modlitwa ×chrollo x fem!kurapika× |¦hunter x hunter¦|

91 8 2
                                    


Organy, które zazwyczaj słychać było już na zewnątrz, a ich wysokie tony odbijały się od kościelnych murów, teraz ucichły. Zegar, który bił zawsze o równej godzinie też milczał, a wahadło bezgłośnie kiwało się w prawo i w lewo. Ta cisza była przytłaczająca.

Ze względu na porę roku, ołtarz nie był przyozdobiony polnymi kwiatami, a Gwiazdą Betlejemską — zimowym kwiatem doniczkowym. Raczej płaskie, krwistoczerwone płatki układały się w sposób przypominający słońce, a biało-czerwone pączki zajmujące środek każdego kwiatu wyglądały jak gałki oczne ze zwężonymi ze strachu źrenicami.

Ponad jej głową, na sklepieniu kaplicy znajdowały się wizerunki Świętych. Piękne, kolorowe malunki znajdowały się na całym suficie, a przez specyficzny sposób malowania oczu miała wrażenie, że Ci wszyscy Święci bacznie się jej przypatrują, nie ważne w której części budynku się znajduje.

Zaledwie kilka miesięcy temu przez duże okna z witrażami, do środka wpadało kolorowe światło.
Teraz panował tam półmrok. Przez wczorajszą zamieć zostały przerwane linie energetyczne, a nikt nie kwapił się, by to naprawić, więc właśnie świece dawały nikłe światło. Znajdowały się z przodu, oświetlając w głównej mierze ołtarz.
Na ścianach pojawiały się tajemnicze cienie, a cisza, chłód i lekko "dymowy" zapach mogły powodować uczucie osamotnienia.

W kaplicy ustawione były dwa długie rzędy ławek, lecz ona klęczała na podwyższeniu przed prezbiterium. Schodek niżej, posadzka miała wzór szachownicy. Czy to nie ironiczne? Wszyscy tu zebrani byli jak pionki, ustawiane na planszy przez Chrollo Lucilfera. Pytanie tylko, jaką rolę w całym tym przedstawieniu odgrywała ona. Nie miała żadnych wątpliwości ku temu, że nie miałby żadnych oporów, by ją poświęcić dla dobra ogółu, bądź samego siebie.

Jak w transie wpatrywała się w Najświętszy Sakrament. Połowa jej pięknej, młodej twarzy była oświetlona, podczas gdy druga pozostawała w cieniu. To tak bardzo do niej pasowało. W połowie czysta, dobra, jasna, a w połowie grzeszna, egoistyczna, brudna i zakłamana. Tylko on znał tę drugą, gorszą stronę.

Bijący od podłogi chłód potęgował ból, który czuła przez zbyt długie klęczenie. Struktura podłoża już odbiła się na jej kolanach, a jutro zapewne ukarzą się na nich purpurowe siniaki. Przez mocno splecione palce, ostre brzegi koralików różańca, który właśnie ściskała, jak kolce róży wbijały się w jej blade dłonie, tworząc bolesne odciski. Cierpienie zbliży ją do Boga — powtarzali.

Drzwi wejściowe głośno zaskrzypiały, a do kościoła wpadło kilka mroźnych powiewów wiatru. Z zimna zadrżała. Brązowy habit, który nazywała czasem szatą pokutną, nie dawał dużo ciepła. Mogła wziąć sweter, ale uparła się, że tego nie zrobi. Jezus przez czterdzieści dni, które spędził na pustyni, też cierpiał z zimna i głodu. Cierpienie zbliży ją do Boga, więc wytrzyma. Musi wytrzymać.

Echo rytmicznych kroków, które teraz słyszała tak wyraźnie, jak nigdy dotąd, objęło swoim zasięgiem całe pomieszczenie.
Ktoś położył jej dłoń na ramieniu, a do jej nozdrzy dotarła woń kadzidła, świec i czegoś, czego nie mogła do końca zidentyfikować. Mimo to, dobrze znała ten zapach. To był zapach najczystszego zła.

Gdy ich oczy się spotkały, mężczyzna subtelnie się uśmiechał. Kobieta obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem.

— Modlitwa nie zwróci życia twojemu dziecku. — Spokojny, acz stanowczy tembr jego głosu odbił się od ścian i przeszył jej serce jak sztylet. Zacisnęła zęby.

Zachód pomysłów ☑Where stories live. Discover now