicy byli wciąż osłupiali. Udało mu się wyprzedzić strzały kusz i zamachnięcia ostrzami mieczy i nagle jego ostrze znalazło się przy głowie schowanej za szatą postaci czołowego bandyty regionu.

-Mam waszego marnego mistrza! Ani kroku dalej, bo poderżnę mu gardło jak kurze! – ryknął Nuji.

Na widok przegranej wielu zaczęło panicznie uciekać, lecz zostali prędko zlikwidowani przez strażników.

-Dajcie sobie spokój. Jeśli teraz się poddacie, nie zawiśniecie. Nuże, poddawać się, głupcy!- apelował Stary Nu. Rzeczywiście, po chwili namyślania wielu z nich rzuciło broń, a jedynie garstce udało się zniknąć przed oczami i ostrzami obrońców Jamók.

-Stój, Nuji! Dobra robota, strażniku! – pochwalił chłopaka pułkownik. -Nie zabijaj go, jego wiedza jest dla nas cenniejsza niż wszystkie szmaragdy świata. To rozkaz!

-Tak jest, Panie Pułkowniku! Oddaję go w Pańskie ręce!- zasalutował przyjaciel Shaló.

-Bandyci! Widzicie, jak kończy się wasz marny żywot. Mam nadzieję, że więzienie albo ciężka praca na północnej granicy czegoś was nauczy. A oto i mały, nędzny człowieczek, którego zwiecie mistrzem!- Nu energicznym ruchem zdjął kaptur z głowy mężczyzny. Oczom zgromadzonych ukazała się delikatna twarz młodego mężczyzny z aksamitnie czarnymi włosami zakrywającymi czoło.

Miecz i KwiatWhere stories live. Discover now